Выбрать главу

– Powodzenia.

Wychodząc z toalety minęła Lulu Bell i księżnę Lavinię z ich podręcznymi bagażami. Kiedy dotarła do kabiny, Davy właśnie zabierał się do rozkładania fotela, który zajmowały. Diana była niezmiernie ciekawa, w jaki sposób obszerna otomana może zamienić się w dwa oddzielne łóżka, usiadła więc i przypatrywała się z zainteresowaniem.

Steward najpierw zdjął wszystkie poduszki, a następnie usunął podłokietniki i otworzył dwie prawie niewidoczne klapki w ścianie, za którymi znajdowały się haki, po czym wyciągnął spod fotela metalową ramę i umocował ją na hakach, mniej więcej na wysokości piersi. Diana zdążyła pomyśleć, że konstrukcja nie sprawia wrażenia zbyt solidnej, kiedy Davy wydobył skądś dwa grube pręty, których użył jako podpórek. Następnie ułożył na dolnym łóżku poduszki, służące dotychczas jako oparcie, i podłokietniki, na górnym zaś materac stanowiący zasadniczą część fotela, po czym zasłał oba łóżka błękitną pościelą.

Koje wydawały się wygodne, lecz były zastraszająco odkryte. Jednak Davy wyjął ze schowka granatową kotarę i zawiesił ją na metalowej szynie przymocowanej do sufitu, o której Diana sądziła do tej pory, że służy wyłącznie dla ozdoby. Kotara, przytwierdzona dodatkowo zatrzaskami do krawędzi łóżek, tworzyła szczelną zasłonę. Davy pozostawił jedynie trójkątną szczelinę, przypominającą wejście do namiotu, przez którą pasażerowie mogli wślizgnąć się do środka. Wreszcie oparł o górną koję metalową drabinkę i odwrócił się do Marka i Diany z zadowoloną miną, jakby właśnie dokonał czarodziejskiej sztuczki.

– Proszę mi powiedzieć, kiedy zechcą państwo udać się na spoczynek, to przygotuję wasze łóżka – powiedział.

– Czy tam w środku nie będzie duszno? – zapytała Diana.

– Nad każdą koją jest wentylator – odparł. – Proszę spojrzeć w górę. – Diana podniosła głowę i zobaczyła metalową kratkę z dźwignią umożliwiającą jej otwieranie i zamykanie. – Jest też osobne okno, lampka, wieszak na ubranie i półka, a w razie potrzeby wystarczy nacisnąć guzik i zaczekać, aż przyjdę.

Kiedy był zajęty łóżkami Lulu Bell i księżnej Lavinii, dwaj pasażerowie zajmujący miejsca po drugiej stronie przejścia, przystojny Frank Gordon i łysy Ollis Field, wzięli podręczny bagaż i poszli przebrać się do męskiej toalety. Davy zabrał się do szykowania im posłań. Ponieważ biegnące wzdłuż całej maszyny przejście nie znajdowało się dokładnie w osi samolotu, lecz nieco bliżej jego lewej burty, tamte dwie koje były usytuowane równolegle do ściany, nie zaś poprzecznie, jak cztery pozostałe.

Księżna Lavinia zjawiła się w sięgającym do podłogi granatowym peniuarze obszytym błękitną koronką i dopasowanym kolorystycznie turbanie. Na twarzy miała nieruchomą maskę urażonej godności; z pewnością ogromnie cierpiała z powodu, że musi pokazywać się publicznie w nocnym stroju.

– Boże, umrę na klaustrofobię! – jęknęła z przerażeniem na widok koi. Kiedy jednak nikt nie zwrócił na nią uwagi, zdjęła jedwabne kapcie, wsunęła się na dolną koję i nie powiedziawszy nawet dobranoc zasunęła szczelnie kotarę.

W chwilę później do kabiny weszła Lulu Bell; miała na sobie komplet z półprzezroczystego różowego szyfonu, odsłaniający większość jej wdzięków. Od startu z Foynes zachowywała się wobec Marka i Diany ze sztywną uprzejmością, ale teraz chyba zapomniała o urazie, gdyż usiadła obok nich na otomanie i powiedziała z ożywieniem:

– Nawet nie macie pojęcia, czego dowiedziałam się o naszych towarzyszach podróży! – Wskazała kciukiem puste miejsca Fielda i Gordona.

Mark zerknął niepewnie na Dianę, po czym zapytał:

– Co takiego, Lulu?

– Pan Field jest agentem FBI!

Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego – pomyślała Diana. Agent FBI to po prostu policjant.

– A Frank Gordon jest więźniem! – uzupełniła Lulu swoje rewelacje.

– Kto ci to powiedział? – zapytał sceptycznie Mark.

– Wszyscy o tym mówią!

– Ale to jeszcze nie znaczy, że to prawda.

– Wiedziałam, że mi nie uwierzycie! Ten chłopak, który siedzi z przodu, podsłuchał rozmowę między Fieldem i kapitanem. Kapitan był wściekły jak diabli, bo FBI nie uprzedziło Pan American o tym, że na pokładzie znajduje się niebezpieczny przestępca. Wybuchła straszna awantura i załoga odebrała Fieldowi rewolwer!

Diana przypomniała sobie, że Field istotnie sprawiał takie wrażenie, jakby miał Gordona pod swoją opieką.

– Nie powiedzieli, co przeskrobał ten Gordon?

– To gangster. Zastrzelił człowieka, zgwałcił jego dziewczynę i podpalił nocny klub.

Dianie trudno było w to uwierzyć. Przecież z nim rozmawiała! Istotnie, nie wyglądał na zbyt subtelnego, ale był przystojny, starannie ubrany i rozmawiał z nią bardzo uprzejmie. Mogła go sobie wyobrazić jako oszusta podatkowego lub właściciela nielegalnego kasyna gry, ale nie wydawało się możliwe, żeby zabijał ludzi. Lulu była osobą łatwo ulegającą emocjom, gotową uwierzyć we wszystko, co jej powiedziano.

– Moim zdaniem, to bardzo mało prawdopodobne – stwierdził Mark.

Lulu machnęła z rezygnacją ręką.

– Poddaję się – westchnęła. – W ogóle nie ma w was czegoś takiego jak żądza przygód. – Podniosła się z miejsca. – Idę spać. Obudźcie mnie, gdyby zaczął kogoś gwałcić. – Wspięła się po drabince na górną koję, ale przed zaciągnięciem kotary wystawiła głowę i powiedziała do Diany: – Złotko, doskonale rozumiem, czemu spławiłaś mnie tam, w Irlandii. Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że mi się należało. Wlazłam Markowi na głowę. W każdej chwili jestem gotowa zapomnieć o tej historii. Dobranoc.

Właściwie można było uznać to za przeprosiny. Diana nie potrafiła ich odrzucić.

– Dobranoc, Lulu – odparła.

Lulu zasunęła kotarę.

– To przede wszystkim moja wina – odezwał się Mark. – Wybacz mi, kochanie.

Pocałowała go.

Znowu była spokojna i odprężona. Nie przerywając pocałunku osunęła się z Markiem na fotel. Prawa pierś Diany była przyciśnięta do jego ramienia. Fizyczny kontakt sprawiał jej przyjemność. Poczuła na ustach dotknięcie jego języka; rozchyliła nieco wargi, by mógł wsunąć go do środka. Słyszała głośny oddech Marka. Chyba na razie wystarczy – pomyślała. Otworzyła oczy… i ujrzała Mervyna.

Szedł w kierunku dzioba samolotu i może by jej nawet nie zauważył, gdyby nie to, że w pewnej chwili zerknął przez ramię i stanął jak wryty. Na jego pobladłej twarzy malował się wyraz niedowierzania i zdumienia.

Diana znała go już tak dobrze, że czytała w jego myślach. Choć powiedziała mu wcześniej, że kocha Marka, on w swoim zaślepionym uporze nie chciał tego zaakceptować, w związku z czym widząc swoją żonę całującą kogoś innego doznał niemal takiego samego szoku, jaki stałby się jego udziałem, gdyby nie otrzymał żadnego ostrzeżenia.

Zmarszczył groźnie brwi. Przez chwilę Diana obawiała się, że Mervyn rozpęta awanturę, on jednak odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Co się stało. – Zapytał Mark. Był tak zajęty całowaniem Diany, że nie zauważył Mervyna.

Postanowiła nic mu nie mówić.

– Ktoś może nas zobaczyć… – szepnęła.

Cofnął się niechętnie.

Odetchnęła z ulgą, ale zaraz potem ogarnęła ją złość. Mervyn nie miał prawa wlec się za nią przez pół świata i wściekać za każdym razem, kiedy przyszła jej ochota pocałować Marka. Małżeństwo nie było rodzajem niewolnictwa; odeszła od niego, a on musiał się z tym pogodzić. Mark zapalił papierosa, Diana zaś zapragnęła stanąć z Mervynem twarzą w twarz i powiedzieć mu, by zostawił ją w spokoju.

Wstała z fotela.

– Zobaczę, co się dzieje w saloniku. Ty zostań tutaj i pal.

Wyszła nie czekając na odpowiedź.

Ustaliła już, że Mervyn nie siedział w żadnej z tylnych kabin, ruszyła więc ku dziobowi samolotu. Podskoki i przechyły ustały na tyle, że mogła iść nie trzymając się niczego. Nie było go także w kabinie numer trzy. W saloniku gracze szykowali się do długiej rozgrywki: zapięli pasy, zapalili papierosy i ustawili na stolikach liczne butelki whisky. Przeszła do kabiny numer dwa, której połowę zajmowała rodzina Oxenford. Wszyscy pasażerowie wiedzieli już, że podczas kolacji lord Oxenford znieważył słynnego naukowca Carla Hartmanna, w którego obronie wystąpił Mervyn Lovesey. Mervyn miał również dodatnie cechy charakteru; nigdy nie usiłowała temu zaprzeczać.

Za kabiną znajdowała się kuchnia. Nicky, ten tłusty steward, zmywał w niesamowitym tempie naczynia, podczas gdy jego kolega słał pasażerom łóżka. Naprzeciwko kuchni były drzwi męskiej toalety, dalej zaś schodki prowadzące na pokład nawigacyjny i kabina numer jeden. Sądziła, że zastanie tam Mervyna, ale ujrzała tylko odpoczywającą drugą załogę.

Weszła po schodkach do kabiny nawigacyjnej. Nie umknęło jej uwagi, że była wyposażona równie luksusowo jak część samolotu przeznaczona dla podróżnych. Załoga uwijała się jak w ukropie.

– Później z przyjemnością wszystko pani pokażemy, ale teraz przelatujemy przez bardzo silny sztorm, więc proszę, aby zechciała pani wrócić na miejsce i zapiąć pas – zwrócił się do niej jeden z oficerów.

Schodząc po kręconych schodach nabrała pewności, że Mervyn jest w męskiej toalecie, ale w dalszym ciągu nie udało jej się stwierdzić, gdzie znajduje się jego fotel.

Dając krok z ostatniego stopnia, wpadła na Marka.

– Co tu robisz? – zapytała gwałtownie, kryjąc zmieszanie.

– Zastanawiałem się, co się z tobą stało – odparł. W jego głosie pojawiła się jakaś nieprzyjemna nuta.

– Postanowiłam się trochę rozejrzeć.

– I poszukać Mervyna?

– Mark, dlaczego jesteś na mnie zły?

– Dlatego, że wymykasz się, aby go znaleźć.