Выбрать главу

– Czy zechcieliby państwo wrócić na swoje miejsca? – przerwał im Nicky. – Chwilowo przestało nami trząść, ale to nie potrwa zbyt długo.

Poszli z powrotem do kabiny. Diana czuła się bardzo głupio. Śledziła Mervyna, a Mark śledził ją. To nie miało najmniejszego sensu.

Usiedli, ale zanim zdążyli podjąć rozmowę, wrócili także Ollis Field i Frank Gordon. Obaj byli w szlafrokach, przy czym szlafrok Franka był jedwabny, z wyhaftowanym czerwonym smokiem, Fielda zaś wełniany i mocno już znoszony. Kiedy Gordon zrzucił szlafrok, okazało się, że ma na sobie czerwoną piżamę w delikatne białe prążki. Wspiął się po drabince na górną koję.

W chwilę potem, ku przerażeniu Diany, Field wyjął z kieszeni szlafroka błyszczące kajdanki i powiedział coś przyciszonym głosem do swego podopiecznego. Nie dosłyszała odpowiedzi, lecz z tonu łatwo mogła się zorientować, że Frank zaprotestował. Jednak agent FBI nie ustępował; Gordon wysunął wreszcie rękę, a Field przykuł go do ramy łóżka, po czym starannie zasunął kotarę i zapiął zatrzaski.

A więc to jednak prawda: Frank Gordon był więźniem.

– Cholera! – mruknął Mark.

– Ale nie wierzę, że jest mordercą! – szepnęła Diana.

– Mam nadzieję, że nie jest, bo wtedy bezpieczniej byłoby zapłacić pięćdziesiąt dolarów i płynąć czwartą klasą na jakimś parowcu!

– To straszne, że ten policjant założył mu kajdanki. Nie wyobrażam sobie, jak ten biedny chłopak się wyśpi? Przecież nawet nie będzie mógł odwrócić się na drugi bok!

Mark uścisnął ją delikatnie.

– Masz okropnie miękkie serce – powiedział. – Facet jest prawdopodobnie gwałcicielem i mordercą, a tobie jest go żal, bo nie będzie mógł się porządnie wyspać!

Oparła głowę na jego ramieniu, on zaś pogładził ją po włosach. Kilka minut temu był na nią naprawdę wściekły, ale to już minęło.

– Mark… – szepnęła. – Czy myślisz, że na takiej koi zmieszczą się dwie osoby?

– Boisz się, kochanie?

– Nie.

Zerknął na nią ze zdziwieniem, a potem uśmiechnął się, kiedy wreszcie dotarło do niego znaczenie jej słów.

– Przypuszczam, że chyba się zmieszczą… ale nie obok siebie.

– Naprawdę?

– Te koje sprawiają wrażenie bardzo wąskich.

– W takim razie… – Ściszyła jeszcze bardziej głos. – W takim razie jedno z nas będzie musiało być na wierzchu.

– I to ty masz na to ochotę?

Zachichotała.

– Chyba tak.

– Muszę się nad tym zastanowić – odparł z udawaną powagą. – Ile ważysz?

– Pięćdziesiąt kilogramów i dwie piersi.

– W takim razie może pójdziemy się przebrać?

Zdjęła kapelusz i położyła go na fotelu, Mark zaś wyciągnął ich podręczny bagaż. Miał dość sfatygowaną torbę z kurdybanu, ona zaś niewielką skórzaną walizeczkę ze złotymi inicjałami.

Wstała z miejsca.

– Pośpiesz się – poprosił Mark i pocałował ją.

Objęła go, a wtedy wyraźnie poczuła jego erekcję.

– Och…! – Szepnęła. – Dasz radę utrzymać go w takim stanie, dopóki nie wrócę?

– Może. Chyba że wybiję nim okno. – Roześmiała się. – Ale wtedy nauczę cię, jak błyskawicznie przywrócić mu te rozmiary – dodał.

– Nie mogę się doczekać…

Mark wziął torbę i ruszył w kierunku dzioba samolotu, do męskiej toalety. W przejściu między kabinami minął się z wracającym stamtąd Mervynem; spojrzeli na siebie jak nastroszone koguty, ale żaden nie odezwał się ani słowem.

Diana ze zdumieniem stwierdziła, że jej mąż ma na sobie zgrzebną flanelową koszulę nocną w szerokie brązowe pasy.

– Skąd to wziąłeś, na litość boską? – zapytała, nie wierząc własnym oczom.

– Możesz się śmiać, jeśli masz ochotę – odparł. – W Foynes nie udało mi się dostać nic innego. Miejscowy sklepikarz w życiu nie słyszał o jedwabnych piżamach. Nie wiedział, czy jestem pedałem, czy tylko brakuje mi piątej klepki.

– Wątpię, czy spodobasz się w tym pani Lenehan.

Diana nie miała pojęcia, dlaczego to powiedziała.

– Nie sądzę, żebym spodobał się jej w czymkolwiek – odparł sucho Mervyn, po czym wyszedł z kabiny.

Zjawił się steward.

– Davy, czy mógłbyś posłać nam łóżka? – zwróciła się do niego Diana.

– Oczywiście, proszę pani.

– Dziękuję.

Wzięła walizeczkę i skierowała się do tylnej części maszyny.

Przechodząc przez kabinę numer pięć zastanawiała się, gdzie będzie spał Mervyn; ani w tym, ani w następnym pomieszczeniu nie było ani jednego posłanego łóżka, a mimo to zniknął jej z oczu. Może w apartamencie dla nowożeńców? Niemal w tej samej chwili uświadomiła sobie, że nie widziała też nigdzie Nancy Lenehan. Zamarła w bezruchu przed drzwiami damskiej toalety, porażona nieprawdopodobną myślą: Mervyn dzielił z Nancy Lenehan apartament dla nowożeńców!

Nie, to niemożliwe. Żadna linia lotnicza nie zgodziłaby się na coś takiego. Nancy z pewnością położyła się już spać w którejś z kabin w przedniej części samolotu.

Mimo to Diana musiała się upewnić.

Podeszła do drzwi apartamentu, zawahała się… po czym nacisnęła klamkę.

Apartament był wielkości zwyczajnej kabiny, miał wzorzysty dywan, beżowe ściany i granatową tapicerkę w srebrne gwiazdy, taką samą jak w salonie. W głębi znajdowały się dwie oddzielne koje, po prawej stronie niewielka kanapa i stolik do kawy, po lewej zaś taboret i toaletka z lustrem. W każdej ścianie były po dwa okna.

Zdumiony jej nagłym pojawieniem się Mervyn stał na środku pomieszczenia. Pani Lenehan była nieobecna, ale na kanapie leżał jej szary płaszcz z kaszmirskiej wełny.

Diana zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Jak mogłeś mi to zrobić?

– To znaczy co?

Dobre pytanie – przyznała w duchu. Właściwie dlaczego była taka wściekła?

– Wszyscy się dowiedzą, że spędziłeś z nią noc!

– Nie miałem wyboru – zaprotestował. – Wszystkie miejsca były już zajęte.

– Ludzie będą się z nas śmiać! Wystarczy, że ścigasz mnie jak szaleniec!

– Czemu miałbym się tym przejmować? I tak wszyscy śmieją się z faceta, którego żona uciekła z innym mężczyzną.

– Ale ty jeszcze pogarszasz sprawę! Powinieneś pogodzić się z sytuacją i starać się ją zaakceptować.

– Myślałem, że znasz mnie trochę lepiej.

– Owszem, znam. Właśnie dlatego starałam się nie dopuścić do tego, żebyś tu za mną dotarł.

Wzruszył ramionami.

– Cóż, jak widać nie udało ci się. Jesteś za mało sprytna, żeby mnie przechytrzyć.

– A ty jesteś zbyt głupi, żeby zorientować się, kiedy należy się taktownie wycofać!

– Nigdy nie uważałem się za wzór taktu.

– Kim ona właściwie jest? Widziałam, że ma obrączkę!

– Jest wdową. Poza tym, nie masz prawa mówić o niej z taką wyższością. To ty jesteś mężatką, a mimo to spędzisz tę noc ze swoim amantem.

– Przynajmniej będziemy spać osobno w ogólnie dostępnej kabinie, a nie ukryci w zacisznym wnętrzu apartamentu dla nowożeńców!

Mówiąc to zdusiła kiełkujące w niej poczucie winy, gdyż doskonale pamiętała, że zaledwie przed kilkoma minutami planowała uczynić coś wręcz przeciwnego.

– Tyle tylko, że ja nie mam romansu z panią Lenehan, podczas gdy ty przez całe lato zadzierałaś spódnicę dla tego chuderlawego playboya! – syknął z wściekłością.

– Nie staraj się być wulgarny! – parsknęła, choć wiedziała, że Mervyn ma rację. Robiła dokładnie to, co powiedział: wyskakiwała z majtek za każdym razem, kiedy udało jej się zostać z Markiem sam na sam. Tak właśnie było.

– Jeżeli ja jestem wulgarny mówiąc o tym, ty robiąc to byłaś znacznie bardziej wulgarna!

– Ale przynajmniej zachowywałam się dyskretnie. Nie chwaliłam się tym i nie starałam się ciebie upokorzyć.

– Wcale nie jestem tego taki pewien. Prawdopodobnie okaże się, że jestem jedyną osobą w Manchesterze, która nie miała zielonego pojęcia o tym, co robisz. Cudzołożnice nigdy nie są tak dyskretne, jak im się wydaje.

– Nie mów o mnie w ten sposób! – zaprotestowała.

– A dlaczego? Przecież tym właśnie jesteś, czyż nie tak?

– Ale to okropnie brzmi… – szepnęła, odwracając spojrzenie.

– Ciesz się, że teraz nie kamienuje się takich kobiet, jak to było w czasach biblijnych.

– Wstrętne słowo!

– Powinnaś wstydzić się czynu, nie słowa.

– Jesteś obrzydliwie porządny – powiedziała ze znużeniem. – Nigdy w życiu nie zrobiłeś niczego niewłaściwego, zgadza się?

– Oczywiście, że nie! – odparł gniewnie.

Nie miała do niego siły.

– Odeszły od ciebie dwie kobiety, ale ty za każdym razem byłeś całkowicie niewinny! Czy nigdy nie zaświtało ci podejrzenie, że to ty popełniłeś jakiś błąd?

Dopiero to naprawdę do niego dotarło. Chwycił ją za ramiona tuż nad łokciami i potrząsnął.

– Dawałem ci wszystko, czego chciałaś! – warknął.

– Ale nigdy cię nie obchodziło, co naprawdę czuję i myślę! – krzyknęła. – Nigdy! Właśnie dlatego od ciebie odeszłam.

Spróbowała go odepchnąć, kiedy nagle otworzyły się drzwi i do apartamentu wszedł Mark. Przez chwilę stał bez ruchu, przyglądając im się w milczeniu, po czym zapytał:

– Co się dzieje, Diano? Masz zamiar spędzić tu noc?

Wyswobodziła się z uścisku Mervyna.

– Nie – odparła wyniośle. – To kabina pani Lenehan… i Mervyna.

Mark roześmiał się pogardliwie.

– Nieźle! Muszę to wykorzystać w jakimś scenariuszu.

– Nie ma w tym nic zabawnego! – zaprotestowała.

– Oczywiście, że to zabawne – odparł. – Facet goni za swoją żoną jak wariat, ale kiedy ją wreszcie dopadł, natychmiast zamyka się z inną kobietą w apartamencie dla nowożeńców.