Выбрать главу

– Większość dziewcząt w twoim wieku, zgoda, ale nie z twojej klasy społecznej.

– Dlaczego uważasz, że to stanowi jakąś różnicę?

– Dlatego, że nie widzę najmniejszego sensu w tym, byś wykonywała jakąś idiotyczną pracę za pięć dolarów tygodniowo mieszkając w apartamencie, który twego ojca będzie kosztował sto dolarów miesięcznie!

– Wcale nie chcę, żeby ojciec płacił za moje mieszkanie.

– W takim razie jak dasz sobie radę?

– Już wam powiedziałam: wynajmę sobie pokój.

– W jakiejś obskurnej norze! Po co, jeśli można wiedzieć?

– Będę odkładać pieniądze na bilet, a potem wrócę do Anglii i wstąpię do Pomocniczej Obrony Terytorialnej.

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – odezwał się ponownie ojciec.

– O czym nie mam pojęcia, ojcze? – zapytała z przekąsem Margaret.

Matka usiłowała jej przerwać.

– Proszę, nie…

Margaret nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.

– Wiem, że będę musiała wykonywać różne polecenia, podawać kawę i rozmawiać z klientami przez telefon. Wiem, że zamieszkam w jednym pokoju wyposażonym w gazową albo elektryczną kuchenkę i że wraz z innymi lokatorami będę korzystała z tej samej łazienki. Wiem, że nie spodoba mi się bycie biedną, ale za to na pewno pokocham wolność.

– O niczym nie wiesz – powtórzył z pogardą. – Wolność? Będziesz równie wolna jak królik na wybiegu. Powiem ci coś, czego nikt nigdy ci nie mówił, moja panno: jesteś rozpieszczona i zepsuta. Nigdy nie chodziłaś do szkoły…

Ta jawna niesprawiedliwość spowodowała, że do jej oczu nabiegły łzy.

– Chciałam pójść do szkoły! – wykrzyknęła. – To wy mi nie pozwoliliście!

Zignorował jej wybuch.

– Prano ci ubranie, podawano do łóżka jedzenie, wożono samochodem wszędzie, gdzie tylko zapragnęłaś, odwiedzały cię dzieci, z którymi chciałaś się bawić, ale ty nawet przez chwilę nie zastanowiłaś się, skąd się to wszystko bierze.

– Nieprawda!

– A teraz chcesz się uniezależnić. Przecież nawet nie wiesz, ile kosztuje bochenek chleba. Mam rację?

– Wkrótce się dowiem…

– Nie wiesz, jak prać bieliznę. Nigdy w życiu nie jechałaś autobusem. Nigdy nie spałaś w domu zupełnie sama. Nie wiesz, jak nastawić budzik, zastawić pułapkę na myszy, nie potrafisz zmywać naczyń ani ugotować jajka… Umiesz ugotować jajko? Powiedz mi, umiesz?

– Nawet jeśli nie, to czyja to wina?

– Jaki będzie z ciebie pożytek w biurze? – ciągnął lord Oxenford z twarzą wykrzywioną grymasem gniewu i pogardy. – Przecież nawet nie wiesz, jak zaparzyć herbatę, ani nie widziałaś na oczy segregatora. Nigdy nie musiałaś siedzieć w jednym miejscu od dziewiątej rano do piątej po południu. Szybko ci się to znudzi. Nie wytrzymasz nawet tygodnia.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że mówił o sprawach, które jej także nie dawały spokoju. W głębi duszy dopuszczała możliwość, że ojciec ma rację; może rzeczywiście nie da sobie rady i po tygodniu wyrzucą ją z pracy? Jego bezlitosny głos niszczył jej marzenie tak samo, jak morskie fale niszczą zamek z piasku. Nie wytrzymała i rozpłakała się otwarcie, pozwalając, by łzy płynęły jedna za drugą po jej policzkach.

– Myślę, że już chyba wystarczy… – próbował wtrącić się Harry.

– Niech mówi dalej – zaszlochała. Tym razem Harry nie mógł jej nic pomóc. To była sprawa tylko między nią a ojcem.

Lord Oxenford kontynuował przemowę, czerwony na twarzy, podkreślając kiwaniem wskazującego palca wypowiadane coraz donośniejszym głosem słowa.

– Boston to nie angielska wioska. Tutaj ludzie nie pomagają sobie nawzajem. Jeśli zachorujesz, zostaniesz otruta przez niedouczonych lekarzy. Jeśli wyjdziesz na ulicę, zgwałcą cię Murzyni, jeśli będziesz chciała wynająć mieszkanie, żydowscy kamienicznicy zedrą z ciebie skórę. A co się tyczy twoich planów wstąpienia do armii, to…

– Mnóstwo dziewcząt wstąpiło do wojska – wpadła mu w słowo Margaret, lecz jej głos był niewiele lepiej słyszalny od słabego szeptu.

– Nie takich jak ty. Twardych dziewcząt, przyzwyczajonych do codziennego wczesnego wstawania i szorowania podłóg, nie zaś rozpieszczonych arystokratek. Niech Bóg broni, żebyś znalazła się w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa! Natychmiast zaczęłabyś się trząść jak galareta.

Margaret przypomniała sobie, jak przerażona i bezradna była na pogrążonych w ciemności ulicach Londynu, i na jej twarzy wykwitł rumieniec wstydu. Ale to przecież wcale nie oznaczało, że będzie taka do końca życia. Ojciec zrobił wszystko, by uczynić ją bezradną i uzależnioną, lecz ona twardo postanowiła, że stanie na własnych nogach. Nie uda mu się odwieść jej od tego zamiaru.

Wymierzył w nią wskazujący palec i wybałuszył oczy tak bardzo, iż wydawało się, że za chwilę wyskoczą mu z orbit.

– Nie wytrzymasz tygodnia w biurze, ale w wojsku nie wytrzymałabyś nawet jednego dnia – wycedził ze złośliwą satysfakcją. – Jesteś zbyt miękka.

Rozparł się wygodnie w fotelu, sprawiając wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.

Harry wstał ze swego miejsca i usiadł obok Margaret, po czym wyjął z kieszeni czystą lnianą chusteczkę i otarł delikatnie jej mokre policzki.

– A co do ciebie, mój fircykowaty kawalerze… – zaczął lord Oxenford, ale nie dokończył, gdyż Harry błyskawicznie zerwał się z fotela i zwrócił w jego stronę. Margaret wstrzymała oddech, spodziewając się najgorszego.

– Nie życzę sobie, żeby zwracał się pan do mnie w ten sposób – powiedział spokojnie Harry. – Nie jestem dziewczyną, tylko dorosłym mężczyzną, i jeśli obrazi mnie pan, to palnę pana w ten tłusty pysk.

Oxenford nie odezwał się ani słowem, Harry zaś odwrócił się od niego i ponownie usiadł obok dziewczyny.

Margaret była bardzo przygnębiona, ale gdzieś na dnie jej serca żarzyła się iskierka triumfu. Powiedziała mu, że odchodzi, a on krzyczał na nią i sprowokował ją do płaczu, ale nie udało mu się jej zmusić, by zmieniła postanowienie.

Udało mu się natomiast zasiać w jej duszy ziarno niepokoju. Już minionej nocy nawiedzały ją wątpliwości, czy zdoła zrealizować swoje plany i czy nie wycofa się w ostatniej chwili, sparaliżowana niemożliwym do przezwyciężenia przerażeniem. Kpiną i pogardą ojciec podsycił te wątpliwości tak, że urosły do rozmiarów poważnego problemu. Nigdy w życiu nie zrobiła nic, co wymagało autentycznej odwagi; czy teraz jej się to uda? Musi się udać – pomyślała. – Wcale nie jestem zbyt miękka i udowodnię mu to.

Ojciec zachwiał nieco jej determinacją, ale nie doprowadził do zmiany kursu. Jednak należało się spodziewać, że jeszcze nie zrezygnował. Zerknęła w jego kierunku nad ramieniem Harry'ego; ojciec z ponurą miną wpatrywał się w okno. Kiedy Elizabeth sprzeciwiła się jego woli, zakazał jej powracać do rodziny. Kto wie, czy jej siostra jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoich bliskich.

Jaką okropną karę obmyślał dla Margaret?

ROZDZIAŁ 23

Diana Lovesey myślała ponuro o tym, że żadna prawdziwa miłość nie trwa zbyt długo.

Kiedy zakochał się w niej Mervyn, z rozkoszą spełniał każde jej życzenie, im bardziej wymyślne, tym lepiej. Był gotów w każdej chwili jechać do Blackpool po lody, iść z nią do kina albo rzucić wszystko i lecieć do Paryża. Uwielbiał odwiedzać z nią wszystkie sklepy w Manchesterze w poszukiwaniu apaszki w niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju odcieniu morskiej wody, nie miał nic przeciwko temu, gdy w połowie koncertu dochodziła do wniosku, że czuje się zmęczona i postanawiała wracać do domu, wstawał wraz z nią o piątej rano, kiedy akurat miała taki kaprys, i szedł na herbatę do baru dla robotników. Jednak wkrótce po ślubie zaczął się zmieniać. Rzadko odmawiał jej czegokolwiek, ale dość szybko przestał znajdować przyjemność w zaspokajaniu jej kaprysów. Zachwyt ustąpił miejsca tolerancji, potem zniecierpliwieniu, a wreszcie, pod sam koniec, wręcz pogardzie.

Teraz zastanawiała się, czy jej stosunki z Markiem ułożą się według tego samego schematu.

Przez całe lato był jej niewolnikiem, teraz jednak, zaledwie w kilka dni po podjęciu decyzji o wspólnej ucieczce, coś się popsuło. Tak bardzo mieli siebie dosyć, że nawet spali osobno! Co prawda w środku nocy, kiedy rozpętała się burza i samolot podskakiwał jak dziki koń, niewiele brakowało, by Diana zapomniała o swojej dumie i wślizgnęła się do koi Marka. Nie mogła jednak znieść myśli o takim upokorzeniu, leżała więc bez ruchu z zamkniętymi oczami, pewna, że za chwilę umrze. Miała nadzieję, że on przyjdzie do niej, lecz Mark okazał się równie uparty jak ona, co napełniło ją jeszcze większą wściekłością.

Rano prawie się do siebie nie odzywali. Diana obudziła się na krótko przed wodowaniem w Botwood, a kiedy wstała, Mark był już na brzegu wraz z innymi pasażerami i załogą. Teraz siedzieli naprzeciwko siebie w usytuowanych przy przejściu fotelach, udając zajętych śniadaniem. Wyglądało to jednak w ten sposób, że ona przesuwała po talerzu kilka truskawek, on zaś skubał grzankę, rozsypując okruchy na tacy.

Diana właściwie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo rozgniewała ją wiadomość, że Mervyn zajmuje wraz z Nancy Lenehan apartament dla nowożeńców. Spodziewała się chyba, że Mark będzie podzielał jej uczucia i spróbuje ją pocieszyć, ale on tylko zarzucił jej, że nadal kocha Mervyna. Jak mógł coś takiego powiedzieć, szczególnie po tym, kiedy rzuciła wszystko, by uciec z nim do Ameryki!

Rozejrzała się dookoła. Po prawej stronie księżna Lavinia i Lulu Bell prowadziły bezsensowną rozmowę; w nocy żadna nie zmrużyła oka, w związku z czym obie były bardzo wyczerpane. Po drugiej stronie kabiny jedli w milczeniu śniadanie Ollis Field i jego podopieczny, Frankie Gordino. Gordino był przykuty kajdankami do poręczy fotela. Wszyscy sprawiali wrażenie znużonych i nie w sosie. To była męcząca noc.