Steward zebrał tace i talerze. Księżna Lavinia narzekała, że jej jajecznica była nie dosmażona, a bekon zanadto uwędzony. Steward zaproponował kawę, lecz Diana nie miała na nią ochoty.
Pochwyciła spojrzenie Marka i spróbowała się uśmiechnąć. Przyglądał się jej ponuro.
– Dzisiaj jeszcze nie odezwałeś się do mnie ani słowem.
– Dlatego, że wydajesz się bardziej zainteresowana Mervynem niż mną!
Nagle opadła z niej cała złość. Może miał powody, by odczuwać zazdrość?
– Wybacz mi, Mark… – szepnęła. – Jesteś jedynym mężczyzną, na którym mi zależy, możesz mi wierzyć.
Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni.
– Naprawdę?
– Tak. Czuję się okropnie. Zachowywałam się jak idiotka.
Pogłaskał ją po ręce.
– Najdroższa… – Spojrzała mu z bliska w oczy i ku swemu zdumieniu przekonała się, że są wypełnione łzami. – Boję się, że mnie opuścisz.
Nie spodziewała się tego. Była wstrząśnięta. Nigdy nie przyszło jej na myśl, że on mógłby bać się, iż ją utraci.
– Jesteś tak urocza i atrakcyjna, że mogłabyś mieć każdego mężczyznę na świecie, i wprost trudno mi uwierzyć, że wybrałaś właśnie mnie. Cały czas obawiam się, że w pewnej chwili uświadomisz sobie pomyłkę i zajmiesz się kimś innym.
To wyznanie ogromnie ją wzruszyło.
– Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Dlatego zakochałam się w tobie.
– Naprawdę nie zależy ci na Mervynie?
Zawahała się przez ułamek sekundy, lecz jemu to wystarczyło.
– A więc jednak ci zależy – powiedział z goryczą.
W jaki sposób mogła mu to wytłumaczyć? Nie kochała już Mervyna, ale on nadal miał nad nią coś w rodzaju władzy.
– Nie jest tak, jak myślisz – powiedziała bezradnie.
Mark cofnął rękę.
– W takim razie oświeć mnie. Powiedz mi, jak jest naprawdę.
W tej samej chwili do kabiny wszedł Mervyn. Rozejrzał się, dostrzegł Dianę i natychmiast podszedł do niej.
– A więc tu jesteś.
Ogarnął ją niepokój. Czego od niej chce? Czy jest zdenerwowany? Miała nadzieję, że nie urządzi żadnej sceny.
Spojrzała na Marka. Miał bladą, napiętą twarz.
– Posłuchaj, Lovesey – powiedział, nabrawszy głęboko w płuca powietrza – nie chcemy następnej kłótni, więc może poszedłbyś stąd sobie?
Mervyn nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.
– Musimy porozmawiać – oznajmił żonie.
Diana przyjrzała mu się uważnie. „Rozmowa” z Mervynem sprowadzała się zwykle do jego monologu, który czasem przybierał wręcz formę oracji. Nie dostrzegła żadnych oznak gniewu ani wzburzenia. Przeciwnie – odniosła wrażenie, że Mervyn jest trochę zakłopotany. Zaintrygowało ją to.
– Nie życzę sobie żadnych awantur – odparła ostrożnie.
– Nie będzie awantury, obiecuję.
– W takim razie dobrze.
Mervyn usiadł obok niej i spojrzał na Marka.
– Czy ma pan coś przeciwko temu, żebyśmy zostali na chwilę sami?
– Oczywiście, że tak! – odparł Mark zaczepnym tonem.
Obaj zawiśli wzrokiem na jej ustach. Zrozumiała, że decyzja należy do niej. Szczerze mówiąc wolałaby zostać z Mervynem sam na sam, ale gdyby to powiedziała, boleśnie dotknęłaby Marka. Nie mogła się zdecydować, po której stronie powinna się opowiedzieć. Wreszcie podjęła decyzję. – Opuściłam Mervyna i teraz jestem z Markiem. Muszę być wobec niego lojalna.
– Mów, Mervyn – zwróciła się do męża. – Jeśli nie możesz powiedzieć tego przy Marku, to ja też nie chcę tego słyszeć.
Wyraźnie go to zaskoczyło.
– Jak sobie życzysz – odparł z wyraźną irytacją, ale natychmiast opanował się i odzyskał spokój. – Zastanawiałem się nad różnymi rzeczami, które powiedziałaś. Przede wszystkim o mnie. Jak to przestałem się tobą interesować i jak bardzo byłaś nieszczęśliwa.
Umilkł. Diana nie odzywała się ani słowem. To było zupełnie do niego niepodobne. Czyżby szykował jakąś niespodziankę?
– Chciałem ci powiedzieć, że jest mi ogromnie przykro.
Nie potrafiła ukryć zdumienia. Widziała, że mówi zupełnie serio. Co spowodowało tę zmianę?
– Bardzo pragnąłem, abyś była szczęśliwa – ciągnął Mervyn. – Początkowo nie myślałem o niczym innym. Nigdy nie chciałem cię unieszczęśliwić. To źle, że tak się stało. Zasługujesz na szczęście dla siebie, ponieważ dajesz je innym. Wystarczy, że wejdziesz do pokoju, a ludzie od razu zaczynają się uśmiechać.
Oczy zaszły jej łzami. Mervyn miał rację; ludzie uwielbiali na nią patrzeć.
– Unieszczęśliwianie cię to ogromny grzech. Już nigdy więcej tego nie zrobię.
Czy on chce obiecać, że będzie dla mnie dobry? – pomyślała z niepokojem. – Czy zacznie błagać, żebym do niego wróciła?
– Nie wrócę do ciebie – powiedziała, uprzedzając jego ewentualne pytanie.
Puścił to mimo uszu.
– Czy jesteś szczęśliwa z Markiem? – zapytał.
Skinęła głową.
– Czy on będzie dla ciebie dobry?
– Tak. Jestem tego pewna.
– Zabraniam ci mówić o mnie tak, jakby mnie tu nie było! – warknął Mark.
Diana wzięła go za rękę.
– Kochamy się – powiedziała, patrząc Mervynowi prosto w oczy.
– Aha. – Po raz pierwszy od początku rozmowy na jego twarzy pojawił się cień pogardliwego uśmiechu, ale zniknął tak prędko, że Diana nie zdążyła nabrać pewności, co ten grymas miał naprawdę oznaczać. – Tak, chyba ci wierzę.
Czyżby zamierzał ustąpić? To było do niego zupełnie niepodobne. Jak wiele wspólnego z jego zaskakującym przeistoczeniem miała ta atrakcyjna wdowa?
– Czy to pani Lenehan kazała ci porozmawiać ze mną? – zapytała podejrzliwie Diana.
– Nie, choć wie, co mam ci do powiedzenia.
– W takim razie pośpiesz się i wykrztuś to wreszcie! – ponaglił go Mark.
Mervyn zmarszczył brwi.
– Spokojnie, chłopcze. Diana wciąż jeszcze jest moją żoną.
– Nie masz już do niej żadnych praw; więc nie staraj się stwarzać wrażenia, że jest inaczej – odparował Mark. – I nie nazywaj mnie chłopcem, dziadku.
– Daj spokój – poprosiła Diana. – Mervyn, jeśli chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, to zrób to zamiast prowokować kłótnie.
– Już dobrze, dobrze. – Wziął głęboki oddech. – Nie chcę stać wam na drodze. Poprosiłem, byś do mnie wróciła, a ty odmówiłaś. Jeśli sądzisz, że ten typek zdoła mnie zastąpić i uczynić cię szczęśliwą, to powodzenia. Życzę wam jak najlepiej. – Umilkł i spojrzał najpierw na nią, potem zaś na niego. – To wszystko.
Zapadła cisza. Wreszcie Mark otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Diana nie pozwoliła mu dojść do głosu.
– Ty przeklęty hipokryto! – Przejrzała zamysł męża, lecz nawet ją samą zdumiała gwałtowność jej reakcji. – Jak śmiesz!
– Jak to? – wykrztusił zaskoczony Mervyn. – O co…
– Co to za bzdury z tym „niestawaniem nam na drodze”? I nie życz nam powodzenia z taką miną, jakby to było dla ciebie nie wiadomo jakie poświęcenie! Zbyt dobrze cię znam, Mervynie Lovesey: potrafisz zrezygnować z czegoś tylko wtedy, kiedy już ci na tym nie zależy. – Zdawała sobie sprawę, że wszyscy pasażerowie siedzący w kabinie przysłuchują się z żywym zainteresowaniem, ale była zbyt wściekła, żeby zwracać na to uwagę. – Doskonale wiem, co zamierzasz. Dziś w nocy przespałeś się z tą wdową, prawda?
– Nie!
– Nie? – Przyjrzała mu się uważnie. Chyba mówił prawdę. – Ale niewiele brakowało, zgadza się? – Natychmiast poznała po wyrazie jego twarzy, że tym razem trafiła w dziesiątkę. – Zadurzyłeś się w niej, ona cię polubiła, więc już mnie nie potrzebujesz, czy tak? Przyznaj, że o to właśnie chodzi!
– Nic takiego nie powiem, bo…
– Bo nie masz odwagi zdobyć się na uczciwość. Ja jednak znam prawdę, a wszyscy inni, którzy lecą tym samolotem, podejrzewają, jak ona wygląda. Zawiodłam się na tobie, Mervyn. Myślałam, że okażesz się silniejszy.
Wyraźnie go tym ubodła.
– Silniejszy?
– Otóż to. Ty jednak wymyśliłeś żałosną historyjkę o tym, że postanowiłeś usunąć nam się z drogi. Nie tylko jesteś słabeuszem, ale cierpisz też na rozmiękczenie mózgu. Nie urodziłam się wczoraj. Nie uda ci się tak łatwo mnie oszukać.
– W porządku, w porządku! – odparł, unosząc ręce w obronnym geście. – Zaproponowałem ci pokój, ty zaś odrzuciłaś moją ofertę. Rób, co uważasz za stosowne. – Wstał z fotela. – Na podstawie tego, co mówisz, można by pomyśleć, że to ja uciekłem za granicę z kochanką. Daj mi znać, kiedy się pobierzecie. Przyślę ci w prezencie nóż do ryb.
Z tymi słowami wyszedł z kabiny.
– Dżentelmen! – prychnęła Diana.
Rozejrzała się dokoła. Księżna Lavinia pośpiesznie odwróciła wzrok, Lulu Bell uśmiechnęła się, Ollis Field zmarszczył z dezaprobatą brwi, a Frankie Gordino gwizdnął cicho i mruknął:
– Ale temperament!
Wreszcie spojrzała na Marka, niepewna, jak zareagował na słowa Mervyna i jej wybuch. Ku swemu zdziwieniu stwierdziła, że Mark uśmiecha się szeroko. Jego uśmiech okazał się zaraźliwy, gdyż w następnej chwili stwierdziła, że ona także śmieje się do niego.
– Co w tym takiego zabawnego? – zapytała, zanosząc się śmiechem.
– Byłaś wspaniała – odparł. – Jestem z ciebie dumny. I zadowolony.
– Dlaczego?
– Bo chyba po raz pierwszy w życiu nie cofnęłaś się, tylko postawiłaś na swoim.
Czy tak rzeczywiście było? Chyba tak.
– Zdaje się, że masz rację – przyznała.
– Już się go nie boisz, prawda?
Zastanowiła się przez chwilę.
– Rzeczywiście, już nie.