Выбрать главу

To by było bezlitosne. Nie mogę też prosić, by trzymały się z daleka od duchów Móriego czy duchów Ludzi Lodu. Albo żeby omijały Madragów, chociaż oni należą do innej klasy, nie są duchami, są istotami stworzonymi przez Boga bardzo, bardzo dawno temu. W Królestwie Światła znajduje się mnóstwo różnych istot, a wszystkie są naszymi przyjaciółmi Czy mam mówić, że to potępieńcy? Duchy odepchnięte łagodną ręką Pana?

Święta Panienko, przecież nie mogę tego zrobić. Wchodzę w konflikt z tym, co ustalili ojcowie Kościoła, twierdząc, że wszystko, co niewidzialne dla zwykłych ludzi, jest złe, i tym, co czytamy w Biblii o dobroci Boga wobec wszelkiego stworzenia na tej Ziemi.

Wybacz mi, jeśli popełniam błąd. Uważam jednak, że to ostatnie, iż należy być dobrym dla wszystkiego, co istnieje na Ziemi, jest właściwe i najbardziej godne Ciebie oraz Pana Naszego.

Pożegnała się z dziewczynkami, które pobiegły zbierać kwiaty. Usłyszała jeszcze słowa Berengarii:

– Nie chce mi się chodzić daleko. Czy myślicie, że jeśli włożę pod poduszkę kwiaty z ogrodu, to wróżba będzie ważna? A dwie krzyżujące się żwirowane alejki chyba mogą uchodzić za rozstajne drogi?

Theresa uśmiechnęła się. Cała Berengaria! Ze wszystkiego próbuje się wywinąć tanim kosztem.

Rozejrzała się po swoim pięknym pokoju i jak zwykle doznała wyrzutów sumienia.

Czy ja mam do tego wszystkiego prawo? Co właściwie mówi nasz Pan na temat tego życia poza czasem i przestrzenią? Czy oszukaliśmy Boga i Śmierć oraz wszystko to, co naturalne?

Czy mamy prawo być tacy szczęśliwi?

Theresa została wychowana w lęku przed piekłem. Dekalog zabraniał jej uznawać innych bogów poza tym jednym. Wiara w Chrystusa i kult Dziewicy Maryi, i święci oczywiście też, bo oni są pośrednikami pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Mogą więc wstawiać się u niego za grzesznymi ludźmi.

Mieszkańcy Królestwa Światła jednak przekroczyli wszystkie granice. Piekło, jak można się bać piekła po śmierci, skoro człowiek może żyć wiecznie? Jak wierzyć w karzące archanioły, które odróżniają zło od dobra? W Królestwie Światła nie istnieje przecież żadne zło, tylko ci z miasta nieprzystosowanych nie pogodzili się z panującymi tutaj warunkami i tęsknią do zewnętrznego świata. Zresztą oni też nie są źli, chociaż czasami przychodzą im do głowy niewłaściwe pomysły.

Wiara i poglądy Theresy doznawały wstrząsów, od kiedy się tutaj znalazła. Mimo wszystko nadal miała w domu ołtarzyk, a Erling towarzyszył jej w modlitwach.

Bardzo by chciała wiedzieć, co Bóg o tym wszystkim sądzi.

Ale Pan zachowywał milczenie.

Może to dobry znak? Theresa wolała przyjąć, że tak właśnie jest. Wtedy jej życie byłoby pełne.

Gdyby tylko chłopcy…

Nie, nie była w stanie myśleć, co mogło się z nimi stać. Tak długo się o nich martwiła, że teraz musi zacząć myśleć o czym innym albo zwariuje.

Chciała tylko patrzeć na swój fantastyczny ogród, zagłębić się w jego urodzie i czuć, że w Królestwie Światła nie istnieje żadne zło.

Theresa nie wiedziała jeszcze o strachu i gorączkowym niepokoju elfów.

Trudno im się było skoncentrować na przygotowaniach do nadchodzącej nocy. Zapowiadało się, że najbardziej czarodziejska noc w roku może się przemienić w koszmar trudny do pojęcia.

Duchy Ludzi Lodu i Móriego nic o tym wszystkim nie wiedziały, one żyły swoim życiem w innej części królestwa. Natomiast elfy i pozostałe istoty natury ogarniał niepokój, chociaż złe przeczucia miały nie tylko one. Daleko na bagnach i mokradłach małe istotki zastanawiały się nad tym nowym, co wdarło się do ich bezpiecznego świata, ale nie miały odwagi rozmawiać z karłami ani leśnymi krasnoludkami, ani z elfami, nie wiedziały, że oni wszyscy mają te same zmartwienia.

Był jednak ktoś, kto martwił się bardziej, wiedział bowiem więcej o tym strasznym, nie miał tylko odwagi nikomu tego powiedzieć.

A noc świętojańska się zbliżała.

11

W świecie zewnętrznym wysoko ponad Ziemią wisiał księżyc. Nie miał akurat teraz wielkiej siły, ponieważ była noc świętojańska, najkrótsza noc w roku.

Z letniskowego domku w wyludnionych okolicach Skandynawii wyszła kobieta. Zatrzymała się, wchłaniając w siebie niezwykłe zapachy nocy, ciszę, tajemniczość, wpatrywała się w zaczarowany krajobraz.

Była całkiem sama. Inne domki stały puste, ich właściciele przyjeżdżali tutaj tylko na polowania i na Wielkanoc.

Tej nocy wszystko było jak odmienione. Krzewy łozy wokół działki kołysały się lekko, poruszane niemal niedostrzegalnym wiatrem. Kobiecie zdawało się, że ukrywają się pod nimi małe podziemne istotki, które ją obserwują. Zadrżała.

Nikt już w tych czasach nie wierzył w istnienie tego rodzaju stworzeń. Dawno minął rok dwutysięczny. Ziemia została zrujnowana przez niczego nie rozumiejących ludzi. Jeszcze nadawała się do zamieszkania, jeszcze można było oddychać, jeszcze produkowano trochę jedzenia. Ale zasoby topniały błyskawicznie w miarę przybywania ludzi

W Skandynawii na razie panował względny spokój. Księżyc świecił nad rozległymi pustkowiami, nie zamieszkanymi lasami i górami, daleko od stłoczonych miast, budowanych tak blisko siebie, że się ze sobą zlewały. Kobieta liczyła sobie dwadzieścia siedem lat, nazywano ją Paula. Teraz była dosyć dziwnie ubrana. Miała na sobie tylko długi, niebiesko-czarny kaftan i sandały zrobione z kilku rzemieni, przeciągniętych pomiędzy palcami stóp. Nie przywykła do takiego obuwia, właściwie nigdy w czymś takim nie chodziła, kupiła je wyłącznie na tę chwilę i teraz z trudem utrzymywała je na nogach. Na szyi zawiesiła „alraunę”, to znaczy nie prawdziwą, nigdzie nie zdołała takiej znaleźć, ale korzeń imbiru przypominał do złudzenia magiczny korzeń. Pospolitej barwy popielatoblond włosy umalowała kruczoczarną farbą, twarz pokryła wrzaskliwym makijażem. W tajemniczym woreczku trzymała różne czarodziejskie rekwizyty.

Ponieważ nie udało jej się znaleźć prawdziwej księgi czarów, zebrała wszystko, co jej zdaniem mogło pasować do takiej sytuacji. Garść różnego rodzaju kamieni, kupionych w sklepiku z kryształami, które nabyła, nie wiedząc, do czego mogłyby zostać użyte. Miała też mały woreczek z prawie cmentarną ziemią. Prawie, bo nie odważyła się wejść za bramę, zebrała ziemię na zewnątrz spod muru. Z pewnością w dawnych czasach pochowano tu kilku grzeszników, myślała napełniając woreczek. Pozostałe przedmioty były jeszcze bardziej dziwaczne.

W jej środowisku od dawna wszyscy chichotali, gdy twierdziła, że jest prawdziwą wiedźmą. Nie wiedzieli jednak, co mówią. Wierzenia w wiedźmy i czary, podobnie jak okres new age, minęły dawno temu. W dalszym ciągu jednak spotykano takie oryginalne postaci jak ona, które pociągała wszelka tajemnica.

Chociaż w przypadku Pauli to raczej znajomym należałoby przyznać rację. Jej ponadnaturalne zdolności sprowadzały się do tego, że wydawało jej się czasami, iż dostrzega jakieś dziwne zjawiska kątem oka, miewała przeżycia typu déjà vu, ale kto ich nie miewa, i kilkakrotnie w życiu zdarzyło jej się, że dokładnie wiedziała, co ktoś powie, zanim się odezwał.

Z pewnością więc jestem czarownicą, myślała.

Oczekiwała, że tej nocy otrzyma potwierdzenie.

Potykając się w tych swoich spadających sandałach i długim kaftanie, brnęła przez trawę w stronę małego cypla, który przypominał przyrośniętą do stałego lądu wysepkę, przesmyk ziemi był bardzo wąski. Cypel stanowiło wzniesienie pozbawione drzew, chociaż dalej wzdłuż brzegu rosły i brzozy, i zarośla łoziny.