Выбрать главу

– Oczywiście – odparł Wareg cierpko. – Nawet wielu, ale nikt ich nigdy potem nie widział.

Podróż przebiegała spokojnie. Znajdowali się już poza niebezpieczną strefą.

– No to mamy noc świętojańską – westchnął Jori.

Dwaj pozostali spojrzeli na niego zdumieni.

Jori wyjaśnił:

– Tak jak już mówiłem do Tsi, babcia Theresa wie o tej nocy wszystko. O tym, jak złe istoty i inne paskudztwa wychodzą z otchłani i napadają na ludzi. Bo człowiek to dziwne stworzenie i w gruncie rzeczy pragnie, by różne potworności od czasu do czasu się zdarzały. Chce przeżywać napięcie i podniecenie. Ale my chyba mamy już dość napięcia, prawda? Można powiedzieć, pełen nocnik.

Tsi skulił się.

– Oczywiście, tak można powiedzieć. Skąd wylazły te żółtoblade pełzacze?

Gondagil oświadczył:

– Ja widziałem więcej niż wy, a to dzięki lornetce, którą dostałem od Mirandy.

Z dumą pokazał chłopcom aparat.

Joriemu bardzo to zaimponowało.

– No, no, Miranda nie jest mimo wszystko taka głupia. Wie, co komu dać. Czy mamy sądzić, że to właśnie dzięki temu nas uratowałeś?

– Absolutnie – odparł Gondagil.

– No dobrze, co to mówiłeś? – zapytał Tsi.

– Według mnie wyglądało na to, jakby wylazły z otchłani. Bo tam pod tą skałą, na której siedzieliście, niczego chyba nie było. Tylko potwornie głęboka rozpadlina.

– Ja też odniosłem takie wrażenie – rzekł Jori zamyślony. – Właściwie to powinniśmy mieć wyrzuty sumienia, że zrobiliśmy im nadzieję na wyszukany posiłek, a potem… – westchnął z ulgą. – Dobrze, że nie dane nam było przekonać się, co jeszcze noc świętojańska trzyma dla nas w zanadrzu. Dziękujemy ci, Gondagilu! Z całego serca dziękujemy!

Gondagil próbował robić obojętną minę, ale nikt się na to nie nabrał.

– To zasługa Czika – mruknął ochryple.

Gondola przesuwała się z cichym szumem ponad łąkami Królestwa Ciemności. Kiedy tak rozmawiali, Gondagil poznał największą przeszkodę, jaka dzieliła go od Mirandy.

Zapytał Joriego, jak się Miranda czuje, czy już całkiem wyzdrowiała.

Jori ścierpł na niewygodnym siedzeniu i próbował zmienić pozycję, ale cały pojazd zatrzeszczał niebezpiecznie. Tsi wykrzykiwał jakieś ostrzeżenia i Jori usiadł jak poprzednio. Spoglądał przestraszony na potężne uszkodzenia z jednej strony gondoli i mocno trzymał się oparcia.

– Jeszcze nie całkiem – odpowiedział na pytanie Gondagila. – Leżała przecież ledwie dzień. Nie, teraz to już chyba dwa albo trzy, zresztą człowiek traci rachubę czasu w tym opuszczonym przez bogów świecie.

– Dwa albo trzy? – zapytał Gondagil z niedowierzaniem. – Co chcesz przez to powiedzieć? Przecież ja tutaj czekałem na nią całą wieczność. Minęło co najmniej pięćdziesiąt czasów snu.

Jori popatrzył na niego zaskoczony. Nagle twarz mu się rozjaśniła.

– Och, naturalnie, rozumiem! Ty przecież mieszkasz w Królestwie Ciemności i nie wiesz, że my mamy inny czas. My w Królestwie Światła bardzo długo jesteśmy młodzi, ponieważ czas u nas posuwa się dwanaście razy wolniej niż tutaj u was.

Gondagil przyglądał mu się w półmroku. Jori ciągnął dalej:

– Wy macie ten sam czas, co na świecie zewnętrznym. To nasza rachuba jest opóźniona. Po to, byśmy mogli żyć niemal wiecznie.

Teraz cała groza sytuacji zaczęła powoli docierać do Gondagila.

– Nie – wyszeptał. – Nie, to nie może być prawda!

– To, niestety, jest prawda. Miranda wiedziała o tym, kiedy przenoszono ją stąd do Królestwa Światła. Dlatego bezgranicznie cierpiała, że nie może cię ze sobą zabrać, zanim bramy zostaną zamknięte na zawsze.

– Bo mój wódz nakazał mi zostać – z wolna szepnął Gondagil pobielałymi wargami. – Jori… ja muszę się tam dostać. Teraz!

– Oczywiście, już ci to przecież obiecałem – odparł młody chłopiec. – Myślisz, że nam się to uda? Że nie doprowadzi to do rozłamu pomiędzy twoim plemieniem a Królestwem Światła?

Gondagil uśmiechnął się z goryczą.

– Przekazałem wiadomość pewnemu pasterzowi, że wybieram się do Gór Czarnych. Ludzie pomyślą więc, że zaginąłem. Nikt nie będzie mnie szukał.

Wykonał gwałtowny ruch, który spowodował, że gondola znowu złowieszczo zatrzeszczała. Przestraszony zamarł.

– Jori i Tsi, ja muszę koniecznie spotkać Mirandę. Jeśli brama została zamknięta, to ona nie wyjdzie z Królestwa Światła.

– Nie.

– A jak wy się wydostaliście?

– Znaleźliśmy potajemne otwory, o których nikt nigdy nie mówił. Uważam, że Strażnicy również o nich zapomnieli. Gondagil, to ty uratowałeś nam życie, więc my teraz zrobimy dla ciebie wszystko. Wejdziesz z nami do Królestwa Światła, a my ukryjemy cię i postaramy się o to, by do Królestwa Ciemności dotarły pogłoski, że zostałeś wciągnięty w głąb Czarnych Gór. To uspokoi twojego høvdinga.

W jaki sposób zdoła rozpuścić jakiekolwiek pogłoski w świecie, do którego nie będzie w stanie dotrzeć, Jori się nie martwił. Niewiele spraw niepokoiło szalonego syna Taran. Teraz czuł, że jest niezwykle szlachetny. Robi bowiem wszystko, by romantyczna i tragiczna zarazem historia miłosna skończyła się dobrze.

– Dziękuję wam, drodzy przyjaciele – rzekł Gondagil z powagą. – Tam u was będę też miał większe możliwości działania na rzecz przekazania Słońca mojemu ludowi w Królestwie Ciemności.

Jori zaniepokoił się odrobinę.

– Myślę, że Strażnicy nie powinni wiedzieć, iż znajdujesz się w naszym królestwie,

– Możesz mieszkać ze mną i z Czikiem – wtrącił Tsi-Tsungga z zapałem. – Mnie i tak nikt nie odwiedza.

– Tsi, coś ty – bąknął Jori z nieczystym sumieniem. – Przecież wszyscy ciągle o tobie myślimy.

Nie wiedział jeszcze, że tylko jedna Miranda zapytała o elfa, kiedy chłopcy zniknęli.

– Nie, myślę, że jednak popełniamy błąd – westchnął Jori z żalem. – Gondagilu, nie możemy cię trzymać w ukryciu, to by się dobrze nie skończyło. Możesz oczywiście mieszkać z Tsi, dzięki czemu również on będzie miał towarzystwo. A w końcu, skoro ludzie Timona nie będą cię szukać, to nie grożą żadne nieporozumienia.

Gondagil potakiwał.

– Dziękuję ci, Tsi, z radością przyjmuję twoją propozycję. Ale teraz… tam dalej – powiedział, wskazując w dół. – Tam znajduje się moje domostwo. Czy nie moglibyśmy wstąpić do niego tak, by nas nie widziano z osady? Jest tam parę rzeczy, które muszę zabrać.

Tsi-Tsungga z dumą zaprezentował swoje talenty kierowcy. Towarzysze bali się, że ledwie trzymająca się kupy gondola w wyniku jego śmiałych manewrów rozleci się na kawałki, i Jori rozpaczliwie próbował zapobiec katastrofie. Ale wszystko poszło dobrze.

Kiedy znaleźli się na dole i Gondagil zebrał już wszystko, czego potrzebował, rozejrzał się jeszcze po swojej tak dobrze znanej siedzibie. Teraz opuszczam to miejsce, myślał. I chyba już tu nie wrócę. Wszędzie jest czysto i ładnie, ponieważ tutaj czekałem na Mirandę. Ona też już chyba tego nie zobaczy.

Gondagil nie był sentymentalnym marzycielem, na takie sprawy nie ma czasu na dzikich pustkowiach. Teraz jednak odczuwał skurcz serca na widok dwóch sosen, które wyrastały w jego obecności. Patrzył, jak wykiełkowały z ziemi, i obserwował, jak stawały się wysokimi, pięknymi drzewami. Jego mieszkanie, początkowo zwyczajna jaskinia pod skalnym nawisem, zostało później przebudowane. Obił ściany drewnem, urządził wszystko tak, że można to było nazwać domem. Ile różnych dóbr tutaj zgromadził na własny użytek, ile wszystkiego było wewnątrz… Teraz to zostawia… Zabrał ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy oraz kilka drobiazgów, które przeznaczył na prezenty dla Mirandy, gdyby miała do niego przyjść. Resztę trzeba było porzucić.