– Świetne pytanie! Wiesz, że posiadam specjalne zdolności. Wyczuwam to teraz bardzo intensywnie, jest tak jak mówię, nie może być żadnych wątpliwości Gdybym tylko wiedział, kto to jest, sam zacząłbym rozmowę, ale…
Wzruszył ramionami, jakby przepraszał.
– A teraz ty, Cieniu – rzekł przyjaźnie Ram.
– Tak – odparł potężny Lemur. – Wiesz, że mam wielu przyjaciół wśród elfów i innych istot poruszających się bezgłośnie po polach i lasach. Ostatniej nocy, Johannesnatt, jak ją określa nasza droga Theresa, te istoty miały wielkie spotkanie. Obserwowały je duchy, zarówno duchy Móriego, jak i duchy Ludzi Lodu. Johannesnatt, jak wiesz, jest nocą wszystkich sił natury, zbierają się one wtedy na wielkich uroczystościach. No cóż, dziś rano Nidhogg przyszedł z raportem. Coś się dzieje w Królestwie Światła. Nic na ten temat jeszcze do ludzi nie dotarło, ale wszyscy nasi niewidzialni przyjaciele są przerażeni. Okazuje się, Sisko, że coś ich przyzywa i wabi. Coś im mówi, że zdobędą wielką cześć i szczęście, jeśli opuszczą Królestwo Światła i przeniosą się do Gór Czarnych. Opowiada im się o dolinie, która jest bezpieczna i pewna…
– Oj – jęknęła Siska. – Chodzi o tę samą dolinę?
– Bez wątpienia.
– Ale kto ich wabi i przyzywa?
– Tego właśnie nikt nie wie. Wszyscy słyszeli zapewnienia, nikt jednak nie wie, skąd pochodzą.
– Jakie to dziwne!
– Tak. Najdziwniejsze jednak jest to, że dokładnie to samo mówi Gondagil. O tym samym opowiadali też mieszkańcy niemieckiej osady. Wielu z tej części Królestwa Światła zna tę historię. Tylko nikt nie potrafi sobie przypomnieć, skąd ją zna. Większość sądzi, że słyszeli ją kiedyś w dzieciństwie, Gondagil jednak twierdzi, że to nieprawda. Elfy i inni niewidzialni nie wspominali o tym aż do tej pory. Dopiero w ciągu ostatniego roku…
Siska patrzyła na niego zamyślona.
– Czy oni pragną tam pójść?
– Stawiasz właściwe pytania – rzekł Marco. – Będziesz bardzo wartościowym członkiem naszej rady.
– Dziękuję! – Siska była uradowana i dumna, lecz wrodzona godność nie pozwalała jej tego okazać. O, znowu jest księżniczką! Księżniczką i boginią-dziewicą. Jak łatwo wejść w dawną rolę!
Cień odpowiedział na jej pytanie.
– Nidhogg donosi, że część poszła już w stronę Gór Śmierci. Pozostali najwyraźniej nie są jeszcze do końca przerobieni.
– Powiadasz „przerobieni”? Co to oznacza?
Potężni panowie popatrzyli na nią z uznaniem. Siska będzie silną osobowością, to pewne.
– Oni sami nie wiedzą, jak to się stało – odpowiedział Cień. – Niektórzy sądzą, że im się to wszystko przyśniło. Najważniejsze jest to, że są porządnie przestraszeni, wszyscy co do jednego. Zwłaszcza teraz, kiedy dowiedzieli się o przygodzie chłopców. Teraz bowiem wiedzą, że dolina jest śmiertelnie niebezpieczna.
Siska raz jeszcze dowiodła, że godna jest tytułu bogini. Zwróciła się ku Dolgowi.
– Zastanawiam się… czy to, co mówi Cień, może mieć jakiś związek z impulsami, które docierają do ciebie z nieznanego źródła?
Dolg uśmiechnął się ciepło.
– Dlatego właśnie dzisiaj tutaj jestem. Ponieważ myślę to samo, co ty.
Milczała długo, zanim odezwała się znowu.
– Zastanów się, czy nie znasz kogoś, kto nie ma odwagi się do ciebie zwrócić! Pomyśl, czy ty, który posiadasz tak wielkie zdolności telepatyczne, nie mógłbyś wpłynąć na tego kogoś i dodać mu odwagi. Przesyłaj w jego stronę całą miłość, ciepło, zrozumienie i łagodność, jaką tylko w sobie posiadasz! Myślisz, że potrafiłbyś to zrobić?
Teraz wtrącił się Móri, ojciec Dolga.
– Znam kogoś, nie chcę go nazywać po imieniu, kto przywykł siedzieć w swoim szałasie i udzielać dobrych rad. Naprawdę dobrych!
Opanowana dotychczas twarz Siski rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.
– Dziękuję! Z całym szacunkiem dla moich przyjaciółek, ale ja do tego właśnie zostałam urodzona i wychowana.
Członkowie rady wymieniali ze sobą spojrzenia. Potem głos zabrał Talornin.
– Sisko… wprawdzie nie jesteś jeszcze dorosła… ale czy zechciałabyś uczynić nam ten zaszczyt i zostać członkiem rady już teraz? Jeszcze dzisiaj?
– Najpierw do rady musi zostać przyjęta księżna Theresa – odparła stanowczo. – Nie wolno nam jej pominąć.
– Na pewno tego nie zrobimy.
– W takim razie mówię „dziękuję” – rzekła Siska.
Zazwyczaj członków rady wybierano nie ze względu na ich wysoką pozycję, lecz z powodu ich mądrości, bystrości umysłu, miłości do ludzi i innych dobrych cech. Ale te dwie, Theresa i Siska, takich właśnie cnót miały pod dostatkiem, w dodatku do swoich książęcych tytułów. Było więc rzeczą naturalną, że obie powinny zasiadać w radzie. Obie przywykły do decydowania za innych, robiły to od dzieciństwa. To doświadczenie uczyni je jeszcze bardziej wartościowymi członkami Najwyższej Rady.
– Księżniczko – rzekł Talornin łagodnie, wyciągając rękę do Siski. – Czy zechciałabyś uczynić mi ten zaszczyt i pozwolić, bym poprowadził cię do stołu?
Siska przemilczała, że wyszła z domu bezpośrednio po śniadaniu, łaskawie pochyliła głowę i położyła swoją małą rękę na arystokratycznej dłoni Obcego o typowych dla nich, sześciograniastych palcach.
Znowu była wśród najwyżej postawionych!
20
Gondagil, który przywykł do dzikich przestworzy i prymitywnych warunków, rozglądał się z podziwem po antyseptycznych pomieszczeniach stacji, w której odbywał kwarantannę.
Wszystko tu było takie białe, takie lśniące i czyste. Oczy młodego Warega zaczęły się przyzwyczajać do światła, ale nie chciały wierzyć temu, co widzą.
Wszyscy trzej młodzi mężczyźni oraz Czik odespali już straszną noc w Górach Czarnych. Personel stacji zachowywał się bardzo dyskretnie podczas dezynfekcji, chociaż Tsi wcale dyskretny nie był. Jori szczerze cierpiał z powodu tego, co się z nim działo, natomiast Gondagil po prostu doznał szoku.
Wtedy Jori poklepał go po ramieniu i powiedział: „Jeśli czujesz, że zaraz utracisz godność, Gondagilu, wtedy śmiech jest najlepszym lekarstwem”.
Gondagil spróbował, najpierw nieśmiało, a wkrótce potem wszyscy trzej śmiali się głośno.
Teraz siedział na krawędzi swego łóżka, a jego koledzy nadal spali. Miał na sobie biały płaszcz kąpielowy i czuł się dość niepewnie. Tamci byli przyzwyczajeni do takich rzeczy, on zaś wygłupi się jeszcze co najmniej ze sto razy. Uśmiechnął się znowu pod nosem i zauważył, że to pomaga. Zgadzał się z Jorim, że człowiek, który się zblamował i potem usiłuje za wszelką cenę zachować godność, przedstawia sobą bardzo żałosny widok. Jego przyjaciel Haram był właśnie pozbawiony poczucia humoru?
A niech tam, mogę się wygłupiać, pomyślał Gondagil. Mój szacunek do samego siebie jakoś to zniesie. Przynajmniej dopóki potrafię się z siebie śmiać. Światło połyskiwało od czasu do czasu w instrumentach i na białych, wyłożonych kafelkami ścianach. Gondagil za nic na świecie nie odważyłby się dotknąć żadnego aparatu. Myślał jednak z dumą, jak pięknie manewrował gondolą „po kilku zawstydzających pomyłkach”, z czasem nauczy się z pewnością wszystkiego. To będzie jego cel.
Weszła jedna z kobiet, Gondagil pospiesznie poprawił płaszcz kąpielowy na kolanach, chociaż nie było takiej potrzeby, ubranie sięgało aż do ziemi.
Podała mu taki mały aparacik, jaki kiedyś widział u Mirandy.
– Telefon do Gondagila. Proszę bardzo – powiedziała przyjaźnie. – Możesz wejść do tego małego pokoiku obok, wtedy moja obecność nie będzie ci przeszkadzać.
Co się z tym robi? myślał, kiedy został sam. Jak to się trzyma? Spróbował unieść aparat w górę.