Выбрать главу

– Halo? – odezwał się niepewny głos, choć Gondagil nikogo nie widział.

– Mi… Miranda? – szepnął, czując, że oblewa go fala gorąca. – Czy to ty?

– Oczywiście! Och, Gondagil!

Słyszał, jak bardzo jest wzruszona.

– Jestem tu, w Królestwie Światła – odparł z dumą.

– Tak, słyszałam już o tym. Pozwolono mi do ciebie zadzwonić, bo wiesz, wiesz… przez telefon nie zarażasz… – głos jej się załamał.

– Nie zarażam? – roześmiał się Gondagil. – Przecież ty i ja byliśmy wiele razy tak blisko siebie!

– Tak, wiem. Ale ja też musiałam przejść kwarantannę, kiedy wróciłam do królestwa. Wszyscy muszą.

– Tak, Jori mi wytłumaczył.

O rany, dlaczego tracą czas na takie głupstwa?

– Mirando, będę tutaj musiał zostać jakiś czas.

– Wiem. Ale możemy ze sobą rozmawiać w ten sposób. Wiele razy w ciągu dnia, jeśli zechcesz. Zostawię ci swój numer telefonu. Zapiszesz sobie?

Zapiszesz? O co jej chodzi?

– Tak – skłamał i starał się zanotować w głowie, to co mówiła. Poprosił, by powtórzyła liczby jeszcze raz, stwierdził, że zapisał błędnie. Teraz zapamiętał numer i postanowił, że nigdy go nie zapomni.

Pisać? Czytać? Musi się tego nauczyć jak najszybciej!

Jori.

Resztę dnia Gondagil spędził częściowo przy telefonie, częściowo z Jorim, zeszytem i ołówkiem. I Jori, i Tsi obiecali, że nie wygadają i że będą kontynuować lekcje również po zakończeniu kwarantanny.

Trochę godności musiał przecież zachować. Śmiali się serdecznie wszyscy razem, kiedy to powiedział. Rozpoczął bardzo pożyteczną naukę.

Dolg zrobił tak, jak radziła Siska: koncentrował się i szukał telepatycznego kontaktu. Nie było to takie łatwe, ponieważ w Królestwie Światła roiło się od elfów i innych istot natury, nie mówiąc już o ludziach, Lemurach, Obcych, Madragach i wszystkich innych. W tym przypadku zwierząt nie należało wyłączać.

Dolg miał jednak przeczucie, że wezwania pochodzą od niewidzialnych.

Może to błąd mówić o wezwaniach. Ale ktoś chciał mu coś powiedzieć, zabrakło mu jednak odwagi.

Dlaczego akurat jemu? Dlaczego ten ktoś nie szuka kontaktów z Markiem, Mórim albo z Ramem? Albo z którymś z potężnych Obcych?

Dolg próbował wyróżnić grupę, z którą miał nawiązać kontakt. Ograniczyć liczbę istot, wyeliminować zbędne. Odsiał wszystkich, których z całą pewnością sprawa nie mogła dotyczyć. Kto utrzymywał z nim specjalne kontakty?

Jakaś lękliwa dusza…

Kiedy już wyrzucił z myśli tych, którzy nie mogli tu wchodzić w rachubę, postanowił wysyłać specjalną informację, że ten ktoś, kto chciałby z nim porozmawiać o czymś, co mu leży na sercu, będzie powitany serdecznie. Nikt nie powinien się niczego lękać.

Potem już nic więcej zrobić nie mógł. Pozostawało tylko czekać.

Zdecydował się wyjść poza ludzkie siedziby, by temu, kto poszukiwał z nim kontaktu, ułatwić zadanie. Poszedł do lasu elfów, do miejsca, o którym wiedział, że niewidzialne istoty mają zwyczaj się tam zbierać na swoje uroczystości.

Usiadł w zielonym cieniu i czekał. Zmobilizował całą swoją życzliwość i kierował ją na owo niepewne stworzenie, które go poszukiwało.

Nie trwało długo, a zauważył, że nie jest sam. Wobec tego jeszcze intensywniej przekazywał swoją informację: Nie ukrywaj się, daj się poznać, witam cię serdecznie, mój przyjacielu!

Nagle usłyszał delikatny szmer przy swoim ramieniu…

Czy to jeden z maleńkich elfów?

Coś dotknęło jego kieszeni na piersi.

Informacja dotarła do niego w postaci stukania w mózgu.

– To ty? Moja mała przyjaciółka z Gjáin! Nie wiedziałem, że znajdujesz się w Królestwie Światła! Czy możesz mi się ukazać?

Mała panienka z rodu elfów wyszła z cienia, a on wziął ją i ostrożnie posadził na swojej dłoni. Uśmiechała się skrępowana, ale rozpromieniona wpatrywała się w swego idola.

– Jak dobrze znowu cię widzieć – rzekł Dolg ciepłym głosem. – Ale ja nawet nie wiem, jak ci na imię.

– Fivrelde – szepnęła bez tchu.

– Świetnie do ciebie pasuje, mój mały motylku. Czy to ty mnie szukałaś?

– Tak – westchnęła, rozdygotana. Musiała odkaszlnąć. – Wydaje mi się, że coś widziałam, ale nie odważyłam się nikomu tego powiedzieć, bo jestem taka maleńka i głupia.

– Maleńka jesteś naprawdę, ale głupia? Nie. Czyż ty i ja nie dokonaliśmy razem wielkiego czynu? Bez twojej pomocy nigdy bym nie znalazł farangila, dobrze o tym wiesz.

Słuchała tego z przyjemnością. Śmiała się od ucha do ucha.

– No, a co chcesz mi teraz opowiedzieć, o co chcesz zapytać?

Fivrelde rozsiadła się wygodnie we wgłębieniu jego dłoni, tuż przy palcach wskazującym i środkowym, i wpatrywała się w Dolga z powagą. Jej głosik był tak delikatny i dźwięczny, jak szum pokrytych szronem traw na wietrze.

– Ty wiesz, Lanjelin, że bliskość dwóch szlachetnych kamieni dała mi specjalne zdolności.

– Oczywiście. Ale co masz na myśli?

– To, że widzę więcej niż moi krewniacy.

– Wspaniale! I co widziałaś?

Fivrelde wciągnęła głęboko powietrze, by się opanować. Dolg podparł ją kciukiem. Ostrożnie, by nie połamać kruchych skrzydełek.

– No więc, to było, zanim ty przybyłeś do Królestwa Światła, Lanjelinie. Strasznie rozpaczałam, że ciebie tu nie ma, bo byłeś moim najlepszym przyjacielem i przeżyliśmy razem tyle pięknych rzeczy.

– Najpiękniejszych, jakie mi się przydarzyły – potwierdził z powagą.

Maleńka panienka zarumieniła się i spuściła oczka, uszczęśliwiona jego słowami.

– No i, widzisz, którejś nocy byłam razem z innymi elfami w lesie. Widzieliśmy, jak ci młodzi ludzie żeglują po Złocistej Rzece, i chcieliśmy się dowiedzieć, co zamierzają.

– Ach, to było wtedy! Tak, pamiętam bardzo dobrze, ojciec, Marco i ja też tam poszliśmy! To było tej nocy, kiedy przybyliśmy do Królestwa Światła.

– No właśnie! No i, zanim ty przyszedłeś, obserwowaliśmy z lasu gromadkę bezmyślnej młodzieży. Widzieliśmy, jak pomogli małej, biednej dziewczynce przedostać się przez dziurę w murze.

– Małej Sisce, tak. Zrobili coś absolutnie niedozwolonego, rozcięli mur, ale dzięki temu ją uratowali.

– Tak. My, elfy, byliśmy przerażeni ich zachowaniem, a potem, kiedy bestie tłoczyły się do środka, przeraziliśmy się tak bardzo, że uciekliśmy. Wtedy jednak przyszedłeś ty, Lanjelin, a ja odwróciłam się i poszłam za tobą. Och, byłam taka szczęśliwa. Nie wierzyłam już, że jeszcze kiedykolwiek tak się będę cieszyć!

Wyglądało na to, że opowiadanie dobiegło końca.

– No i co? – rzekł Dolg z zaciekawieniem. – Co takiego wtedy zobaczyłaś?

Mała panienka podskoczyła na jego dłoni tak, że on sam również drgnął.

– Co? Och, nie, zapomniałam teraz o tej strasznej sprawie. No więc, to się stało, zanim ty i twoi przyjaciele przybyliście, by ratować młodych. To było wtedy, kiedy bestie przedostawały się tłumnie do środka.

Wróciła we wspomnieniach do tamtej chwili i znowu zadrżała.

– Pojawiło się coś jeszcze…

Dolg czekał.

– Tak?

Fivrelde spojrzała mu głęboko w oczy.

– Nie mogę ci powiedzieć, co to było, Lanjelinie. Ale kiedy wszystkie bestie weszły już do środka, pojawiło się za nimi coś innego. Jakiś… coś w rodzaju ślizgającego się cienia, co wiło się ponad górną krawędzią otworu w murze, przesunęło się i mknęło dalej, pełznąc pomiędzy korzeniami i kamieniami w głąb Królestwa Światła. Widziałam, że pełznie błyskawicznie, czasem wspina się na drzewo, przeskakuje na następne i znowu zsuwa się na ziemię. W końcu zniknęło w głębi kraju, pomiędzy wzgórzami.