Выбрать главу

– Gdzie jest Tsi? – rzuciła, patrząc w sufit,

W pokoju zaległa cisza. Obecni zwrócili się w jej stronę.

– Tsi-Tsungga? – odezwał się w końcu Armas. – No właśnie, gdzie on jest?

– Czy nikt go nie zapytał o Joriego? – zdziwiła się Miranda.

– Niech to diabli! – zawołała Indra. – Zapomnieliśmy o Tsi-Tsundze!

– Jak, na Boga, można o nim zapomnieć? – mruknęła Miranda. – Nie ucieszyłby się, gdyby o tym wiedział.

Jaskari wezwał Rama, najważniejszego wśród Strażników. Rozmawiali ze sobą krótko przez wideotelefon, Miranda dostrzegła na twarzy Rama wyraz zaniepokojenia.

Nie, nie, nie mogli zapomnieć Tsi-Tsunggi, myślała zgnębiona. Nie mogli zapomnieć tego najbardziej wrażliwego stworzenia, choć nie wszyscy to dokładnie rozumieją. Oni myślą, że dla Tsi istnieje tylko życie wypełnione zabawą, śmiechem i beztroską.

A to nieprawda! Nikt nie został obdarzony taką uczuciowością jak on i właśnie to czyni go bezbronnym.

Przypominała sobie spotkania, kiedy rozmawiali tylko we dwoje. Jak on się cieszył, że Miranda znajduje dla niego czas, że chce siedzieć z nim i słuchać jego opowiadań!

Ta jego samotność. Może właśnie dlatego, że potrafił być taki wesoły, wszyscy uważają, że ma mnóstwo przyjaciół. Tak, oczywiście, cała grupa młodzieży jest z nim zaprzyjaźniona, z wyjątkiem może Siski, która uważa, że jego wiewiórka, Czik, jest zbyt dzika, nie nadaje się do towarzystwa.

Tsi nie jest dziki. Jest obdarzony ogromną zmysłowością, prawdę powiedziawszy Miranda stwierdzała to wielokrotnie, ale właśnie tę stronę jego osobowości uważała za bardzo interesującą. To on sprawił, że po raz pierwszy mogła poczuć się kobietą. Do niczego między nimi nie doszło, ale to Tsi spowodował, że dostrzegła pewien aspekt życia, którego do tej pory w ogóle nie przyjmowała do wiadomości.

Widziała go przed sobą, jego działającą na jej wyobraźnię sylwetkę, skórę, brunatną z zielonymi plamami, niczym las, w którym żył, podobną do oblicza fauna twarz o żywych zielonych oczach i wydatne usta, spoza których błyskały ostre zęby. Elf ziemi, który nigdzie nie był u siebie. Nikt nie chciał go uznać za swego krewnego. Elfy, z którymi mieszkał, kiedy trzeba było przyjąć go do rodziny, mówiły, że ma w sobie również obce geny. Jego krewniacy, istoty natury ze Starej Twierdzy, byli do szpiku kości przeniknięci złem i przegonili go ze swojej osady, Lemurowie stali wysoko ponad nim, choć przecież był w połowie jednym z nich.

Do ludzi też się nie zaliczał. Tylko ta grupa młodzieży, do której należała również Miranda, zaakceptowała go, ale, jak widać, nader łatwo o nim zapomniała.

Jaskari ponownie zwrócił się do przyjaciół.

– Tsi najczęściej przebywa sam – rzekł krótko. – Dlatego nikt go o nic nie pytał, szczerze mówiąc, po prostu o nim nie pomyśleliśmy. Ram wyśle zaraz swoich ludzi, by go odszukali. Ale, o ile wiem, nie widziano go już od kilku dni.

Miranda uniosła się i wsparła na łokciu. Lekarz jej w tym nie przeszkadzał, uznała więc, że jest już zdrowa. Tak się w każdym razie czuła.

– Tsi to mój najlepszy przyjaciel w Królestwie Światła. Łączy nas miłość do natury i świetnie się nawzajem rozumiemy. Dlatego zdziwiło mnie, że się tutaj nie pokazał. Jest jednak coś dużo bardziej alarmującego: pamiętacie, co miał dostać w Sadze?

Zebrani spojrzeli po sobie.

– Gondolę! – wykrzyknął Jaskari. – Dostał ją?

– Musimy o to zapytać kierownika magazynu – stwierdził lekarz.

Jaskari zadzwonił znowu do Rama i przekazał nowe wiadomości. Strażnik obiecał zbadać sprawę.

Odpowiedział już po chwili. Owszem, Tsi-Tsungga dostał swoją gondolę. Trzy dni temu.

W pokoju zaległo długie milczenie, wszyscy się zastanawiali.

W końcu Indra wypowiedziała brzemienne słowa:

– Tsi nigdy by nie uprowadził Joriego.

– Naturalnie, że nie – odparł Jaskari. – Oni razem wyruszyli na poszukiwanie przygód.

– I zniknęli – uzupełniła Miranda. – Tak więc mamy teraz dwóch uciekinierów!

– W porządku, nic im nie grozi – rzekł Jaskari z większą pewnością siebie, niż w istocie odczuwał. – Ram powiada, że teraz, kiedy wyjaśniło się, iż należy szukać gondoli, wszystko się zmieni. Uważa, że wkrótce ich znajdziemy.

– Nie mogli się przedostać przez żadną bramę w murze, ty, Mirando, dobrze o tym wiesz. Bramy są zbyt wąskie dla gondoli Ram jest też pewien, że nie pojechali do Starej Twierdzy.

– No, a na południu? – wtrąciła Indra ostrożnie.

– Wykluczone, Ram mówił to już wczoraj. Nikt się tam nie wedrze. W częściach północnych też ich nie ma, sprawdził to Armas. Nie, oni z całą pewnością znajdują się w dostępnej wszystkim części Królestwa Światła, tutaj, gdzie my jesteśmy. Tylko gdzie dokładnie?

– Może krążą w powietrzu? – zastanawiała się Indra.

– Tsi był oszołomiony myślą o nowej zabawce, sądzę, że od chwili, gdy ją dostał, nie wypuścił kierownicy z rąk.

– Wstaję – oznajmiła Miranda i zaczęła się podnosić. Lekarz popchnął ją delikatnie z powrotem na posłanie.

– Ale przecież muszę poszukać moich przyjaciół – oświadczyła stanowczo. – I muszę przesłać wiadomość do Gondagila, że ja…

Wszyscy zaczęli protestować. Miranda się uspokoiła.

– Macie nade mną sporą przewagę – zauważyła trzeźwo. – Wiecie o wiele więcej niż ja. Starajmy się jednak myśleć logicznie. Co robił Jori ostatniego dnia, kiedy go widzieliście? Co mówił?

– Wrócił do domu rodziców – wyjaśnił Jaskari.

– No i co?

Elena wzruszyła ramionami.

– Taran twierdzi, że zachowywał się jak zawsze. Martwił się tylko o ciebie, Mirando.

– To miło z jego strony! Czy on wiedział, że ja… że znowu wyszłam na zewnątrz?

– Myślę, że wszyscy się tego domyślali.

Miranda zastanawiała się. Jori obdarzony był gorącym sercem, zawsze wszystkim chciał pomagać. Tsi też był taki. A poza tym obaj ją lubią…

Jaskari uśmiechnął się i potrząsnął głową.

– Wiem, o czym myślisz, Mirando. Ale przecież nie wyjdziesz do Królestwa Ciemności. To niemożliwe. Ram wszystko przewidział.

Miranda posmutniała.

– Nawet gdyby jakimś cudem udało im się wydostać do Królestwa Ciemności, to i tak nie mają pojęcia, jak skontaktować się z Gondagilem. Nie wiedzą, jak on wygląda.

– Nie powinnaś tak mówić – roześmiał się Jaskari. – Tyle o nim opowiadałaś… Otrzymaliśmy dokładny opis jego wyglądu, jego sposobu życia i jego rodzinnych stron.

– Naprawdę taka byłam gadatliwa? – jęknęła Miranda. – Z pewnością wydałam się wam nieznośna!

– Oczywiście! – oznajmiła jej ukochana siostra. – Pierwsza miłość jest zawsze męcząca dla innych, którzy muszą o niej wysłuchiwać.

– Ale on jest naprawdę wspaniały – upierała się pacjentka.

Indra pogłaskała ją po głowie.

– Tak mówią wszyscy, którzy z tobą byli. Zbyt dobry dla ciebie i twojego reformatorskiego usposobienia. Ale nas zaraz stąd wypędzą, powinnaś odpoczywać.

– Odpoczywać? A jak myślisz, co ja robiłam przez ostatnie dni?

Jej protesty jednak na nic się nie zdały. Wszyscy opuścili pokój, a Miranda dostała kolejną porcję środka nasennego. Tym razem lekarze uciekli się do podstępu, żeby go zażyła, gdyż dziewczynę ożywiało pragnienie walki.

Ku wielkiemu zaskoczeniu Mirandy jeszcze tego samego wieczora odwiedzili ją niezwykle szacowni goście.

W progu pokoju stanęli Ram, Armas i Dolgo, wszyscy z bardzo poważnymi minami.

Ram zwrócił się do chorej stanowczym tonem: