Выбрать главу

– Nie. Jeszcze nie!

Miranda odsunęła ręce Gondagila, które usiłowały wślizgnąć się pod jej bluzkę. Zawołała do Rama, że już idą. Do Gondagila zaś szepnęła:

– Przecież niedługo znowu się spotkamy…

Oddychał z wysiłkiem, nigdy go jeszcze nie widziała w takim wzburzeniu. W końcu przełknął z trudem ślinę i z udanym spokojem powiedział:

– Nie widziałaś jeszcze, gdzie mieszkam. Przyjdziesz do mnie dzisiaj wieczorem?

Miranda zapytała z lękiem:

– Czy ty mieszkasz niedaleko Tsi-Tsunggi?

– Nie. Nie widziałem go w pobliżu mojego domu.

Uspokojona dziewczyna odparła:

– Przyjdę bardzo chętnie. A teraz chodź!

Gondagil położył jej rękę na karku i pocałował po raz ostatni, krótko, ale serdecznie.

Nie rób tego, Gondagilu, pomyślała. Nie rób tego! Następnym razem wywołam skandal!

Oboje pobiegli ku schodom.

26

Rozalinda była jedną z wielu mieszkanek miasta nieprzystosowanych, na którą podziałały pogłoski.

Nie mogła pojąć, co się z nią dzieje. Nagle zaczęła tak strasznie tęsknić do Gór Czarnych. Kto w ogóle tęskni do tej okolicy?

Ale ona pragnęła się tam dostać. Jej sąsiedzi również, cała rodzina. Tamci to w ogóle zachowywali się jak szaleni, popakowali wszystko i siedzieli gotowi do drogi. Rozalinda nie wiedziała tylko, w jaki sposób można by teraz pokonać mur.

Ale słyszała, choć nie pamięta skąd, że jest jakieś swobodne przejście, a dalej istnieje absolutnie bezpieczna droga w teren złych gór. Które zresztą wcale nie są złe. Można tam żyć dokładnie tak samo jak na Ziemi, tak, mówiono nawet, że można stamtąd na Ziemię powrócić.

Znowu do starego świata! Wielu mieszkańców miasta było gotowych do wyjazdu. Organizowali spotkania, by zastanowić się, jak przejść przez mur. Może Strażnicy pozwolą im odejść? Strażnicy byli przecież tak zmęczeni ciągłymi awanturami w mieście nieprzystosowanych, że powinni się ucieszyć, gdy co najmniej połowa obywateli zechce je opuścić.

Rozalinda słyszała też, że wielkie tłumy mieszkańców innych części Królestwa Światła zbierają się na równinie poza ich miastem. Co to oznacza? Czy to jakaś obława? Czy zamierzają wejść również do miasta? Dlaczego? Czy po to, by nie pozwolić ludziom opuścić domów?

Nie, to z pewnością coś innego.

Ale ta cała sprawa z Górami Czarnymi brzmi znakomicie! Może w końca uda im się znaleźć drogę wyjścia z zaniknięcia?

Rozalinda w zamyśleniu przeglądała swoje rzeczy. Chyba pora się pakować. Trzeba być przygotowanym.

Kiedy Ram i jego orszak przybyli na równinę pod miastem, zebrani tam zaczynali się już rozchodzić. W pięknej misie nie została ani kropla wody, ale Marco osobiście dotknął oczu Gondagila, Mirandy i pozostałych, a potem wszyscy wkroczyli do miasta.

Jaskari dyżurował w szpitalu przy Orianie, co wszyscy znakomicie rozumieli. Jej stan był krytyczny już przedtem, a teraz, po tym, jak Kent ją potraktował, czuła się jeszcze gorzej.

Miranda rozejrzała się wokół.

– Gondagilu, nie jesteśmy tutaj sami!

– Nie, zdążyłem zauważyć. A co to za grupa ludzi ubranych tak po staroświecku?

– To są duchy Ludzi Lodu – rzekła wzruszona. – To moi przodkowie! Chodź, pójdziemy się przywitać!

Poszedł za nią z wahaniem. Był pewien, że chwyta powietrze, kiedy jedno po drugim przedstawiało się Mirandzie i jemu, ale ich dłonie okazały się zdumiewająco rzeczywiste, choć trochę zbyt chłodne. Zresztą nie wszyscy podawali rękę, część kłaniała się tylko uprzejmie i uśmiechała do nich.

Jakaś niezwykle piękna młoda kobieta rozmawiała z Markiem. Miała na imię Sol. Sol z Ludzi Lodu. Marco najwyraźniej zapraszał ją do miasta, a ona śmiała się uszczęśliwiona.

Znajdowała się też inna grupa dziwnych stworzeń, z nimi z kolei rozmawiali Móri oraz Dolg. To duchy Móriego, wyjaśniła Miranda. Nigdy przedtem ich nie widziała, ale nietrudno się domyślić, kto to. Duchy Móriego miały też w swoim gronie piękne zwierzę, z którym Nero witał się wzruszony.

Wszędzie kręciło się mnóstwo istot natury… Tłoczyły się jak okiem sięgnąć. Oczekiwały rozwoju wydarzeń, one zostały już uwolnione spod władzy Feme.

Och, chciałabym na dłużej zachować tę zdolność widzenia, myślała Miranda. Wiedziała jednak, że potrwa to najwyżej dobę. Szkoda, naprawdę szkoda!

Widziała, jak bardzo przejęci i zdumieni są inni ludzie. Wszyscy bowiem widzieli to samo, co ona. Niektórzy bali się, ale takich nie było wielu. Większość przeżywała swoje wielkie chwile.

Gorący dreszcz przeniknął Mirandę. Na dzisiejszy wieczór umówiła się z Gondagilem. Oj, musi zdążyć wziąć przedtem prysznic i umyć włosy! Musi być czysta i apetyczna!

Ci, których zadaniem było pójść do miasta, by odszukać Feme, wyruszyli w drogę. Pozostali utworzyli dwa łańcuchy. Zewnętrzny będzie stał poza miastem i informował, gdyby Feme udało się wymknąć. Wewnętrzny łańcuch miał się powoli przybliżać do miasta, potem przejść ulicami i krok po kroku zmniejszać teren, na którym mogła się ukrywać.

Miranda chętnie poszłaby z Markiem, ale mogła tylko na nich popatrzeć: Marco, Móri i Dolg, ten ostatni z Fivrelde szczebioczącą mu nad uchem, oraz piękna wiedźma, Sol z Ludzi Lodu.

No, niech tam, ona ma przecież Gondagila. Wsunęła rękę w jego dłoń i czekali.

Wkrótce grupa Marca znalazła się wśród zabudowań. Wszyscy krzywili się z obrzydzenia na widok miasta, które zaczynało przypominać najgorsze, najbardziej zaniedbane metropolie starego świata. Wewnętrzny łańcuch posuwał się za nimi, ale miał ograniczone możliwości działania. Feme mogła ukrywać się w jakimś domu, a w takim razie nie będzie łatwo ją odnaleźć czy też zatrzymać, gdyby chciała uciec.

Dolg niósł kilka wielkich zwojów samoprzylepnej taśmy. Tajemnicze oczy czarnoksiężnika Móriego przeszukiwały ulice i place, ściany i okna. Wszystkie zmysły Sol były napięte, wiedźma szukała z sadystycznym zapałem.

Zadanie nie będzie łatwe!

Ale Marco zwrócił uwagę na dziwne zachowanie ludzi. Pospiesznie porządkowali swoje domy, tak się przynajmniej zdawało, jedne rzeczy wyrzucali i palili, inne zbierali. Kiedy zauważył Rozalindę na podwórzu jej domu, zatrzymał swoich towarzyszy i podszedł, by wypytać, co się tu dzieje.

Owszem, Rozalinda wyjaśniła, o co chodzi, otóż mianowicie ludzie chcą opuścić Królestwo Światła i przenieść się do Gór Czarnych. Stamtąd podobno można też wyjść do starego świata, jeśli ktoś zechce. Nie, ona sama nie rozumie, skąd się nagle wzięła ta chęć przeprowadzki, ale tak po prostu jest.

– Wszyscy chcą stąd wyjść? – dopytywał się Móri.

– Nie, jeszcze nie wszyscy. Ale to się rozprzestrzenia, coraz to nowi ludzie podejmują decyzję.

Tak więc mogli się wreszcie czegoś dowiedzieć! Marco stawiał szybkie, krótkie pytania, a kobieta odpowiadała jak potrafiła. Myśl o wyjeździe przenosiła się jakby z domu do domu. Najpierw opanowała tych, którzy mieszkają w dzielnicach położonych niżej. Później wschodnią część miasta, a teraz dzielnicę, w której mieszka Rozalinda. Przenosi się to z sąsiada na sąsiada. Nie, nie tak szybko. Jak się bliżej zastanowić, to wychodzi, że codziennie przyłącza się jedna rodzina… A gdzie znajdują się ci, którzy nie chcą się przeprowadzać? Przynajmniej jeszcze nie chcą?

To przeważnie mieszkańcy zachodnich dzielnic.

Marco poprosił, by poszła z nimi kawałek i pokazała, gdzie to jest. Rozalinda zgodziła się chętnie, miło jest się przejść w towarzystwie trzech przystojnych mężczyzn. Sol była dla niej niewidoczna, Marco wolał, żeby tak się stało. Piękna wiedźma miała w mieście pozostać niewidzialna.