Выбрать главу

– Żona, z którą denat się rozstał? – upewnił się Reed.

– Tak. Otoczyliśmy cały teren taśmą i sprawdzimy samochody stojące w okolicy i auta jego znajomych.

– A co z żoną?

– Od niej zaczniemy.

Reed jeszcze raz spojrzał na ręce Bandeaux, gdy lekarz podwinął ostrożnie rękawy koszuli. Brakowało jednego guzika przy mankiecie, co wydawało się dziwne i nie pasowało do Bandeaux. Fryzurę miał idealnie ułożoną, tylko kilka zagnieceń na ubraniu, buty wyczyszczone na błysk. I do tego urwany guzik?

Reed przyjrzał się przedramionom zmarłego. Nacięcia na nadgarstkach zrobione były pod dziwnym kątem… Cholera, może Morrisette miała rację z tym zabójstwem. Może upozorowanie samobójstwa nie do końca mordercy wyszło. Jeśli tak, to jest szansa, że będą mieli szczęście i znajdą jakieś ślady, jeżeli zabójca był nieostrożny.

– Poza tym w zmywarce były dwa kieliszki do wina. Służąca opróżniła wczoraj zmywarkę przed swoim wyjściem, więc albo Josh miał gościa, albo sam zabrudził oba kieliszki. Sprawdzamy odciski palców. Wydaje się, że na jednym kieliszku jest ślad po szmince. Weźmiemy próbkę i zobaczymy, może w laboratorium zdołają określić producenta i markę.

Gdy lekarz skończył oględziny, Reed wyszedł z pokoju, a cała ekipa zabrała się do zbierania odcisków, mierzenia plam krwi i szukania dowodów w całym pokoju i domu.

– Coś jest na automatycznej sekretarce?

– Ma pocztę głosową, właśnie sprawdzamy.

– A poczta elektroniczna?

– Jak tylko skończymy zbierać odciski z komputera, przejrzymy pliki.

– Gdzie on pracuje?

– Ma własną firmę – odpowiedziała Morrisette. – Inwestycje. Konsulting. Taka finansowa złota rączka. Miał kłopoty z Komisją Papierów Wartościowych. Wydaje mi się, że jego biuro mieści się na Abercorn, tuż przy Reynolds Square.

– Byłaś tam?

– Po co miałabym tam chodzić? – zapytała.

– W ramach swojego śledztwa.

– Nieoficjalnego śledztwa – poprawiła go, mrużąc groźnie oczy.

– Mam tu adres – wtrącił policjant. – Znalazłem go na papierze firmowym. Rzeczywiście Abercorn.

– Sprawdź to. – Reed zwrócił się do Morrisette. – Porozmawiaj z pracownikami. Zorientuj się w sytuacji. Może będą wiedzieli, czy Josh cierpiał na depresję. Będą nam potrzebne billingi telefoniczne, dokumenty finansowe, zeznania sąsiadów, rodziny i przyjaciół.

– O ile w ogóle miał przyjaciół – odezwała się Morrisette. – Nie potrzebuję pouczeń. Znam procedurę. Pracuję tu już jakiś czas, pamiętasz?

Wystarczająco długo, by zebrać masę informacji o Joshu Bandeaux.

– Porozmawiam jeszcze raz z tym sąsiadem, jak on się nazywał? Hubert? Może zauważył, kto wsiadł do białego samochodu.

– Miejmy nadzieję – powiedziała Morrisette bez entuzjazmu, a Reed jeszcze raz spojrzał na ofiarę.

Może uda mu się coś jeszcze wyciągnąć od tego sąsiada. Przy odrobinie szczęścia…

Jednak zbytnio na to nie liczył.

Rozdział 3

Caitlyn źle się czuła, tak źle, że musiała się zdrzemnąć, a teraz usiłowała nadrobić stracony czas… stracony czas… zawsze ten sam problem, pomyślała, wyciskając gąbkę nad wiadrem. Spieniona woda była czerwona od krwi, którą wytarła ze ścian, luster, zagłówka i dywanu w sypialni. Wyczyściła wannę i prysznic, wycierała, szorowała, skrobała, aż połamała paznokcie, a dłonie poczerwieniały i szczypały od środków czyszczących. Zdjęła firanki, wrzuciła do pralki i nastawiła płukanie. Oskara musiała zamknąć w garażu, bo zaczął węszyć i zlizywać krew z dywanu.

Nie mogła znieść tego bałaganu. Przypominał jej o tym całym koszmarze. Powtarzała sobie, że wcale nie chodzi o usuwanie śladów. Nie było żadnego przestępstwa. Miała krwotok z nosa i chociaż wiedziała, że cała ta krew nie może należeć do niej, to jednak nie mogła wezwać policji.

Czego się boisz?

Nie odpowiedziała sobie, wylała brudną wodę do brodzika i ostatni raz przetarła kafelki.

W pamięci znów odżył ten obraz.

Zamarła.

Papiery, dokumenty. Pozew leżący na biurku Josha. I krew… sącząca się, gęsta, czerwona krew i jego oskarżające, niewidzące oczy.

– Jezu! – wyszeptała i przeszedł ją dreszcz. To był sen. Nocny koszmar. Popędziła na dół, wstawiła szczotkę i wiadro do szafki w garażu. W łazience przy gabinecie umyła ręce, nie wiadomo który już raz. Obejrzała skaleczenia, posmarowała je maścią i owinęła bandażem. Rany nie były głębokie, zwykłe niewielkie nacięcia. Boże, czemu nie pamięta, jak się okaleczała?

O to chodzi, prawda? To jakaś poważna psychoza. Sama się tak zamęcza, aby zagłuszyć poczucie winy po śmierci Jamie. Czy nie tak powiedziałaby doktor Wade?

Chciałaby porozmawiać z doktor Wade. Opowiedzieć jej o wczorajszej nocy. Ona by zrozumiała. Spróbowałaby pomóc. Ona…

Ale jej nie ma. Opuściła cię. Wzięła urlop na badania naukowe i porzuciła cię. Zostawiła na pastwę demonów i duchów.

– Nie! – krzyknęła, waląc pięścią w ścianę. Z garażu dobiegło ją ostre, zaniepokojone szczeknięcie Oskara.

Spokój. Bądź silna. Na miłość boską, opanuj się albo znów skończysz w psychiatryku.

Wzięła kilka głębokich oddechów, a potem powoli, starając się zapanować nad sobą, natarła ręce kremem i spojrzała na swoje odbicie w lustrze wiszącym nad umywalką. Była blada. Piegi stały się wyraźniejsze niż zwykle. Spociła się z wysiłku, a wilgotne kasztanowe włosy skręciły się. Poczuła w głowie narastający ucisk, resztki migreny pulsującej za okiem. I ten niepokój, wciąż czający się w ukryciu. Nie mogła pozwolić, żeby zawładnął nią strach, nie mogła pozwolić, żeby ogarnęła ją panika, bo to groziło szaleństwem. Czyż nie zapewniała doktor Wade, że potrafi stawić czoło światu?

– Jesteś pewna? – zapytała ją terapeutka podczas ostatniej sesji. Drobna kobieta z krótko przyciętymi rudymi włosami nie potrafiła ukryć wątpliwości. – Mogę cię z kimś skontaktować. Mam znajomych lekarzy, którzy chętnie się tobą zajmą. Pozwól, że dam ci kilka telefonów.

– Poradzę sobie. Myślę, że już najwyższa pora samodzielnie zająć się własnym życiem – zapewniała Caitlyn.

Doktor Wade bezskutecznie próbowała zwalczyć sceptycyzm. W końcu wręczyła Caitlyn kartkę z kilkoma nazwiskami.

– Wszyscy od czasu do czasu potrzebujemy wsparcia – powiedziała. – Nawet my, psychiatrzy.

– Może powinnam zająć się psychologią, rzucić robienie grafiki i projektowanie stron internetowych – mruknęła wtedy Caitlyn.

Tamtą listę zaraz zgubiła. Szkoda, teraz przydałby się jej jeden z tych lekarzy od głowy.

Myślami powędrowała znów do wydarzeń poprzedniej nocy.

Jak to się stało, że nic sobie nie może przypomnieć?

Skąd ta dziura w pamięci?

Co takiego zrobiła?

Gdzie, do diabła, jest Kelly? Nawet jeśli nie ma jej w mieście, musiała przecież zadzwonić do domu, żeby sprawdzić wiadomości… Dlaczego nie oddzwoniła?

Bo nie chce z tobą rozmawiać. Przyjmij to do wiadomości, dobrze? Twoja siostra cię unika. Uważasz, że niesłusznie? Dzwonisz zawsze, gdy masz problem, kolejny kryzys, nowe tarapaty.

Głos zdawał się dochodzić z każdego kąta łazienki. Nie rozumiesz? Ma dość słuchania o twoich kłopotach, dość ciągłego wspierania cię, po prostu ma cię dość!

Nie, to nie tak. Kelly była jej siostrą; były bliźniętami jednojajowymi. Były sobie bliższe niż ktokolwiek inny. Kelly widocznie miała dużo pracy… Zlana potem, nie zwracając uwagi na szalone bicie serca, Caitlyn ochlapała twarz zimną wodą.