Sherva poczuł się upokorzony. Yeshol potraktował go jak ojciec karcący niezdyscyplinowanego syna.
— Zrób jak uważasz. Zabij gnoma, zezwalam ci na to, ale tylko dlatego, że chcę być wielkoduszny, nic poza tym, dobrze to zapamiętaj. Już nigdy nie pozwolę ci, żebyś poddawał się twoim głupim myślom mieszańca półkrwi. Po tym, jak wypełnisz swoją misję, będziesz musiał się zmienić, w przeciwnym wypadku następną osobą, która wykrwawi się na śmierć pod posągiem Thenaara, będziesz ty.
Sherva roześmiał się pośród nocy, wspominając to wydarzenie. Yeshol całkowicie go zmiażdżył. To ich ostatnie spotkanie było symboliczne. On był podwładnym, jednym z wielu, bronią — być może bardziej naostrzoną niż inne — ale nic więcej, tylko narzędziem. Yeshol zawsze był jego panem i to nigdy się nie zmieni. W przeciwieństwie do niego, Najwyższy Strażnik potrafił doprowadzić do końca swoją misję, poświęcił duszę i ciało temu, w co wierzył, aż do ostatecznych konsekwencji, aż do unicestwienia samego siebie. To dlatego był silniejszy.
Teraz nie mogę już zrobić nic innego, tylko uratować to, co się da.
Wychylił się ze skały. Wiatr wiał mocno, a morze pod nim ryczało, rozbijając się o skałę. Wkrótce fale przyniosą mu jedynego nieprzyjaciela, co do którego miał nadzieję, że będzie na jego poziomie: zmęczonego i pozbawionego złudzeń starca, ocalałego ze świata, który już nie istniał. Księżyc zsuwał się ku morzu i Sherva nie mógł powstrzymać myśli, że naprawdę nisko upadł. Teraz pozwalali mu tylko obierać z mięsa ciała już rozłożone przez upływający czas.
Przetrząsnęli pałac od szczytu po fundamenty. Do pomocy zmobilizował się Quar, jeszcze w mycce i koszuli nocnej, nawet Ondine, potargana, chodziła po korytarzach. Ido przeszukał każdy zakątek, przemierzył miliony schodów, wślizgnął się wszędzie, ale nie było ani śladu Sana. Wreszcie stało się jasne, że odszedł.
— Może więźniowi udało się uwolnić i go porwał. Ale przecież był ranny, a w takim razie szybko ich znajdziemy. Już wydałam rozkazy strażnikom, a posłańcy rozpowszechniają portret obu w innych hrabstwach. Wszystkie drogi są strzeżone, to tylko kwestia czasu.
Ondine zdawała się pewna swoich działań, chociaż jej twarz zdradzała napięcie z powodu tego, co się stało.
Ido palił nerwowo fajkę, a obłoczki dymu wymykały się z niej jeden po drugim, szybkie, zbite. Ręce mu się trzęsły i czuł w sobie koszmarny niepokój, mieszaninę złości, frustracji i niemocy, ze straszliwym poczuciem winy w tle.
Potrząsnął głową.
— Postaraj się pomyśleć rozsądnie, nie ma innej możliwości... — zaoponowała Ondine.
— Nie! — Hrabina podskoczyła, a Ido prawie pożałował tonu swojego głosu, zbyt szorstkiego i kategorycznego. — Ten idiota nie miał możliwości ucieczki, a poza tym strażnicy zostali uśpieni.
— To był morderca, pewnie użył jakiegoś środka.
— W pokoju Sana nie było żadnych śladów walki.
— Mógł uśpić również i jego, i...
— On odszedł — przerwał jej Ido. Mówił to po raz pierwszy. Do tej chwili trzymał tę myśl zepchniętą na skraj świadomości, ale teraz nie mógł już zrobić nic innego, tylko skapitulować. — Uwolnił więźnia i odszedł.
— Ale z jakiego powodu miałby to zrobić?
— Jest przekonany, że może pokonać Gildię, i chce iść do nich, aby się zemścić. Rozmawiałem z nim, znam go, wiem, że tak jest.
Przesunął dłonią po twarzy. Oto jego piękne osiągnięcia: Tarik i jego żona martwi, a San wymyka mu się spod nosa, co więcej — popychany przez jego własne zachowanie. Bo dla gnoma było oczywiste, że była to tylko i wyłącznie jego wina. Nie potrafił się nim zająć, nie umiał właściwie zareagować na jego ból ani nie próbował go uśmierzyć. Jedyne, co robił, to wypełnianie mu głowy starymi i zgrzybiałymi historiami.
Starość oślepiła cię i ogłuszyła. On jest taki jak Nihal, a ty popełniłeś ten sam błąd, co wtedy.
Poczuł nagłą potrzebę, żeby rozwalić cały ten pokój i krzyczeć, ale nie mógł.
— Myślisz, że dokąd mogli się skierować?
Ondine rozejrzała się wokół, zagubiona, starając się w myślach zrobić rozpoznanie sytuacji.
— Może poszli do trasy, którą wy przebyliście, aby się tu dostać.
Ido wbił w nią wzrok.
— Czy są szybsze drogi?
Hrabina nie wiedziała, co odpowiedzieć. Istniało wiele możliwości, które należało rozważyć, ale tak na gorąco nie potrafiła się skoncentrować.
— Możemy spróbować zapytać naszych przewodników... — zaryzykowała cichym głosem.
— Muszę ich wyprzedzić. Teraz już nie ma innego sposobu. Potrzebuję twojej pomocy.
Wyruszył jeszcze tego samego popołudnia. Poprosił Ondine o wystawienie mu specjalnej przepustki na całe królestwo, aby przygraniczna biurokracja nie spowolniła jego pościgu.
— I jeżeli będziecie mieli o nim jakieś wieści, natychmiast mnie powiadomcie. Soana nauczyła mnie magii, aby komunikować się na odległość. Muszę być tutaj, jeżeli San wróci.
Ondine przytaknęła, wciąż jeszcze zagubiona.
— Kiedy opuścisz Świat Zanurzony i powrócisz na powierzchnię, znajdziesz tam okręt, najszybszy z całej floty. Już się upewniłam, że będzie całkowicie do twojej dyspozycji.
Ido kiwnął krótko głową, ładując swoje rzeczy na konia. Ondine spojrzała na niego ze smutkiem.
— Przykro mi, że to się tak musi skończyć. Powinnam była wybrać dla niego lepszego nauczyciela...
— To nie twoja wina — przerwał jej Ido. — Jedynym odpowiedzialnym jestem ja.
Rozstali się po tych słowach, wiedząc, że prawdopodobnie już się nigdy nie zobaczą. Ale nie było czasu na dłuższe pożegnania. Ido musiał postarać się przynajmniej częściowo naprawić swój olbrzymi błąd. Dlatego popędził konia i zaczął przemierzać milę po mili pod morzem.
Ukryte Rafy pojawiły się przed nim najeżone i nieprzebyte, takie, jakimi je zostawił. Wtedy wszystko wydawało się w porządku: ból chłopca był jego bólem, a on był pewien, że San będzie Nihal jego starości.
Żywo wdrapał się po ścieżce prowadzącej z zatoczki na szczyt i spytał marynarzy, czy nie przybiła tam łódź mająca na pokładzie ubranego na czarno młodzieńca i chłopca o spiczastych uszach.
— Kiedy was nie było, przepływał tędy tylko ładunek towaru. Nie miał pasażerów.
Ido zaklął. Może obrali inny szlak i jeszcze nie przybyli, a może nikt ich nie zauważył i już zdążyli odpłynąć.
Kiedy dotarł na szczyt skały, rozejrzał się wokół. Mogli być wszędzie i nie było żadnego sposobu, aby ich odnaleźć. Dlaczego zawsze musiał płacić za swoje błędy tak wysoką cenę? Najpierw była kariera Jeźdźca Smoka pod władzą Tyrana, a potem miłość, która nadeszła tak późno. Wreszcie nie docenił należycie Dohora i pozwolił, aby Tarik umarł na jego oczach.
To instynkt go ocalił, coś, czego nie mogły przytłumić nawet starość i rozpacz. Uskoczył na bok w ostatniej chwili i zobaczył spadający w otchłań sztylet.
To oni! — pomyślał nierozsądnie i odwrócił się, jednocześnie dobywając miecza. Przed nim jednak stała tylko niezgrabna i szczupła postać. Ido rozpoznał go prawie od razu: to Zabójca, który porwał Sana i zabił Tarika.
— Sporo czasu ci to zajęło... — powiedział morderca z obmierzłym uśmiechem.
— Gdzie jest San?
— Czekam na ciebie już ponad tydzień. Masz pojęcie, jak może się dłużyć siedem dni wpatrywania się w morze?
Ido zacisnął zęby. Pora z tym skończyć.
— Powiedz mi, gdzie on jest.