Выбрать главу

Mężczyzna wzruszył ramionami.

— Prawdopodobnie o tej porze jest już w Krainie Nocy, o mniej niż tydzień drogi od świątyni. Ale mogę się też mylić, jego los już mnie nie dotyczy.

Ido nie rozumiał. To było niemożliwe: musieliby przefrunąć.

— Zejdź mi z drogi. To nie jest wojna między tobą a mną. Osoba, którą masz przed sobą, nie ma nic wspólnego z tą, z którą walczyłeś trzy miesiące temu.

— Ja też nie jestem taki sam — odparł Sherva, chichocząc.

Jeszcze nie skończył mówić, a już wyrzucił dwa noże, które przeleciały o włos od twarzy gnoma. Ido przechwycił jeden z nich mieczem, ale drugi zobaczył dopiero w ostatniej chwili i uskoczył w bok, obniżając czujność. Kiedy się podnosił, ten demon już znalazł się za jego plecami.

— Złapany — powiedział Zabójca tonem wyzwania, zaciskając ramiona wokół jego szyi.

Ido natychmiast poczuł, jak brakuje mu powietrza, ale nie dał się porwać panice. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, aby dokładnie wiedzieć, co ma na sobie jego nieprzyjaciel. Dłoń gnoma na oślep pomknęła do ostrza, które mężczyzna nosił przy pasie. Dotarła do rękojeści i wyciągnęła ją z pochwy. Ido wbił mu sztylet w ramię, ale tamten nie krzyknął. W jednej chwili rozluźnił uścisk i odskoczył na bezpieczną odległość.

Sherva wyciągnął broń bez jednego jęku i od razu użył jej przeciwko gnomowi. Ido tym razem był gotowy. Odparł wszystkie ciosy i przez ten czas nauczył się rytmu, w jakim bił się Zabójca. Nie panował nad sobą, Ido jasno czytał to w jego oczach: to dlatego ciągle powtarzał te same schematy ataku.

Poddawał się jego prowadzeniu, pozwalając mu myśleć, że ma przewagę; potem, kiedy dostrzegł w jego spojrzeniu błysk triumfu, zaskoczył go. Uderzył w rękojeść sztyletu i wykorzystał siłę odbicia, aby przebić mu i drugie ramię. Rana była głęboka, a krew zaczęła płynąć wartkim strumieniem.

— Przeklęty... — syknął Sherva, oddalając się nieco.

— Twoja osoba w ogóle mnie nie interesuje. Odejdź, a przeżyjesz — powiedział mu Ido z urywanym oddechem.

— Nie obchodzi mnie życie bez honoru! Wystarczająco naklękałem się przez te wszystkie przeklęte lata i nie odejdę, dopóki nie zmyję hańby mojej porażki! — wrzasnął Sherva.

Skoczył mu na szyję, wyciągając nie wiadomo skąd pętlę do duszenia. Ido błyskawicznie wsunął dłoń pomiędzy szyję a sznur, ale i tak zabrakło mu oddechu. Sherva jednak tracił wiele krwi, a jego uchwyt nie był wystarczająco mocny. Kiedy Ido poczuł najlżejszą oznakę słabnięcia, wykorzystał to, aby sforsować jego ramię i uwolnić się. Jednym ruchem rzucił Zabójcę na ziemię, po czym przygwoździł go mieczem do ziemi. Specjalnie wbił go w ramię, aby przed śmiercią mężczyzna mógł mu jeszcze coś powiedzieć. Nie odejdzie stamtąd, dopóki nie dowie się tego, czego potrzebuje.

— Zabij mnie! — wrzasnął Sherva, tocząc pianę. — Odniosłem porażkę i w tej misji, zasługuję na śmierć!

Słysząc ten wybuch, Ido nic nie poczuł. Kolejna przeszkoda na drodze do wypełnienia jego misji, kolejne opóźnienie: ten człowiek nie przedstawiał sobą nic więcej.

— Czy to prawda, co mi powiedziałeś? — spytał, opierając się na rękojeści miecza.

— Powiedziałem ci, żebyś mnie zabił — syknął tamten w odpowiedzi. — Moje życie było porażką, sprzedałem się za nic, a oto w końcu pełzam jak robak, ja, który chciałem być najsilniejszy.

Ido popatrzył na niego tak, jak się patrzy na zwierzę przeznaczone na rzeź. Była to kolejna ofiara Gildii, ale był to też zabójca Tarika.

— Najpierw powiedz mi, czy to prawda, co mi powiedziałeś, a potem odbiorę ci życie.

Mężczyzna przytaknął słabo.

— Poszli podziemnym przejściem, którego użył Tyran, kiedy posłał swoich wysłanników do Świata Zanurzonego za czasów Wielkiej Zimowej Bitwy. To dlatego cię wyprzedzili.

— Do diabła!

Sherva roześmiał się pomiędzy jednym rzężeniem a drugim.

— Wykiwał nas obydwóch. Wiedział, że cię nie pokonam, dlatego mnie tutaj wysłał. Aż do końca traktował mnie tylko jako narzędzie. — Odwrócił się do gnoma. — Ty też byłeś tylko bronią w jego dłoniach, jak wiele szeregów niewolników, których hodował pod ziemią i których rękami zniszczy ten świat.

Ido popatrzył na niego zdruzgotany.

— O kim mówisz?

— O Yesholu, Najwyższym Strażniku. Człowieku, którego chcąc zabić, wszedłem do Gildii, i który ostatecznie odebrał mi wszystko.

Ido zbliżył się do niego groźnie.

— Kiedy odbędzie się rytuał?

Sherva popatrzył na niego z wahaniem zaledwie przez moment, po czym jego grymas bólu przemienił się w straszliwy uśmiech.

— Za dwa tygodnie. Tydzień, zanim chłopiec do niego przybędzie, i tydzień, aby wszystko zorganizować.

— Dlaczego tydzień?

— Bo ponownym narodzinom Astera, na jego powitanie, będzie towarzyszyć hekatomba z Postulantów, którzy zostaną złożeni w ofierze pod posągiem Thenaara stojącym w Domu. A wśród nich znajdzie się też dwóch specjalnych gości, których Yeshol musi jeszcze pochwycić: czarodziejka o imieniu Theana i syn Dohora.

Ido poczuł, jak długi dreszcz przebiega mu po plecach. Młoda czarodziejka, która uratowała mu życie, i smutny chłopak, z którym się niedawno starł, książę, który nigdy nie będzie królem.

Gwałtownie wyciągnął miecz z ramienia mężczyzny, wydzierając mu z gardła głośny krzyk. Potem wyczyścił broń wyjętą z sakwy szmatką. Krew tego Zabójcy miała dziwną konsystencję i blady kolor. Nie wyglądała jak krew człowieka.

— Dałeś mi swoje słowo — powiedział mężczyzna, unosząc się lekko.

Ido spojrzał na niego.

— Nie zabijam tych, którzy nie mogą mi już zaszkodzić.

— Jeżeli mnie nie zabijesz, pójdę za tobą na koniec świata i uniemożliwię ci uratowanie chłopca.

Ido wskazał na jego ramię.

— Z tą raną? W każdym razie nie masz żadnego powodu, aby to zrobić, właśnie mi to wyznałeś.

Mężczyzna spojrzał w ziemię z udręką.

— Moje życie nie ma już sensu. Gdybyś był prawdziwym wojownikiem, ulitowałbyś się nade mną.

— Masz jeszcze jednego wroga — odparł Ido.

Potem schował miecz do pochwy i ruszył w swoją stronę.

Sherva patrzył za nim ze zdumieniem, obserwując, jak się oddala. Zdumienie szybko ustąpiło miejsca dzikiej determinacji: emocji, której nie czuł już od wielu lat. Przyjął ją jak starą przyjaciółkę, bo wreszcie dała mu odwagę, aby zrobić to, czego do tej chwili się bał.

Teraz był gotowy na wszystko, aby osiągnąć swój cel.

23. Trup Puszczy

Wiatr jęczał pomiędzy suchymi pniami drzew. Lato pokazywało swoje najgorsze oblicze; ziemia była popękana, a kurz wciskał się w oczy, powodując pieczenie.

Lonerin nigdy wcześniej nie widział Puszczy. Ograniczał się tylko do wyobrażania jej sobie na podstawie tego, co czytał w Kronikach, ale w jego marzeniach nazwa ta przywoływała obraz miejsca bujnego, zacienionego i świeżego: nie miało to nic wspólnego z opustoszałym krajobrazem, który znajdował się przed jego oczami.

Stojący obok niego Sennar owinął się jeszcze ciaśniej płaszczem.

— Jesteś pewien, że to tutaj?

Lonerin przytaknął.

— Próbowałem dwukrotnie wczoraj wieczorem, a rezultat jest zawsze ten sam. Talizman znajduje się w Puszczy.

Sennar westchnął.

Od kiedy postawili stopę w Salazarze, aż do tego powrotu do Krainy Wiatru, ich podróż nie była niczym innym, tylko żałosną wędrówką przez ruiny jego życia. Te miejsca zdawały się go przywoływać, były pułapką, której nie mógł umknąć.