Выбрать главу

Wydawał się zawstydzony.

— Przebacz mi, ja...

Nie pozwoliła mu dokończyć. Jednym ruchem podniosła się i skierowała ku portykowi, nie wypowiadając ani słowa. Learchos ledwo zdążył ją dogonić i złapać za rękę.

— Przepraszam, nie chcę, żebyś ode mnie uciekała...

— Nie mogę — powiedziała, nie będąc w stanie patrzeć mu w twarz. Następnie wyrwała się i zeszła do podziemi.

Dobiegła do drzwi swojej kwatery. Nie weszła jednak. W środku była Theana, a ona potrzebowała samotności. Wsunęła się do kuchni, używając klucza, który dał jej Volco, aby mogła wypełniać swoje zadania o każdej porze dnia.

Rzuciła się na ziemię, z nogami przyciągniętymi do piersi. Rozpłakała się, tłumiąc szloch kolanami. Czuła się zagubiona i wzburzona. Na wargach wciąż jeszcze czuła miękkość ust Learchosa i zdawała sobie sprawę, że chce jeszcze. Cierpiała, bo była pewna, że nie będzie się już mogła bez tego obejść. Learchos wkradł się pod jej skórę niczym narkotyk. Podstępnie ją otruł. Nie istniał ratunek od klątwy inny niż przejście ponad tym wszystkim, co do niego czuje, i zabicie jego ojca; ale nie istniał też ratunek poza nim, teraz rozumiała to z bolesną jasnością.

Wtuliła głowę w kolana, zastanawiając się z uśmiechem pełnym rozpaczy, czy nie było lepiej wcześniej, kiedy w jej dniach nie było światła i kiedy na znalezienie choćby najmniejszego jego promienia nie miała nawet nadziei. Teraz fakt, że może na nie patrzeć, i świadomość, że nie może go dosięgnąć, rozdzierały ją.

Wróciła do pokoju z czerwonymi oczami; kręciło jej się w głowie. Theana pogodnie spała w swoim łóżku. Dubhe spokojnie wyciągnęła pergamin z notatkami i zaczęła przyglądać się mapie, którą nakreśliła w ostatnich dniach.

Zacznie działać. Tylko tak będzie mogła położyć kres temu niedorzecznemu marzeniu, które wypełniło jej noce. Urodziła się morderczynią i nie można było tego zmienić: Gildia miała rację. Dlatego zrobi to, co musi — z Learchosem czy bez niego.

Poczuła się zimna i zdeterminowana, tak jak tamtego wieczoru, kiedy postanowiła zostać z Sarikiem, aby wkroczyć na drogę zabójstwa. Lonerin nauczył ją podejmowania decyzji. Dobrze więc, teraz podejmie wyraźną i ostateczną decyzję.

Popatrzyła na mapę i nałożyła na nią w myślach miejsca, gdzie wydawało jej się, że widziała symbol, który pokazała jej Theana. W myślach wytyczyła trasę, którą przemierzy następnej nocy, a następnie wszystko odłożyła. Świt nie był odległy i musiała przespać się chociaż parę godzin, aby mieć siłę następnego poranka.

Długo leżała w nocy, uparcie obrócona na bok, nieruchoma, tylko od czasu do czasu poruszając dłonią, aby gwałtownie zetrzeć z policzków łzy — łzy, które spływały mimo jej woli. Do świtu nie udało jej się zmazać z ust wrażenia tego pocałunku.

15. Prawda

Learchos nie mógł wrócić do pokoju. Czuł w nogach jakiś rodzaj szaleństwa, które nie pozwalało mu siedzieć nieruchomo i sprawiało, że szybkim krokiem przemierzał ogród. Wszystko krążyło wokół pytania: kim była Sanne? I dlaczego aż tak bardzo jej się zwierzał, nie podejmując żadnych środków ostrożności? Teraz, kiedy odeszła, ich kontakty jawiły mu się w innym świetle. Jedność, jaką wcześniej wyczuwał, była tylko iluzją. Dla niego dziewczyna ta była i pozostawała nieznajomą o mętnej i tajemniczej przeszłości. To jego rozpaczliwa potrzeba znalezienia osoby, której mógłby powierzyć swoje grzechy, ukazała mu ją jako kogoś lepszego niż ten, kim była w rzeczywistości. Teraz jednak zrozumiał, że zachował się nieodpowiedzialnie.

Usiadł w kącie i chwycił głowę w dłonie. Musiał się uspokoić, ale nie był w stanie: prześladował go widok Sanne, która przymykała oczy i otwierała usta, by przyjąć jego pocałunek. Była tak nieznośnie piękna, że czuł się nieprzygotowany na to, aby stawić czoła konsekwencjom tego gestu. Być może dlatego, że w jego życiu nie było innych kobiet.

Forra próbował przyprowadzać mu jakieś prostytutki, ale Learchos nigdy nie dotknął ich nawet palcem. Wuj zawsze mu powtarzał, że mężczyzna nie potrzebuje miłości, lecz ciała. On jednak czuł się inny. Twarze tych kobiet, tak pełne obietnic, tylko przypominały mu o agoniach, którym przyglądał się co dnia.

Zbyt dobrze znał ból, aby móc dać się ponieść uczuciu i tkliwości. Wiedział, że wcześniej czy później jego przeznaczeniem będzie poślubienie jakiejś szlachetnie urodzonej kobiety z innej krainy i to tylko po to, aby uzyskać dziedzica, który podtrzyma ród i władzę. Związek fałszywy i pusty.

Nic takiego nie mogłoby się przydarzyć z Sanne. Mimo wszystkich wątpliwości czuł, że istnieje między nimi szczery związek, wyczuł to, kiedy oparła się o jego pierś. Serce biło jej mocno i chłopak był przekonany o prawdziwości tego porywu.

Jednak tym pocałunkiem, zmuszając ją do gestu, którego nie pragnęła, wywołał w niej wzburzenie.

Podniósł się raptownie i skierował do swojego pokoju. Nie powinien jej dłużej widywać. Pozwolenie, aby stała się jego przyjaciółką, było straszliwym błędem, którego nie chciał już kontynuować. Wojskowym krokiem przemierzył korytarze, po raz pierwszy nie troszcząc się o to, że hałasuje. Potem, za ostatnim zakrętem, stanął jak wryty. Przed drzwiami swojego pokoju zastał Neora i nagle zarumienił się, przekonany, że z jego twarzy można łatwo wyczytać to, co się stało.

— Nie możesz spać? — spytał wuj, patrząc na niego badawczo.

— Nie. Za dużo wspomnień — uciął krótko książę, kładąc dłoń na klamce.

— A ty?

— A ja szukałem ciebie.

Ta odpowiedź wcale mu się nie spodobała. W milczeniu otworzył drzwi i gestem zaprosił go do środka.

Jego wuj rozsiadł się na fotelu w głębi pokoju i w roztargnieniu zaczął wyglądać przez okno na ogród. Learchos zamknął drzwi na klucz, po czym oparł się o brzeg łóżka, w oczekiwaniu. Neor przez kilka chwil patrzył mu w oczy, a Learchos wreszcie zrozumiał cel tej niespodziewanej wizyty.

— Za tydzień odbędzie się ceremonia.

Młodzieniec westchnął i przesunął dłonią po włosach. Czas na rozliczenie.

— Zastanowiłeś się? — ponaglił wuj. Nawet nie miał czasu, aby mu odpowiedzieć.

— Ja przez ten czas posunąłem się do przodu — dodał Neor ostrym głosem. Learchos prawie się go przestraszył i zazdrościł mu jego lodowatego spokoju. Czasami sam też chciałby dysponować taką straszliwą siłą. — Nie jestem jedyną osobą, która nie pochwala postępowania twojego ojca.

— To despota — rzucił Learchos, nie bawiąc się w półsłówka, i ze złością zdał sobie sprawę, że ciężko mu było wypowiedzieć tego rodzaju stwierdzenie. — Większość jest po jego stronie, bo jest silny, ale z pewnością na różnych ziemiach nie brakuje mu nieprzyjaciół.