Выбрать главу

Kopnęła ze złością nierozpakowany prezent od dziadka dla rzekomo tak bardzo kochanej wnuczki. Przysłał go kurierem, bo oczywiście zawodowe obowiązki nie pozwoliły mu się wyrwać z pracy. W wielkim pudle znajdowała się zapewne jakaś droga zabawka. Nawet nie pokazała jej Martynce. Ostatnie, czego dziewczynka teraz potrzebowała, to nowe rzeczy. Miała ich tak wiele, że ledwie mieściły się w pokoju, a przyjęcie urodzinowe znacznie ten stan pogłębiło.

Agnieszka poprawiła włosy i wyprostowała się.

Dość rozmyślań o ponurych sprawach. Miała zamiar rozpocząć nowe życie. Wyjeżdżała z niewielkim bagażem. Tylko najważniejsze rzeczy. Przeszłość też planowała zostawić tutaj. Dość się już w życiu nacierpiała z jej powodu.

Z trudem obudziła Martynkę i nie całkiem jeszcze przytomną ubrała w bawełnianą sukienkę. Dobrze, że od rana zapowiadała się piękna pogoda i nie trzeba było wkładać dziecku kilku warstw odzieży. Dzisiaj wystarczyły jeszcze sandałki i mała była gotowa do drogi.

Śniadanie zjemy na lotnisku – postanowiła Agnieszka. Żołądek miała tak ściśnięty z emocji, że nie mogłaby teraz niczego przełknąć. A malutka posadzona w fotelu natychmiast znowu zasnęła. To samo zapewne miało nastąpić w taksówce.

Agnieszka jeszcze raz sprawdziła dokumenty. Przeszła przez mieszkanie, zaglądając wszędzie, czy niczego nie zapomniała. Spojrzała na wnętrza, w których spędziła ostatnie pięć lat, zamierzając porzucić je bez żalu. Mało miała naprawdę dobrych wspomnień. Zabrała jeszcze z garderoby zapomnianą pluszową kaczuszkę. Na wszelki wypadek. A nuż Martynka sobie o niej przypomni i będzie płakać? Wszystkich zabawek nie mogła spakować, i tak już jedna walizka w całości wypełniona była wczorajszymi prezentami. Tylko że nie kolejnych rzeczy jej dziecko potrzebowało najbardziej, lecz bliskich i obecnych w jej życiu ludzi.

Agnieszka westchnęła ciężko. Już miała zamknąć drzwi garderoby, kiedy jej wzrok padł na foliowy pokrowiec z sukienką ślubną. Wisiała tam od dawna. Zdążyła pożółknąć, nie doczekawszy się na odpowiedni termin.

– I już się nie doczeka! – powiedziała stanowczo i zatrzasnęła drzwi. – Koniec z tym! Zacznę od nowa. Lepiej. Na własnych warunkach. A Jakub niech zdechnie z tęsknoty za córką! Niech poczuje, co to znaczy, kiedy się na coś bardzo czeka. Jak ciężko znosić kolejne rozczarowania, zmagać się z niedotrzymanymi obietnicami. – Zamierzała odpłacić mu z nawiązką za każdy samotny wieczór. A szczególnie za wczorajsze urodziny.

Wiedziała, że to go mocno zaboli. Wiele pracował, przyszły teść uczynił go swoją prawą ręką w restauracji i stawiał wysokie wymagania. Ale Jakub, choć nie był tatą doskonałym, kochał małą. Miała tego świadomość. Biegł do Martynki w każdej wolnej chwili. Częściej nawet niż do Agnieszki. Mieli swoje rytuały i ulubione zabawy. Teraz to się skończy. Kara będzie dotkliwa. Nie ma litości dla facetów krzywdzących rodziny.

– Nie ma – powtórzyła stanowczo Agnieszka. Wzięła córeczkę na ręce i poprosiła taksówkarza, by jej pomógł z walizkami. Chwilę później była już w drodze. Nikomu nie powiedziała, dokąd się wybiera. Wysłała tylko krótki esemes do matki, żeby się nie martwiła, ale szczegółów nie podała nawet jej.

***

Karolina wyszła z przedszkola i szybkim krokiem wróciła do domu. Przygotowania do wyjątkowej kolacji postanowiła zacząć od sprzątania. Niewielkie trzypokojowe mieszkanie było bardzo łatwe do zabałaganienia, za to trudne do uporządkowania. Wszędzie plątały się zabawki. Zaprowadzanie ładu w znacznej części polegało na chodzeniu i noszeniu rzeczy. Odkładaniu ich na właściwe miejsce, z którego one natychmiast tajemniczym sposobem znikały, by znów leżeć nie tam, gdzie powinny. Ten proces praktycznie był klasyczną syzyfową pracą.

Karolina westchnęła ciężko i zaczęła segregować klocki.

Macierzyństwo ma dwie twarze. Jedną piękną. Tę najczęściej uwiecznia się na zdjęciach i pokazuje w sieci. To słodkie uśmiechy, duma z dziecka i miłość do niego. Czułość i szczęście. Wszystkie te chwile, kiedy nasze życie jest niemal idealne, bo możemy je dzielić z kimś wyjątkowo bliskim. Córeczką lub synkiem.

Ale jest też druga twarz macierzyństwa. Szara jak zmęczona po kilku nieprzespanych nocach twarz matki. To znużenie monotonią dni, zniecierpliwienie wobec wyzwań, które wprawdzie nie są duże, ale za to nigdy się nie kończą. Nie ma bowiem przerwy od bycia mamą. Wolnych weekendów, świąt ani wieczorów. Ustawowego urlopu. Dyżur trwa bez ustanku.

Karolina jednak, choć miała chwile zmęczenia, nie narzekała. Od pięciu lat swój czas spędzała w domu pomiędzy kuchenką, pralką i deską do prasowania, ale jej największym marzeniem było drugie dziecko. Chciała, by Lenka miała rodzeństwo, a czas spędzony w domu był jak najlepiej wykorzystany. W jej sercu wciąż znajdowało się sporo miejsca. Chciała jeszcze kogoś pokochać równie mocno, jak córeczkę.

Patryk wciąż odsuwał w czasie decyzję o drugim dziecku. Podawał kolejne powody, dla których moment był nieodpowiedni. Nawet się nie obejrzeli, jak minęło pięć lat. Karolina obawiała się coraz mocniej o swój powrót do zawodu, ale wciąż pragnęła tego drugiego dziecka. Ostatnio to marzenie mocno przybrało na sile. Chciała, by rodzina się powiększyła, nawet jeśli ceną miałoby być odsunięcie powrotu do pracy o kolejne lata.

Może dzisiaj wieczorem o tym porozmawiamy? – zastanowiła się. To był bardzo dobry pomysł i od razu poprawił jej się humor. Nazbierało się jeszcze kilka innych tematów, domagających się omówienia już od dłuższego czasu. Cała organizacja życia rodzinnego tak naprawdę już nie istniała. Funkcjonowali jakoś z dnia na dzień, ale nie o to im przecież chodziło, kiedy podjęli decyzję, by być razem. To miało być prawdziwe wspólnie przeżywane szczęście.

Karolina przerwała na chwilę sprzątanie i stanęła przy oknie. Poczuła dziwny dreszcz niepokoju. Jakby ją tknęło złe przeczucie.

Pewnie mama za chwilę zadzwoni – pomyślała.

Szykował się ślub jej siostry i w domu rodzinnym nie mówiło się o niczym innym. Wszyscy byli podekscytowani. W kółko opowiadali o kolejnych szczegółach. Herbacianych różach, które na stoły zamówił przyszły teść, mocno nadszarpując swój budżet, o sukni z tiulu tak miękkiego, że układał się niczym pianka, o koronkowym welonie sprezentowanym przez ciotkę chlubiącą się szlacheckim pochodzeniem i przede wszystkim wielkiej miłości młodych.

– Wzroku od nich nie można oderwać – mówiła mama, kiedy ostatni raz dzwoniła. – I nie boją się ślubu – dodawała z nieskutecznie ukrywanym wyrzutem.

Karolina westchnęła. Cieszyła się szczęściem siostry, ale niełatwo jej było funkcjonować w tym przedweselnym szaleństwie i zachować spokój.

– Mamusiu, a jaką ty miałaś sukienkę na swoim weselu? – zapytała ją ostatnio Lenka.

Nie miałam żadnej – nie udzieliła tej odpowiedzi. Zaczęła tłumaczyć córce, że nie każdy związek wygląda tak samo i niekoniecznie trzeba go pieczętować papierkiem i huczną uroczystością. Ale nie czuła się do końca dobrze z tymi wyjaśnieniami. To nie były jej poglądy, tylko Patryka.

Karolina wciąż w głębi serca pielęgnowała marzenie, że ukochany mężczyzna jej się oświadczy. Nie musiała mieć koniecznie wielkiej weselnej uroczystości. Na białe suknie, welony i róże na stołach było już raczej za późno. Ale chciała mieć poczucie, że jest dla Patryka kimś wyjątkowym. Jedyną miłością. Kobietą, z którą on chce być przez całe życie. I nie boi się tego wyraźnie powiedzieć.

Mieli dziecko, mieszkali pod jednym adresem i prowadzili wspólny biznes, ale brakowało jej tej jednej romantycznej deklaracji. Wyznania uczuć.

Westchnęła po raz kolejny i wróciła do sprzątania. Rozpamiętywanie żalów nie pomagało, skupiła więc siły, by o nich zapomnieć, i zajęła się planowaniem kolacji.

ROZDZIAŁ 3

Jakub Radecki obudził się z bólem głowy o wiele bardziej koszmarnym niż po najgorszym kacu. Dudniło mu w skroniach i pulsowało okrutnie, nie pozwalając zebrać myśli nawet na krótką chwilę. W ustach czuł suchość, a powieki podnosił z trudem, jakby mu ktoś nasypał trocin w oczy. Piekły niemiłosiernie. Nie spał już którąś noc z kolei. Nawet nie byłby w stanie ich policzyć.