– Psie Drugi, Psie Drugi, jakiż jesteś okrutny! Wyciągając przed siebie ramiona, powracasz do Zachodniej Krainy. Zostawiasz swoją kobietę, która od tej chwili noc w noc będzie spać samotnie! Robak toczy moje serce, muszę się powiesić. Spotkamy się przy Żółtych Źródłach!
Tak długo płakał i lamentował, aż po jego pulchnych jak u prosiaka policzkach rzeczywiście popłynęły strużki łez, a to, co ciekło mu z nosa, wpływało do ust.
– Nie mogę tak dłużej żyć! – zaszlochał, stanął na czubkach palców i założył sobie na szyję pętlę zrobioną z paska. Trzymając ją oburącz, podskoczył i krzyknął:
– Nie mogę tak dłużej żyć! Podskoczył jeszcze raz.
– Kończę ze sobą!
W klasie rozległ się dziwny chichot. Wu Deszczowa Chmura, wciąż nadąsany, oparł się o swoje biurko i jak koń wyrzucił nogę w powietrze, kopiąc w biurko Fanga Shuzaia, którego tłuste ciało nagle zawisło w pustce. Chłopak wrzasnął i oburącz chwycił rozpaczliwie pas, wymachując krótkimi nóżkami w powietrzu. Machał nimi, coraz wolniej i wolniej… W końcu posiniał na twarzy; piana wystąpiła mu na usta, z których wydobyło się nieartykułowane rzężenie wisielca.
– On umarł! – Kilku malców, krzycząc z przerażenia, wybiegło z klasy. Na podwórzu przestępowali z nogi na nogę, wciąż krzycząc: – Umarł! Fang Shuzai powiesił się i umarł!
Ręce Fanga Shuzaia zwisły bezwładnie, nogi przestały się poruszać, krępe ciało wyciągnęło się na sporą długość. Głośne pierdnięcie wypełzło mu z nogawki niczym wąż. Uczniowie biegali bezładnie po podwórku, z gabinetu wybiegła Ji Jadeitowa Gałązka w towarzystwie kilku mężczyzn; nie wiedziałem, jak się nazywają ani jakich przedmiotów uczą.
– Kto umarł? Kto umarł? – dopytywali się, pędząc w kierunku klasy.
Na szkolnym podwórku leżało mnóstwo nieuprzątniętych pozostałości po budowie, które musieli omijać po drodze. Prowadziła ich grupa podnieconych i przerażonych uczniów, którzy od częstego odwracania głowy potykali się i wpadali na siebie nawzajem. Ji Jadeitowa Gałązka, która skakała rączo jak sarna, w ciągu paru sekund wbiegła do klasy. Znalazłszy się nagle w ciemnym pomieszczeniu, wyglądała na zagubioną.
– Gdzie?… – krzyknęła.
Ciało Fanga Shuzaia upadło ciężko na ziemię jak tusza zarżniętej świni. Jego pasek z czarnej tkaniny zerwał się.
Ji Jadeitowa Gałązka kucnęła, złapała go za ramiona i odwróciła twarzą do góry. Zauważyłem, że marszczy brwi i układa usta w dzióbek, zasłaniając nozdrza. Fang Shuzai śmierdział odrażająco. Kobieta ręką dotknęła dziurki jego nosa, po czym z zawziętym wyrazem twarzy uszczypnęła paznokciami miejsce między nosem a górną wargą. Ręka Fanga Shuzaia uniosła się, jakby chciała odciągnąć jej dłoń. Jadeitowa Gałązka wstała, zmarszczyła czoło i kopnęła go.
– Wstawaj! – krzyknęła. – Kto przewrócił tę ławkę?! – spytała surowo i stanęła na podium z surową miną.
– Nie widziałem.
– Nie widziałem.
– Ja też nie widziałem.
– A kto widział? Albo kto przewrócił ławkę? Może choć raz okażecie trochę odwagi?!
Wszyscy zwiesili nisko głowy. Fang Shuzai łkał.
– Zamknij się! – Huknęła pięścią w stół. – Tak ci pilno do umierania? To całkiem łatwe! Czekaj, zaraz ci pokażę parę dobrych metod! Nie wierzę, że żaden z was nie widział, kto kopnął ławkę. Shangguan Jintong, ty jesteś uczciwym chłopcem, powiedz mi.
Zwiesiłem głowę.
– Podnieś głowę i spójrz mi w oczy. Wiem, że się boisz, ale możesz liczyć na moje poparcie. Nie masz się czego bać.
Podniosłem głowę i spojrzałem w tę rewolucyjną twarz o pięknych oczach, myśląc o świeżym zapachu proszku do zębów i zanurzyłem się w odczuciach, które przypominały jesienny wiatr.
– Jestem przekonana, że dysponujesz tym rodzajem odwagi, który pozwala ujawniać sprawców złych czynów. Jest to zaleta, którą powinien posiadać każdy młody człowiek w nowych Chinach – wyrecytowała.
Zwróciłem głowę nieznacznie w lewo i napotkałem groźny wzrok Wu Deszczowej Chmury. Moja głowa opadła nisko z powrotem.
– Wu Deszczowa Chmuro, wstań – poleciła spokojnie.
– To nie ja! – krzyknął Wu. Nauczycielka uśmiechnęła się.
– Czemu się tak denerwujesz? Czemu krzyczysz?
– To nie byłem ja… – wymamrotał Wu Deszczowa Chmura, stukając paznokciem w ławkę.
– Wu Deszczowa Chmuro, przyzwoity człowiek bierze odpowiedzialność za swoje czyny – powiedziała Jadeitowa Gałązka.
Wu nagle przestał stukać w ławkę i powoli podniósł głowę; na jego twarzy pojawiła się wrogość. Rzucił książkę na podłogę, zawinął tabliczkę i pędzelek w niebieską szmatkę, wsadził je pod pachę i rzekł pogardliwie:
– A jeśli przewróciłem tę ławkę, to co z tego? Nie mam ochoty chodzić do tej pieprzonej szkoły! Nigdy nie miałem ochoty, to wy mnie do tego namówiliście!
Pomaszerował dumnie w kierunku drzwi. Był bardzo wysoki i grubokościsty – modelowy przykład nieokrzesanego, popędliwego mężczyzny. Ji Jadeitowa Gałązka stanęła w drzwiach, zastępując mu drogę.
– Puść mnie – powiedział. – Tego już za wiele!
– Zamierzam ci pokazać, degeneracie – kopnęła go błyskawicznie w kolano prawą stopą – że jeśli coś przeskrobiesz, łobuzie – Wu Deszczowa Chmura z jękiem osunął się na podłogę – to spotka cię za to kara!
Wu Deszczowa Chmura wyjął spod ręki tabliczkę i rzucił nią w Ji Jadeitową Gałązkę. Tabliczka uderzyła ją w klatkę piersiową. Nauczycielka jęknęła, chwytając ręką stłuczoną pierś. Wu wstał.
– Myślisz, że się ciebie boję? – wypalił tonem bezczelnym, lecz podszytym strachem. – Jestem rolnikiem dzierżawcą od trzech pokoleń. Moje ciotki, wujowie, dziadkowie i babki – wszyscy są biednymi chłopami! Moja matka urodziła mnie przy drodze, gdzie żebrała!
– Nie mam najmniejszej ochoty brudzić sobie rąk o takiego wyłysiałego psa jak ty – rzekła Ji, splotła dłonie i wygięła palce, strzelając kostkami. – Ale czy jesteś biednym chłopem od trzech, czy od trzynastu pokoleń, ja i tak zamierzam dać ci nauczkę!
Wymierzyła mu błyskawiczny cios pięścią w policzek. Wu wrzasnął i zachwiał się; następny, jeszcze mocniejszy cios trafił go w żebra, zaraz po nim nastąpiło kopnięcie w kostkę. Wu Deszczowa Chmura runął na ziemię i rozpłakał się jak dzieciak. Ji Jadeitowa Gałązka złapała go za szyję i podniosła, patrząc z uśmiechem w jego paskudną twarz, okręciła się razem z nim, przyłożyła mu kolanem w brzuch i wypchnęła chłopaka na zewnątrz. Wu Deszczowa Chmura padł na wznak na stertę cegieł.
– Ogłaszam, że zostałeś wydalony ze szkoły – oznajmiła nauczycielka.
32
Zastąpili mi drogę, gdy szedłem ścieżką ze szkoły do domu. W rękach trzymali sprężyste gałęzie morwy. Ukośne promienie słońca padały na ich twarze, jarzące się woskowym blaskiem. Łagodna poświata zmierzchu lśniła na spuchniętym policzku i czapce z wężowej skórki Wu Deszczowej Chmury, w złowrogich oczach Guo Qiushenga, na podobnych do grzybów uszach Dinga Jingou i czarnych zębach Wei Yangjiao, który słynął na całą wioskę z wyjątkowej przebiegłości. Po obu stronach ścieżki biegły kanały irygacyjne z brudną wodą, taplało się w nich kilka kaczek. Starałem się trzymać skraju ścieżki i wyminąć tę zawadiacką czwórkę, lecz Wei Yangjiao zagrodził mi drogę swoją morwową gałęzią.