Выбрать главу

– O, Shangguan Jintong! Chodź, chodź. Nie bój się, to nie było do ciebie!

Zgodnie ze wskazówkami Geng Lianlian, Jintong powinien teraz skłonić się głęboko i z szacunkiem, a następnie załzawionymi oczami spoglądać na jej klatkę piersiową przez mniej więcej dziesięć sekund – dłużej oznaczałoby, że nie ma czystych intencji, a krócej – że nie ma ochoty się do niej zbliżyć. Potem miał powiedzieć: „Droga pani Ji, czy pamięta pani jeszcze swojego niewydarzonego studenta?"

Jednak ona nazwała go po imieniu, jeszcze zanim zdążył otworzyć usta, po czym zmierzyła go od stóp do głów dokładnie takim samym jak przed laty, dumnym spojrzeniem. Czuł ciarki na całym ciele; miał ochotę rzucić wszystko, co trzymał w rękach i zwiać co sił w nogach. Ji Jadeitowa Gałązka wciągnęła nosem powietrze i spytała drwiąco:

– Ile wody kolońskiej wylała na ciebie Geng Lianlian?

Wstała i otworzyła okno, wpuszczając do pokoju chłodny powiew wieczoru. W oddali, na wysokich rusztowaniach migotały oślepiająco iskry spawarek, podobne do świątecznych fajerwerków.

– Siadaj. Nie mam cię czym poczęstować. Możesz się napić wody – zaproponowała, podnosząc z herbacianego stolika kubek z obtłuczonym uchem. Przyjrzała się fusom na dnie. – No cóż, jest brudny, a ja za leniwa, żeby go umyć. Stara jestem, wiek nikogo nie oszczędza. Po całym dniu bieganiny nogi mam spuchnięte jak buły.

„Kiedy wspomni o swoim wieku, gdy powie, że się zestarzała, musisz pamiętać, wujku: nie wolno ci przyznawać jej racji. Nawet jeśli wygląda jak wyschnięta tykwa, powiedz jej tak:…" – Jintong powtórzył jak papuga kwestię, której wyuczyła go Geng Lianlian:

– Pani nauczycielko, wprawdzie zaokrągliła się pani odrobinę, ale poza tym nie zmieniła się pani wcale od czasu, gdy uczyła nas pani piosenek dziesięć lat temu. Wygląda pani najwyżej na dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat, a na pewno nie na więcej niż trzydzieści!

– Geng Lianlian cię tego nauczyła, prawda? – spytała Ji Jadeitowa Gałązka z ironicznym uśmiechem.

– Tak – potwierdził Jintong, czerwieniąc się.

– Shangguanie Jintongu, klepanie na pamięć to nie to samo, co dobry śpiew. Włażenie w tyłek to w moim wypadku stuprocentowa strata czasu. Nie więcej niż trzydzieści, srali muchy, wiosna będzie! Sama wiem najlepiej, czy jestem stara, czy nie. Mam siwe włosy, psuje mi się wzrok, zęby się ruszają, skóra wisi i tak dalej, nie ma o czym gadać. Ludzie prawią mi komplementy, a potem obszczekują za plecami, głośno albo i nie. „Stara wiedźma! Że też jeszcze nie zdechła!" jak dotąd jesteś szczery, więc ci daruję, choć mogłabym cię wyrzucić na zbity pysk. Siadaj, siadaj, nie stójże tak!

Jintong wręczył jej bukiet pawich piór, mówiąc:

– Pani nauczycielko, Geng Lianlian prosiła, żebym pani to dał i żebym powiedział: „Pani nauczycielko, jutro są pani urodziny, a ten podarek w postaci pięćdziesięciu pięciu pawich piór jest wyrazem podziwu dla pani olśniewającej pawiej urody".

– Jeszcze jedna bzdura – odrzekła Ji Jadeitowa Gałązka. – Samce pawi są piękne, ale samice – paskudniejsze od kwok. Oddaj jej te pióra z powrotem. A to co, gadająca papuga? – spytała, pokazując przykrytą czerwonym jedwabiem klatkę. – Zdejmij to, chcę zobaczyć.

Jintong zdjął jedwabną narzutkę i postukał w klatkę. Rozespana papuga nastroszyła się i oświadczyła ze złością:

– Dzień dobry! Dzień dobry, pani nauczycielko Ji Jadeitowa Gałązko!

Ji trzepnęła w klatkę, a spłoszona papuga zaczęła podskakiwać, zawadzając pięknymi piórami o pręty i skrzecząc przeraźliwie. Ji westchnęła.

– Jaki tam dobry? Do dupy, a nie dobry!

Nabiła fajkę i zaczęła pykać jak bezzębny staruszek.

– Han Papuga zasiał smocze ziarno, a teraz zbiera pchły! – oznajmiła. – Po co cię tu przysłała Geng Lianlian?

– Chciałaby zaprosić panią… – wyjąkał Jintong -…na zwiedzanie Wschodniego Centrum Ptaków.

– To nie jest prawdziwy powód. – Ji Jadeitowa Gałązka pociągnęła łyk herbaty z kubka i huknęła nim o blat. – Kredyt, oto czego chce.

49

Wyczyn Jintonga nie przyniósł mu wstydu. Pewnego pięknego dnia, gdy zakwitły drzewa brzoskwiniowe, Ji Jadeitowa Gałązka wybrała się z wizytą do Wschodniego Centrum Ptaków wraz z najbardziej wpływowymi urzędnikami z magistratu i przybyłymi na specjalne zaproszenie dyrektorami Banku Budownictwa, Banku Przemysłowo-Handlowego, Banku Ludowego i Banku Rolniczego. Lu Shengli, kobieta o dystyngowanym stylu bycia, była ubrana bardzo skromnie i prosto, lecz każdy spostrzegawczy obserwator mógł dostrzec, że owa prostota jest świadomym zabiegiem – jej skromny strój składał się wyłącznie z importowanych markowych ubrań.

Ponad czterdzieści luksusowych wozów zaparkowało przed bramą Wschodniego Centrum Ptaków. W bramie zawieszono dwa czerwone lampiony o średnicy trzech metrów, wypełnione ponad setką śpiewających skowronków. Dzięki tresurze Hana Papugi ptaszki wybuchły świergotem, gdy tylko usłyszały odgłosy nadjeżdżających samochodów. Lampiony całe wibrowały dźwiękami tej nadzwyczajnie pięknej, pozostawiającej niezapomniane wrażenia muzyki. Pod łukowatym sklepieniem bramy gnieździło się siedemdziesiąt złotopiórych salangan, także wytresowanych magicznymi metodami Hana Papugi. Obok bramy wisiała drewniana tabliczka z angielską nazwą salangan oraz angielskim i chińskim opisem gatunku. W notatce szczególnie podkreślono fakt, że przejrzystobiałe gniazda tych ptaków są słynne na całym świecie z ogromnej wartości odżywczej i że jedna sztuka kosztuje trzy tysiące juanów. Specjalnie na ten dzień Geng Lianlian kazała ukryć na drzewach na terenie Centrum kilkaset głośników, przez które nadawano nagrania przyjemnych dla ucha ptasich treli. Przed sztucznym wzgórzem, zaraz za bramą, ustawiono cztery duże drewniane tablice, na których wymalowano po jednym ideogramie. Razem tworzyły hasło: „Ptaki świergocą, kwiaty śpiewają". Wchodzący przez bramę goście początkowo sądzili, że słowo „śpiewają" jest pomyłką, lecz wkrótce doszli do wniosku, że zostało użyte celowo – Wschodnie Centrum Ptaków całe rozbrzmiewało świergotem, jakby tutejsze kwiaty także nauczyły się stroszyć piórka i wyśpiewywać trele. Stadko tresowanych dzikich kuraków odtańczyło na dziedzińcu powitalny taniec. To łączyły się w pary, splatając szyje, to wzlatywały i kołowały w powietrzu – wszystko dokładnie w takt muzyki. Czy to naprawdę kuraki? To stadko młodych dżentelmenów (z powodów artystycznych Han Papuga wytresował wyłącznie samczyki), pląsających w zgodnym balecie z gracją i wdziękiem prawdziwych playboyów, olśniewających wielobarwnymi, jaskrawymi strojami. Geng Lianlian i Shangguan Jintong poprowadzili zwiedzających do sali występów, gdzie Han Papuga, odziany w odświętny strój w wielkie czerwone kwiaty, czekał już z pałeczką tresera w ręku.

Gdy wszyscy dostojni goście znaleźli się w środku, młoda dziewczyna z obsługi wcisnęła przełącznik. Salę zalało jasne światło, a stadko dwudziestu papużek falistych, siedzących na półce naprzeciwko drzwi, zaśpiewało chórem:

– Serdecznie witamy dostojnych gości! Gorąco witamy i dziękujemy za przybycie!

Zerwały się oklaski. Po chwili nadleciało stadko żółtych czyżyków. Każdy z nich trzymał w dzióbku różowy bilecik, który po chwili upuszczał prosto w ręce wybranego gościa. Zwiedzający rozpostarli karteczki; na wszystkich widniał napis: „Witamy serdecznie dostojną osobę i prosimy uniżenie o zgłaszanie cennych rad i uwag!" Goście cmokali ze zdumienia. Następną atrakcją była para ustrojonych w czerwone portki i zielone czapeczki gwarków, które kołyszącym się krokiem wyszły na scenę i zbliżyły się do mikrofonu, po czym jeden z nich słodkim głosikiem oznajmił: „Drogie panie, szanowni panowie, witam państwa serdecznie!", a drugi przetłumaczył jego kwestię na płynny angielski. „Dziękujemy za przybycie do Wschodniego Centrum Ptaków. Będziemy wdzięczni za państwa cenne rady i uwagi!" – przemówił znowu pierwszy, a drugi znów przetłumaczył. Szef biura handlu zagranicznego, który znał angielski, skomentował: „Prawidłowa oksfordzka wymowa!" „A teraz, prosimy posłuchać Pieśni wyzwolenia kobiet w wykonaniu strzyżyka!" Ustrojony w purpurową sukienkę strzyżyk zbliżył się do mikrofonu, wypinając pierś i złożył widzom głęboki pokłon, dzięki czemu wszyscy mieli okazję podziwiać jego jaskrawożółty pióropusz. „Dziś zaśpiewam państwu pewien historyczny już utwór. Dedykuję go obecnej tu czcigodnej damie, pani Ji Jadeitowej Gałązce. Serdecznie zapraszam, mam nadzieję, że będzie się państwu podobało. Dziękuję!" Ptaszek skłonił się jeszcze raz. Na scenę wyskoczyło dziesięć złotopiórych salangan, które wyświergotały dźwięcznym chórem uwerturę pieśni. Strzyżyk, kołysząc się, zaśpiewał: