Выбрать главу

– A ten wieczór siódmego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego? To się nie liczy?

Na wspomnienie wieczoru siódmego marca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego zaczerwieniła się, jakby ktoś ją strasznie upokorzył.

– O nie! – rzuciła z furią. – To był akt lubieżny, ordynarna próba gwałtu!

Nie posiadałem się ze zdumienia. Jak mogła nazwać wydarzenia tamtego wieczoru „ordynarną próbą gwałtu"? Byłem wściekły. I ja miałbym chcieć wrócić do kobiety, która w taki sposób zwraca się przeciwko mnie? Shangguanie Jintongu, po całym życiu spędzonym na chlipaniu i smarkaniu mógłbyś choć raz się postawić! Niech sobie weźmie sklep, niech weźmie wszystko, ale wolności jej nie oddam.

– W takim razie kiedy idziemy załatwić rozwód? – spytałem.

– Podpisz to, i wszystko załatwione – rzekła, podsuwając mi kartkę papieru. – Oczywiście jestem przyzwoitym człowiekiem, więc dostaniesz ode mnie trzydzieści tysięcy juanów. Proszę.

Podpisałem. Wręczyła mi książeczkę oszczędnościową na moje nazwisko.

– Nie muszę się już nigdzie stawić? – spytałem.

– Nie, wszystko już załatwione. Jesteś wolny – oznajmiła, podając mi plik wypełnionych dokumentów rozwodowych.

Uśmiechając się z godnością, rozstaliśmy się bez słowa. Gdy już zapadła kurtyna, poczułem radość z odzyskanej wolności. Wieczorem tego samego dnia wróciłem do matki.

Na krótko przed śmiercią mojej matki Lu Shengli, burmistrz miasta Dalan, została skazana na śmierć za branie łapówek, z odroczeniem kary o rok. Geng Lianlian i Hana Papugę skuto łańcuchami i wtrącono do więzienia za przekupstwo. Ich Projekt Feniksa okazał się gigantyczną mistyfikacją, a miliony juanów, które Lu Shengli pożyczyła Wschodniemu Centrum Ptaków, Geng Lianlian zużyła w przeważającej części na łapówki, resztę zaś przepuściła do ostatniego grosza. Podobno same procenty od kredytu wynosiły czterdzieści milionów rocznie. Dług oczywiście nigdy nie został spłacony, jednak zarówno bank, jak i miasto nie miały ochoty doprowadzać Wschodniego Centrum Ptaków do bankructwa. Kuriozalne centrum zarosło zielskiem, a po ptakach pozostało jedynie guano i pióra; pracownicy szukali sobie nowego zatrudnienia. Istniało jednak nadal w bankowych księgach, a procenty dalej rosły – nikt nie odważył się na jego likwidację, żadne przedsiębiorstwo nie chciało go przejąć.

Nieoczekiwanie zjawiła się w Dalanie nieobecna od tylu lat Sha Zaohua. Była bardzo zadbana, wyglądała na najwyżej trzydzieści kilka lat. Gdy odwiedziła matkę w domku przy pagodzie, ta przyjęła ją raczej chłodno. Zaohua była romantycznie zakochana w Simie Liangu. Pokazała nam szklaną kulkę, mówiąc, że to prezent, który dostała od niego w dowód uczucia, a potem lusterko, które z kolei zamierzała podarować jemu, także w dowód miłości. Twierdziła, że do dziś zachowała swoją niewinność specjalnie dla niego. Lecz Sima Liang, który po powrocie do Dalanu zamieszkał znowu w swoim prezydenckim apartamencie na szczycie Wieży Cynamonowca, miał tyle spraw na głowie, że nie palił się do odnawiania zapomnianego romansu z Zaohua. Ona jednak ciągnęła się za nim wszędzie, doprowadzając go do zgrzytania zębów ze złości. W końcu tupnął nogą i wybuchnął:

– Droga kuzynko, o co ci chodzi? Nie chcesz pieniędzy, ubrań, biżuterii – więc czego właściwie chcesz?

Strzepnął rękę, którą trzymała go za połę marynarki i z bezsilną wściekłością opadł gwałtownie na sofę, potrącając przez nieuwagę pękaty szklany wazon o cienkiej szyjce. Woda rozlała się na stół i zmoczyła dywan; kilkanaście czerwonych róż zwisło bezradnie nad podłogą. Zaohua, ubrana w czarną suknię z tkaniny cieniutkiej jak skrzydła cykady, padła na kolana przed Simą Liangiem i spojrzała mu prosto w twarz swoimi czarnymi oczyma. Sima Liang, nie mając wyjścia, odwzajemnił spojrzenie. Miała niedużą głowę; na gładkiej skórze jej smukłej szyi widniało tylko kilka drobnych zmarszczek. Sima Liang, który znał się na kobietach, wiedział doskonale, że szyja zawsze bezwzględnie zdradza wiek. Jeśli szyja pięćdziesięcioletniej kobiety nie przypomina grubej, wypchanej kiszki, to z pewnością wygląda jak stara spróchniała gałąź. Jakim cudem pięćdziesięcioletnia Zaohua zachowała tak gładką szyję, było doprawdy wielką tajemnicą. Spojrzenie Simy Lianga powędrowało dalej w dół, zatrzymało się na wgłębieniach tuż pod obojczykami, a potem na biuście majaczącym pod cienką materią sukienki. Zaohua ani trochę nie przypominała kobiety pięćdziesięcioletniej. Była jak kwiat, który przez pół wieku przechowywano w chłodni, jak wino cynamonowe, zakopane na pięćdziesiąt lat pod drzewem granatu. Zamrożony kwiat czeka na zerwanie, zgęstniałe wino czeka na wypicie. Sima Liang sięgnął dłonią i dotknął kolana Sha Zaohua; jęknęła; jej policzki oblał krwistoczerwony rumieniec niczym wieczorna zorza. Rzuciła mu się w ramiona i objęła go za szyję delikatnymi rękoma, zbliżając rozgorączkowaną pierś do jego twarzy. Ocierała się o niego, aż jego nos pokrył się tłuszczem, a z oczu pociekły kwaśne łzy.

– Bracie Liang, czekałam na ciebie trzydzieści lat – rzekła Sha Zaohua.

– Nie powinnaś mi tego mówić, Zaohua. Zwalasz mi na głowę trzydzieści lat winy!

– Jestem dziewicą.

– Złodziejka, i do tego dziewica? Jeśli to prawda, to zaraz wyskoczę przez to okno!

Zaohua rozpłakała się urażona. Po chwili szloch ustąpił miejsca złości. Wstała, podskoczyła, zrzuciła sukienkę wężowym ruchem i położyła się na wznak na dywanie.

– Możesz sprawdzić, Sima Liang. Jeśli nie jestem dziewicą, sama wyskoczę przez okno!

Sima Liang wstał. Na widok ciała starzejącej się dziewicy oznajmił gładko:

– Dziw nad dziwy i dziwność wielka, niech to szlag, ty naprawdę jesteś dziewicą.

Niezależnie od tej sarkastycznej uwagi, dwie łzy zalśniły w kącikach jego oczu. Sha Zaohua leżała szczęśliwa na dywanie – przypominała kobiece zwłoki – i spoglądała na Simę Lianga wilgotnymi, zakochanymi oczyma.

Gdy wrócił do pokoju, kompletnie naga Sha Zaohua siedziała na parapecie okna, czekając na niego.

– To jak, przyznajesz, że jestem dziewicą, czy nie? – spytała zimno.

– Kuzynko, skończ już wreszcie to żałosne przedstawienie. Całe życie obracam się wśród różnych kobiet, mnie nie oszukasz. Tak czy owak, gdybym naprawdę chciał się z tobą ożenić, twoje dziewictwo nic by mnie nie obchodziło.

Zaohua wrzasnęła przeraźliwie; Sima Liang oblał się zimnym potem. Skrzywiła się niesamowicie, z jej oczu sączyło się błękitne światło niczym trujący gaz. Instynktownie ruszył w jej kierunku, a ona przechyliła się do tyłu; czerwone podeszwy jej stóp mignęły mu przed oczyma i znikły.

– Widziałeś, wujaszku, co ona narobiła? – westchnął Sima Liang. – Jeśli skoczę za nią, nie będzie to uczynek godny syna Simy Ku. Jeśli nie skoczę, postąpię równie niegodnie. Powiedz mi, co ja mam teraz zrobić?

Otworzyłem usta, lecz nie wiedziałem, co powiedzieć. Podnosząc parasolkę przeciwsłoneczną, zapomnianą przez jedną z wielu kobiet, które przewinęły się przez jego apartament, rzekł:

– Wujaszku, jeśli zginę, to proszę cię, zajmij się moim ciałem. Jeśli nie zginę, to będę żył wiecznie. – Otworzył parasolkę. – Do stu tysięcy diabłów! – zaklął, wspiął się na parapet i wyskoczył. Podobny do dojrzałego owocu z ogonkiem i listkiem, runął w dół jak strzała.

Niemal nieprzytomny z przerażenia, wychyliłem się przez okno do połowy.

– Sima Liang! Sima Liang! – wołałem, lecz on nie zwracał na mnie uwagi, zajęty spadaniem.