Выбрать главу

Cały autorytet szefowej okręgu wojskowego opuścił Shangguan Pandi. Jej twarz zrobiła się purpurowa, wargi drgały jak w febrze.

– Ślepy Xu! – krzyknęła tonem rozsierdzonej wieśniaczki. – Przestań robić zamieszanie, co ci zawiniła moja rodzina? To twoja żonka uwiodła Simę Ku i zaciągnęła go na pole, a kiedy ich złapali, nie umiała spojrzeć ludziom w oczy i dlatego otruła się opium. Podobno całymi nocami gryzłeś ją jak pies, wszyscy widzieli jej pogryzione piersi, nie wiedziałeś? To ty doprowadziłeś swoją żonę do śmierci. Sima Ku miał swój udział, ale prawdziwym winowajcą jesteś ty! Jeśli ktoś tu ma być rozstrzelany, ty powinieneś być pierwszy!

– Słyszał pan, panie naczelniku? – rzekł ślepiec. – Ledwie się skosi zboże, od razu widać wilka!

Lu Liren pośpieszył na pomoc żonie. Złapał Xu Xuan'era i próbował go odciągnąć, lecz ten ciągle wracał na swoje miejsce, sprężysty jak słodka galaretka w cukrze.

– Dziadku – rzeki Lu Liren – słusznie domagasz się rozstrzelania Simy Ku, ale zabicie jego dzieci nie byłoby właściwe. Dzieci przecież nie zrobiły nic złego.

– A Zhao Szósty? Co on zrobił? – odparował ślepiec. – Zhao Szósty tylko sprzedawał bułki! I pokłócił się z Zhangiem Dechengiem! Ale wy powiedzieliście: rozstrzelać i rozstrzelaliście go! Szanowny panie naczelniku, ja nie ustąpię, dopóki nie zlikwidujecie wszystkich potomków Simy Ku!

– Ciotka Zhao Szóstego była matką Xu Xuan'era, byli kuzynami! – zauważył ktoś w tłumie.

Sztuczny uśmieszek pojawił się na twarzy Lu Lirena. Kurcząc się w sobie, podszedł do ważnego gościa i wymamrotał coś z zawstydzeniem. Ważniak głaskał swój kamień do tuszu; jego chuda twarz nabrała morderczej zaciętości. Patrząc na Lu Lirena z dezaprobatą, rzekł lodowato:

– Nie żąda pan chyba, żebym za pana rozwiązywał takie banalne problemy?

Lu Liren wyjął chusteczkę, wytarł pot z czoła i zawiązał mocniej opaskę z tyłu głowy. Jego twarz miała barwę wosku. Zbliżył się do skraju podium i oznajmił gromkim głosem:

– Nasz rząd jest rządem mas ludowych i wykonawcą woli ludu. Proszę wszystkich, którzy są za rozstrzelaniem syna i córki Simy Ku, o podniesienie ręki!

– Oszalałeś? – wybuchła Pandi.

Ludzie zwiesili nisko głowy, nikt nie podniósł ręki, nikt nie odezwał się ani słowem.

Lu Liren popatrzył pytająco na ważną osobę.

– Niech pan spyta, kto jest za utrzymaniem ich przy życiu – poradził specjalista z zimnym uśmieszkiem.

– Kto jest za tym, by nie rozstrzeliwać syna córki i Simy Ku, proszę podnieść rękę! – polecił Lu Liren.

Wieśniacy wciąż siedzieli ze spuszczonymi głowami, nieruchomo i bez słowa.

Matka podniosła się powoli i oświadczyła:

– Xu Xuan'er, jeśli chcesz czyjejś śmierci, to niech rozstrzelają mnie. Twoja matka wcale się nie powiesiła. Miała wylew krwi do mózgu, a jej choroba zaczęła się wcześniej, jeszcze w czasach Sha Yuelianga. Wiem, bo moja teściowa pomagała wam w przygotowaniach do pogrzebu.

Ważny gość wstał i zszedł z podium od zaplecza, a Lu Liren pośpieszył za nim. Tam, na otwartej przestrzeni, specjalista tłumaczył mu coś szeptem; jego miękka, biała dłoń to podnosiła się, to opadała, przecinając powietrze niczym lśniący nóż, tnący jakąś niewidzialną rzecz.

Ważna osobistość w asyście osobistej ochrony dumnie opuściła zgromadzenie.

Lu Liren wciąż stał w tym samym miejscu, ze spuszczoną głową, nieruchomo jak pień drzewa. Po dłuższej chwili ocknął się i powłócząc ciężko nogami, przygnębiony, wrócił na swoje miejsce naczelnika powiatu. Spojrzał na nas nieprzytomnie; jego gałki oczne na długo zastygły w bezruchu. Wyglądał żałośnie. Wreszcie otworzył usta; jego spojrzenie zalśniło blaskiem oczu hazardzisty, zamierzającego postawić wysoką stawkę.

– Ogłaszam, że syn Simy Ku, Sima Liang, zostaje skazany na śmierć. Wyrok zostanie wykonany natychmiast. Córki Simy Ku, Sima Feng i Sima Huang, także otrzymują wyrok śmierci. Będzie on wykonany natychmiast.

Matka zachwiała się, lecz natychmiast odzyskała równowagę.

– Ciekawe, kto się ośmieli! – rzekła, biorąc dziewczynki w ramiona.

Sima Liang czujnie przypadł do ziemi i zaczął się ostrożnie wymykać. Ludzie z pozoru nieumyślnie zasłaniali czołgającego się chłopaka własnymi ciałami.

– Sunie Niemowo! – zawołał Lu Liren. – Czemu nie wykonujesz mojego rozkazu?!

– Chyba straciłeś rozum! – krzyknęła Shangguan Pandi. – Co to za rozkaz?!

– Jestem doskonale przytomny i w pełni sił umysłowych – rzekł Lu Liren i uderzył się pięścią w czoło.

Głuchoniemy, ociągając się, zszedł z podium, a za nim dwóch żołnierzy jednostki okręgowej.

Sima Liang wypełzł z tłumu i ruszył biegiem, minął dwóch strażników i co sił w nogach zaczął się wspinać na nasyp.

– Ucieka! Ucieka! – krzyknął jakiś żołnierz, stojący na podwyższeniu.

Jeden ze strażników zdjął z ramienia broń, odciągnął zamek, wpuszczając nabój do komory i strzelił kilka razy w powietrze. Sima Liang zdążył już skryć się w gęstych krzakach, porastających brzeg rzeki.

Głuchoniemy i jego podkomendni zbliżyli się do nas, mijając po drodze tłum zgiętych ludzkich grzbietów. Starszy Niemowa i Młodszy Niemowa spoglądali na ojca zuchwałymi oczyma, z których wyzierała samotność. Kiedy Sun wyciągnął swoje żelazne łapsko w kierunku dziewczynek, matka splunęła mu w twarz. Głuchoniemy zabrał rękę, wytarł się ze śliny i sięgnął ponownie. Matka znów splunęła, lecz z mniejszą siłą; ślina wylądowała na jego klatce piersiowej. Odwrócił głowę i spojrzał w stronę podium.

Lu Liren z rękami założonymi do tyłu spacerował tam i z powrotem. Shangguan Pandi siedziała w kucki z twarzą ukrytą w dłoniach. Oblicza urzędników powiatowych i wojskowych wyglądały jak wyrzeźbione w glinie; przypominali świątynne posążki. Twarda szczęka głuchoniemego zadygotała, jak zwykle, gdy chciał coś powiedzieć; z ust wydobyły się znane słowa:

– Zdjąć! Zdjąć! Zdjąć!

Matka wypięła pierś i krzyknęła ochryple:

– Ty bydlaku! Mnie najpierw zabij!

Rzuciła się na niego, wbijając mu paznokcie w twarz.

Głuchoniemy obmacał się, podniósł dłoń do oczu i oglądał przez dłuższą chwilę, jakby sprawdzając, czy nic do niej nie przylgnęło. Następnie podstawił ją pod nos i wciągnął powietrze, jakby szukając obcego zapachu. Wreszcie wystawił gruby język i polizał palce, sprawdzając ich smak. W końcu wybełkotał coś i popchnął matkę, która lekko opadła na ziemię przed nami. Przytuliliśmy się do niej z płaczem.

Głuchoniemy podnosił nas po kolei do góry i rzucał na boki. Wylądowałem na plecach jakiejś kobiety, a Sha Zaohua na moim brzuchu. Lu Shengli spadła na plecy jakiegoś dziadka, Ósma Siostra znalazła się na ramieniu starszej pani. Starszy Niemowa uczepił się ręki ojca, w żaden sposób nie dając się strząsnąć i wbił mu zęby w przegub. Młodszy Niemowa obejmował jego nogę i wgryzał się w twarde kolano. Gdy głuchoniemy wierzgnął, Młodszy przekoziołkował w powietrzu i wylądował na głowie mężczyzny w średnim wieku, a gdy machnął ręką, Starszy pofrunął w objęcia jakiejś staruszki, z kęsem ojcowskiego ciała w zębach.

Niemowa lewą ręką podniósł małą Sima Feng, a prawą – Sima Huang, po czym ruszył wielkimi krokami, podnosząc wysoko nogi, jakby szedł przez bagno. Zbliżywszy się do podium, zamachnął się i wrzucił na górę obie dziewczynki, jedną po drugiej. Sima Feng zeskoczyła natychmiast na dół, wołając babcię, a za nią Sima Huang. Obie zostały od razu przechwycone przez głuchoniemego i wrzucone z powrotem na podium. Matka podniosła się i ruszyła chwiejnym krokiem w ich stronę, lecz po chwili potknęła się i upadła.