Выбрать главу

Lu Liren przestał się przechadzać i odezwał się przygnębionym tonem:

– Przyjaciele, powiedzcie mi, czy ja, Lu Liren, jestem jeszcze godzien miana człowieka? Czy wiecie, jak się czuję, skazując na rozstrzelanie tych dwoje dzieci? Czynię to z ogromnym bólem serca. W końcu to tylko dzieci, w dodatku połączone ze mną więzami powinowactwa. I właśnie dlatego, że jestem ich powinowatym, muszę ze łzami w oczach skazać je na śmierć. Przyjaciele, obudźcie się z tego odrętwienia! Jeśli zastrzelimy dzieci Simy Ku, z tej drogi nie będzie już odwrotu. Będziemy strzelać do małych dzieci w imieniu walki z reakcyjnym, przestarzałym ustrojem społecznym. Za chwilę rozstrzelamy dwa jego symbole! Przyjaciele, powstańcie! Kto nie jest za rewolucją, ten jest przeciwko rewolucji. Nie ma pośrednich dróg!

Od głośnego przemawiania chwycił go gwałtowny atak kaszlu. Zbladł, jego oczy wypełniły się łzami. Jeden z urzędników powiatowych zaczął go klepać po plecach, lecz Lu odegnał go machnięciem ręką. Gdy wreszcie złapał oddech, zgiął się i wypluł nieco białej flegmy. Dysząc jak gruźlik, wykrztusił:

– Wykonać!

Głuchoniemy wskoczył na podium, złapał obie dziewczynki i wielkimi krokami pomaszerował nad staw. Postawił je na ziemi, cofnął się kilkanaście kroków. Dziewczynki obejmowały się wzajemnie; ich pociągłe twarzyczki wyglądały jak przyprószone złotym pudrem. Czworo małych oczek z przerażeniem obserwowało głuchoniemego, który wyjął pistolet i zaczął go z trudem unosić. Przegub mu krwawił, ręka drżała, jakby broń ważyła co najmniej dwadzieścia funtów i trzymanie jej stanowiło nie lada wysiłek. W końcu wycelował i wystrzelił: Paf! Ręka odskoczyła, z lufy uniosła się smużka niebieskawego dymu, ramię opadło bezwładnie. Pocisk przeleciał nad głowami dziewczynek i wbił się w grunt tuż nad stawem, wzbijając fontannę błota.

Jakaś kobieta sunęła ku nam wzdłuż nasypu, ścieżką wśród zarośli, niczym żaglówka na fali. Wydawała gdaczące okrzyki jak kwoka zaganiająca kurczęta. Po chwili rozpoznałem Najstarszą Siostrę. Ponieważ była chora psychicznie, pozwolono jej nie uczestniczyć w wiecu. Jako wdowa po zdrajcy Sha Yuełiangu była także kandydatką do rozstrzelania, a gdyby rozeszła się wieść o jej jednodniowym romansie z Simą Ku, znalazłby się kolejny powód. Bałem się o nią, widząc, że sama rzuca się w sieć. Popędziła biegiem w kierunku stawu, wreszcie stanęła przed dziewczynkami.

– Zabijcie mnie! Mnie zabijcie! – wrzasnęła jak opętana. – Spałam z Simą Ku, to ja jestem ich matką!

Podbródek głuchoniemego znowu zadrżał, co zapewne oznaczało, że w jego sercu toczą się wzburzone fale uczuć. Uniósł broń i rzekł ponuro:

– Zdjąć! Zdjąć! Zdjąć!

Najstarsza Siostra bez wahania rozpięła bluzkę, odsłaniając piękne, kształtne piersi. Głuchoniemy patrzył prosto przed siebie. Broda trzęsła mu się tak gwałtownie, jakby miała za chwilę odpaść i roztrzaskać się na kawałki niczym gliniana dachówka. Niemowa bez brody, taki to dopiero miałby kłopot z mówieniem… Podtrzymując podbródek dłonią, wyjąkał swoje „Zdjąć! Zdjąć! Zdjąć!" takim tonem, jakby miał na myśli coś zupełnie innego. Najstarsza Siostra posłusznie zdjęła bluzkę, obnażając się od pasa w górę. Miała ciemną twarz, lecz jej ciało było białe, tak białe, że aż lśniło.

Tamtego ponurego popołudnia Najstarsza Siostra, półnaga, wyzwała głuchoniemego na pojedynek, a on pomaszerował w jej stronę na ugiętych nogach. Stanąwszy przed moją siostrą, ten mocny mężczyzna o ciele twardym jak ze stali zaczął przypominać topniejącego w słońcu bałwana – rozpadł się na kawałki, oddzielnie ręce, oddzielnie nogi; jego wnętrzności wiły się po ziemi niczym otyłe węże, purpurowe serce biło na rozpostartych dłoniach. Wszystkie te części z wielkim trudem połączyły się z powrotem w człowieka, który ukląkł przed Najstarszą Siostrą, objął ją na wysokości bioder i oparł wielką głowę na jej łonie.

Przyglądając się tej nagłej przemianie, Lu Liren i pozostali stali z wytrzeszczonymi oczyma i rozchylonymi szeroko wargami, jakby mieli w ustach pełno gorącej słodkiej masy, a w dłoniach trzymali jeże. Obserwujący wydarzenia nad stawem wieśniacy nie potrafili odgadnąć, co też dzieje się w ich głowach.

– Sunie Niemowo! – zawołał Lu Liren słabym głosem, lecz potężny głuchoniemy nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

Shangguan Pandi zeskoczyła z podium i podbiegła do stawu, podniosła z ziemi bluzkę Najstarszej Siostry i zarzuciła jej na ramiona. Próbowała ją odciągnąć, lecz dolna połowa ciała Laidi była już trwale złączona z głuchoniemym – Pandi nie była w stanie ich rozdzielić. Podniosła więc pistolet Niemowy i uderzyła go kolbą w ramię. Głuchoniemy odwrócił się w jej stronę; jego oczy były pełne łez.

To, co wydarzyło się później, było całkowitą zagadką. Można ją wyjaśnić na kilkanaście sposobów, lecz nie sposób ocenić, który z nich jest właściwy. W chwili gdy Pandi patrzyła w załzawione, nieobecne oczy głuchoniemego, gdy Sima Feng i Sima Huang stały, trzymając się za rączki i rozglądały się z przerażeniem w poszukiwaniu babci, gdy nasza matka obudziła się z omdlenia i z krzykiem popędziła w stronę stawu, a ślepiec Xu Xuan'er, odkrywszy w sobie resztki sumienia, powiedział: „Panie naczelniku, nie zabijajcie ich, moja matka wcale się nie powiesiła, a żona nie umarła przez Simę Ku"; gdy dwa dzikie psy pogryzły się w ruinach domu muzułmanki, a ja z rozrzewnieniem wspominałem nieprzystojne zabawy z Shangguan Laidi w oślim korycie i smak jej zakurzonych, jędrnych sutków; gdy niektórzy zastanawiali się, skąd pochodzi i dokąd się udał ów ważny specjalista – w tej właśnie chwili z południowego wschodu nadjechało pędem dwóch jeźdźców na koniach. Jeździec na białym koniu miał czarne ubranie i twarz zakrytą do połowy czarną zasłoną oraz czarną czapkę na głowie. Jeździec na karym koniu był ubrany na biało, miał na twarzy białą zasłonę, a na głowie białą czapkę. Obydwaj trzymali w obu rękach pistolety. Byli znakomitymi jeźdźcami; pochyleni lekko do przodu, nogi trzymali wyprostowane i skierowane w dół. Zbliżając się do stawu, każdy z nich oddał strzał w powietrze, a przerażeni urzędnicy powiatowi i okręgowi oraz uzbrojeni strażnicy padli zgodnie na ziemię. Jeźdźcy okrążyli staw, popędzając konie, które galopując, wyginały grzbiety w piękne łuki. Podczas owego widowiskowego galopu obaj znów oddali po strzale i ponownie popędzili wierzchowce. Końskie ogony załopotały w powietrzu. Jeźdźcy rozwiali się jak dym – zniknęli w okamgnieniu, tak jak nadchodzi wiosenny wiatr, a odchodzi jesienny. Byli niczym ze snu – czy istnieli naprawdę, czy byli tylko złudzeniem? Dopiero po ich zniknięciu ludzie zaczęli pomału dochodzić do siebie. Na samym brzegu stawu leżały Sima Feng i Sima Huang, każda z otworem po kuli w główce. Pociski trafiły jedną i drugą dokładnie w środek czoła i wyszły z tyłu głowy w identycznych miejscach. Wieśniacy nie posiadali się ze zdumienia.

26

W dniu ewakuacji mieszkańcy osiemnastu wiosek należących do Północno-Wschodniego Gaomi, podtrzymując starców, z dziećmi na rękach, razem ze swoimi mułami, kurami i resztą inwentarza, zbierali się wśród gwaru i pokrzykiwań na nieużytkach na północnym brzegu Rzeki Wodnego Smoka. Ziemię jak okiem sięgnąć pokrywała warstwa białego alkalicznego osadu, podobna do śniegu, który nie stopniał od ubiegłej zimy. Trzciny i czerwona trawa, którym osad nie zdołał zaszkodzić, były całkiem pożółkłe; ich miękkie, puszyste kłosy kołysały się i drżały w podmuchach zimnego wiatru. Wrony, zaintrygowane hałasem i zamieszaniem, fruwały ponad głowami tłumu, wydając co chwila okrzyki zachwyconego poety: „A! A!" Lu Liren, zdegradowany do zastępcy naczelnika powiatu, stał przed kamiennym stołem ofiarnym przy wielkim grobowcu jakiegoś uczonego sprzed epoki Qing i ochrypłym głosem wygłaszał mowę, która miała zmobilizować wieśniaków do ewakuacji. Jej myśl przewodnia brzmiała: teraz, w początkach surowej zimy, Północno-Wschodnie Gaomi wkrótce zamieni się w pole bitwy, tak więc pozostać tu oznacza: zginąć. Wrony obsiadły gałęzie czarnych sosen oraz posągi ludzi i koni, strzegące grobowca. Ich przeraźliwe „A! A!" nadawało posępnego wydźwięku przemowie Lu Lirena, wzbudzając w słuchaczach jeszcze większy strach i wzmacniając postanowienie o ucieczce, do której namawiali powiatowi i okręgowi urzędnicy.