Выбрать главу

Choć minął tydzień, Kate nie dostała żadnych informacji o mężu. Zjeżyła się, kiedy jej powiedziano, że rząd musi zachować daleko posuniętą ostrożność w tych kwestiach, i zażądała, by jej wyjaśniono, co dokładnie oznacza w tym wypadku „daleko posunięta ostrożność”. Kapitan Bill Percy, zajmujący się jej sprawą – chudzielec o wyłupiastych oczach – oświadczył, iż lotnictwo jest przeświadczone, że komuniści postępują z jeńcami w sposób humanitarny i cywilizowany. „Jestem przekonany, że nasi ludzie są odpowiednio traktowani” – oświadczył autorytatywnie. Nie wierzyła mu ani przez chwilę i domagała się, by jej jasno powiedziano, czyjej mąż dostał się do niewoli. Percy spojrzał jej prosto w oczy i odparł: „Nie wiem, pani Starr”, na co zareagowała słowami: „Gówno prawda!” Zaczerwieniła się gwałtownie, ale nie przeprosiła go.

W swoim raporcie, który codziennie stawał się grubszy, Percy napisał: „Pani Starr może sprawiać kłopoty”.

We czwartek, w przeddzień wprowadzenia się do nich Delli, po raz kolejny zadzwoniła do odpowiedniej komórki, by się dowiedzieć, kiedy może się spodziewać żołdu męża. Nie oddzwonili do niej. Przez ostatnie pięć miesięcy czeki przychodziły z opóźnieniem. W jednym miesiącu dostała dwa jednocześnie. Kiedy indziej w ogóle nie otrzymała jednej raty. Zalegali już miesiąc z wypłatą, a kiedy dzwoniła do działu finansowego, zbywano ją. Zadzwoniła do agenta ubezpieczeniowego, by się dowiedzieć, czy może wziąć pożyczkę pod zastaw rodzinnej polisy ubezpieczeniowej. Poinformowano ją, że załatwienie wszystkich wymaganych formalności potrwa cztery do sześciu tygodni. „Za cztery tygodnie umrzemy już z głodu!” krzyknęła do słuchawki, zanim się rozłączyła. Nikt z agencji ubezpieczeniowej do niej nie oddzwonił. Znów zatelefonowała do działu finansowego i złożyła kolejną skargę.

W piątek – ostatni dzień pracy Delli u pułkownika Geary’ego – Kate odebrała Betsy ze szkoły i pojechała do Bakersfield. Zapłakana kobieta wsiadła do samochodu, niosąc walizkę i dwie papierowe torby, zawierające cały jej dobytek. Pochyliła się, by pocałować Kate w policzek, a potem pogłaskała dziewczynki po buziach.

– A więc jestem, by się wami zaopiekować. Będę waszą kwoką, a wy trzy moimi kurczaczkami. Zgoda? – spytała.

– Zgoda. Zawsze chciałam być kurczaczkiem. Patrick… Patrick mawiał, że jestem jego przebiegłym kurczaczkiem – powiedziała Kate uśmiechając się lekko.

– A na nas wołał sikoreczki – wtrąciła się Betsy, chichocząc. – Dello, wiesz, że są takie gumy do żucia?

– Nie! – odparła Della, udając przerażenie. Betsy i Ellie zaczęły kiwać potakująco główkami. – Skoro tatuś mówił, że jesteście jego sikoreczkami, musiał mieć na myśli, że jesteście słodkie i smaczne.

– Czy wszystko w porządku, Dello? – spytała Kate, nie odrywając oczu od drogi.

– Było bardzo smutno. Chłopcy płakali, ja płakałam. Teraz rozpoczynam nowe życie. Nie mogę sobie pozwolić na rozczulanie się nad sobą, podobnie jak ty, Kate. Ale, ale, zdaje się, że znalazłam mieszkanie. Wczoraj wieczorem zadzwoniłam do właściciela. Powiedział, że możemy przyjechać obejrzeć lokal dziś o czwartej. Jesteś pewna, Kate, że słusznie zrobisz, wyprowadzając się z bazy? Właściciel powiedział, że mieszkanie będzie wymagało nieco pracy. Jest zaraz obok college’u stanowego. Składa się z trzech sypialni – a właściwie dwóch i jednej dużej garderoby, która według właściciela z powodzeniem może pełnić rolę malutkiej sypialni. Mogę w niej spać, jeśli mieszkanie ci się spodoba i uznasz, że cię na nie stać.

– Nie mam wątpliwości, że powinnyśmy się wyprowadzić. Muszę znaleźć pracę, zacząć normalne życie. Nie mam co dłużej robić w bazie. Ile wynosi czynsz? – spytała niespokojnie Kate.

– Mówił, że czynsz jest do ustalenia, co według mnie oznacza, że to prawdziwa nora. Ale jakoś musimy wytrwać do powrotu kapitana Starra. Woda, mydło i trochę farby potrafią zdziałać cuda.

Kate otarła łzy, nabiegające jej do oczu.

– Nie mogę w to uwierzyć – szepnęła. – Mam ci wiele do powiedzenia, ale odłożę to na później. Nie chcę rozmawiać przy dziewczynkach, żeby ich niepotrzebnie nie niepokoić.

Della skinęła głową.

– Kupiłam dziś rano gazetę, bo pomyślałam, że nie wstąpisz do kiosku. Jak sądzisz, mogłabyś zostać recepcjonistką?

– Nie wiem. Nigdy nie pracowałam poza domem. Ale mogę się nauczyć – dodała Kate pewnym siebie tonem.

Dwadzieścia minut później, stosując się do wskazówek Delli, znalazły się przed zaniedbanym domem z tablicą: DO WYNAJĘCIA, umieszczoną na podwórku, które bardziej przypominało śmietnik. Kate skuliła się na ten widok.

– Zdaje się, że jesteśmy na miejscu.

Żadna z nich nie zrobiła najmniejszego ruchu, by wysiąść z samochodu. Nie wiadomo skąd pojawił się mężczyzna równie zaniedbany, jak obejście, i ruszył wolno w ich kierunku, podciągając po drodze spodnie.

– Dzień dobry paniom – powiedział, unosząc rękę do nie istniejącego kapelusza. – Zapraszam, w środku nie wygląda tak źle, jak na zewnątrz. Jeśli zdecydują się panie wynająć to lokum, wywiozę śmieci sprzed domu. – Znów podciągnął spodnie i poprawił cienką, flanelową koszulę, okrywającą kościste ramiona. Choć zachowywał się młodzieńczo, Kate zauważyła, że wcale nie jest taki młody; mógł mieć jakieś sześćdziesiąt lat. – Donald Abbott – przedstawił się, przytrzymując drzwi Delli. – Lubię kobiety przy kości – powiedział i zrobił oko do Kate.

– A ja nie lubię chudzielców. – Della obrzuciła go kwaśnym spojrzeniem.

– Wygląda pani na dobrą kucharkę. Kuchenka jest prawie nowa, piekarnik sprawny. Wszystko działa. Nawet prysznic.

– Co za ulga – odparła cierpko Kate. – Czy to bezpieczne okolice?

– Oczywiście – powiedział nieco urażonym tonem Abbott. – Mieszka tu wiele rodzin. Biednych rodzin. Pomagają sobie nawzajem. Jeśli gdzieś mieszkają biedni ludzie, to jeszcze wcale nie oznacza, że okolice są niebezpieczne. Panna Della mówiła mi przez telefon, że ma pani dwie małe córeczki. Gdyby nie było tu bezpiecznie, nie podałbym jej adresu. – Znów podciągnął spodnie, idąc za Kate do drzwi domu.

Piętnaście minut później Kate powiedziała z bijącym sercem:

– Jeśli pan tu posprząta i jeśli zgodzimy się co do czynszu, jestem gotowa wynająć to mieszkanie. Sto dziesięć dolarów – dodała twardo.

– Sto pięćdziesiąt dolarów, a pozwolę paniom korzystać z pralni w piwnicy. Pralka i wyżymaczka są sprawne. W pobliżu nie ma punktów pralniczych. Będę pokrywał rachunki za wodę.

Kate rozważyła słowa Abbotta. Dwa prysznice dziennie dla niej i Delli, codzienna kąpiel w wannie dla dziewczynek i woda do prania…

– Sto dwadzieścia pięć z pralnią i bez opłaty za wodę. To wszystko, co mogę zapłacić, więc to moje ostatnie słowo. Aha, pokoje wymagają odnowienia. Jeśli da nam pan farbę, same je pomalujemy. Decyzja należy do pana, panie Abbott.

Kate uważała, że mieszkanie jest okropne. Nie była wcale przekonana, czy malowanie i firanki coś pomogą. Może znajdzie gdzieś tę biało – zieloną tapetę i odnowi starą kuchnię.

– Nowe linoleum do kuchni – wymknęło jej się. Boże, naprawdę rozważała możliwość wprowadzenia się tutaj!

– Twarda z pani przeciwniczka – powiedział Abbott, wyciągając rękę. – Proszę się uważać za moją nową lokatorkę. Czynsz należy się pierwszego dnia miesiąca. Zazwyczaj proszę o zabezpieczenie w wysokości miesięcznego komornego, ale odnoszę wrażenie, że znalazła się pani w trudnym położeniu. Może mi pani spłacać zabezpieczenie po dziesięć dolarów miesięcznie.