Выбрать главу

Kate, maszerując do swojego pokoju, by się przebrać, pociągała nosem. Postanowiła, że nie pójdzie na spotkanie Izby Handlowej. Znajdzie w jakiejś restauracji automat telefoniczny, zadzwoni do Gusa i odbędzie z nim długą rozmowę. Potem coś zje i wróci do domu. Była chytra i przebiegła. Początkowo Patrick wypytywał ją o te spotkania, ale później przestał. Lubił godzinami siedzieć przed pięćdziesięciosześciocalowym telewizorem z miską prażonej kukurydzy na kolanach. Dziś miał wolne popołudnie, jak nazywała to Kate, to znaczy żadnych lekcji, nic, tylko relaks.

Niecierpliwie przesuwała wieszaki w garderobie. Na spotkania Izby Handlowej zawsze wkładała garsonkę, nie mogła wypaść z roli. Ogarnęła ją fala wyrzutów sumienia. Zdecydowała się na gołębi kostium i jaskrawopurpurową bluzkę zawiązywaną pod szyją. Tak w jej pojęciu ubierały się kobiety interesu. Włosy, teraz długie, ściągała z tyłu głowy i upinała w kok. Na nogi włożyła szpilki od Ferragamo i cofnęła się o krok, by ocenić swój wygląd w lustrze. Brakowało tylko podwójnych łezek w uszach i odrobiny perfum.

Była gotowa, by rozmawiać z Gusem. Czuła się dobrze, wyglądała dobrze.

To wszystko, co miała.

Była w hallu zastanawiając się, gdzie położyła kluczyki do samochodu, kiedy kłąb mydlin rzucił ją na ścianę. Krzyknęła przerażona i zobaczyła Patricka wymachującego w powietrzu rękami.

– Co… co się stało?

Patrick cofał się, blady jak ściana, z rękami w górze. Z końca korytarza dobiegły ją głośne utyskiwania Delii na psa. A więc o to chodziło. Jakiś wewnętrzny instynkt przestrzegł Kate, że dla Patricka to sprawa być albo nie być.

– No, cóż – powiedziała wesoło, siląc się na beztroskę. – I tak nie miałam ochoty iść na to cholerne spotkanie. – Przepraszam, Gus, zadzwonię do ciebie pod koniec tygodnia. Jak długo będzie czekał w redakcji na jej telefon? Przez całą noc, odpowiedziała sobie.- Myślę – dodała, zrzucając z nóg szpilki i ściągając żakiet – że powinniśmy przygotować się do tej kąpieli. Uprzedzam, że nigdy nie miałam psa, ale widziałam w telewizji, że zawsze wyskakują z wanny. Trzeba zamknąć drzwi, jedna osoba musi stać, gotowa złapać psa, gdyby chciał czmychnąć, a druga – szorować go. Ponieważ nie możemy zamknąć drzwi, Della stanie na progu na warcie, a ja pomogę ci go myć. Sądzę, że we dwójkę wykąpiemy Jake’a. Jestem gotowa. – Podwinęła rękawy swojej purpurowej bluzki.

Della wprowadziła ociekającego wodą Jake’a do łazienki i razem udało im się wepchnąć go do wanny.

– To nie był dobry pomysł, prawda, Kate? – spytał Patrick.

– To był świetny pomysł – odpowiedziała. – Skąd mogliśmy wiedzieć, że Jake się tak rozbryka. To ładny psiak. Może zastosujmy odżywkę, to łatwiej będzie go rozczesać, kiedy go wytrzemy. Uważam, że możemy go wysuszyć suszarką do włosów. Wtedy będzie mógł siedzieć z tobą na kanapie, kiedy włączysz sobie film.

– Śmierdzi jak mokry kundel. Boże, ciekawa jestem, kiedy był ostatni raz kąpany? – mruczała Della.

– Prawdopodobnie nigdy – powiedział Patrick cierpko.

– To wyjaśnia, czemu tak się boi. Czuję, jak mu wali serce. Pamiętasz, jak to było, prawda, Patricku? – Spojrzenia Kate i Patricka spotkały się.

– Nie jesteś na mnie zła, że nie możesz iść na spotkanie? Jesteś cała mokra.

Coś wisiało w powietrzu, ale nie wiedziała co.

– To drobiazg, Patricku. Musisz się nauczyć, co jest ważne, a co nie. To spotkanie znaczy tyle, co wielkie zero.

– Dziś popełniłem dwa błędy – zauważył.

Kate czuła, że jest spięty, niepokoiły ją zaciśnięte szczęki Patricka. Czy znów dostanie ataku furii?

– Nie popełniłeś błędu kupując psa. Powiedziałam tylko, że powinieneś mnie uprzedzić, że wychodzisz z domu. Niepokoiłam się o ciebie. Jeśli nie chcesz mi o czymś powiedzieć, zostaw przynajmniej karteczkę z wiadomością.

– Wydajesz mi się smutna, Kate.

Chciała powiedzieć „bo jest mi smutno, cały tydzień czekałam, by dziś wieczorem zadzwonić do Gusa; mam prawo być smutna”. Ale nie powiedziała tego, tylko oświadczyła:

– Jestem smutna, bo to biedne psisko nie wie, co się z nim dzieje. Musimy go wytrzeć. Delio, przynieś coś z kuchni do wytarcia tego nieszczęśnika, byśmy mogli położyć kres jego cierpieniom. Nie, nie… źle się wyraziłam, Patricku. Chodzi mi o to, że musimy go wyciągnąć z wanny i wytrzeć, by znów poczuł się jak pies. Ustaliliśmy, że nie będziesz brał wszystkiego, co mówię, dosłownie.

– Postaram się – obiecał Patrick i trochę się odprężył, ale nie na tyle, by Kate mogła nabrać pewności, że nie zanosi się na nic złego.

Jake zniósł suszenie suszarką lepiej, niż Patrick. Kate miała wrażenie, że w jakiś sposób Patrick porównuje się z psem. Zdążyła się już zorientować, że Patrick mówił wtedy, kiedy chciał, ani minuty wcześniej. Ale właściwie zawsze taki był. Sprawiało jej przyjemność, że zachował jeden ze swych dawnych rysów charakteru.

Wieczór zaczął się jak zwykle. Jedli kolację, Jake przymilał się o jedzenie, choć dostał potężną porcję mięsa. Patrick ostrym tonem kazał psu leżeć. Jake merdał ogonem i patrzył błagalnie swymi smutnymi ślepiami, siedząc na tylnych łapach, z otwartego pyska wystawał mu język.

Kate zobaczyła wszystko jak na zwolnionym filmie. Patrick wykrzywił twarz, uniósł rękę, Jake o wiernych ślepiach próbował polizać zamierzającą się na niego dłoń. Della gwałtownie doskoczyła i dosłownie ściągnęła Patricka z krzesła na podłogę, a teraz stała nad nim, oddychając z trudem. Jake myślał, że to zabawa, i próbował polizać Patricka po twarzy. Patrick przewrócił się na kamiennej podłodze i walnął w nią zaciśniętą pięścią.

– Myślałam, że kochasz Jake’a? Nakarmiłeś go, wykąpałeś, wybrałeś dla niego imię -powiedziała Kate zachrypniętym głosem. – Ufa ci, a ty chciałeś go uderzyć. Gdybyś to zrobił, pies mógłby się zwrócić przeciwko tobie i cię zaatakować, i byłaby to wyłącznie twoja wina. Co się stało, Patricku?

– Chyba zabiorę Jake’a na długi spacer – włączyła się Dełla. – Nie zawracajcie sobie głowy brudnymi naczyniami, posprzątam później, kiedy upiekę ciasteczka, które obiecałam… Harry’emu.

– Chyba cię rozumiem, Patricku – powiedziała Kate, odgarniając mu włosy z czoła. Przemawiała niskim, kojącym, niemal śpiewnym głosem. – Czujesz zamęt w głowie. Traktowano cię, jak psa. Nakarmiłeś Jake’a, a on wciąż dopominał się o więcej, wyobrażam sobie, że mniej więcej tak, jak ty musiałeś żebrać o jedzenie. Odbyłeś długą drogę, Patricku. Te napady… czymkolwiek są, będą coraz rzadsze. Już po wszystkim, Jake’owi nic się nie stało. Myślał, że to zabawa.

Patrick usiadł i objął się rękami za kolana.

– Mogłem mu zrobić krzywdę, zrazić go do siebie. Kiedy… kiedy wspomniałem… wspomniałem coś o wykąpaniu Jake’a, Della powiedziała, że może powinniśmy go polać wodą z węża, ale potem stwierdziła, że jest za zimno i jeszcze by się przeziębił. Tamto… tamto jedno słowo, wąż, wszystko zapoczątkowało. Kiedyś Wietnamczycy oblali mnie wodą z węża. Któż by, u diabła, pomyślał, że wiedzą, co to takiego wąż? To był jeden z owych węży strażackich, z których woda wypływa z prędkością czterdziestu metrów na sekundę. Strumień wody odrzucił mnie na ścianę, a potem na bronę z zaostrzonego bambusa. Stąd mam te wszystkie szramy na plecach. Myślałem, że się uduszę. A oni zaśmiewali się, szturchając mnie kijami, by mnie zmusić do wejścia z powrotem pod strumień wody, kiedy próbowałem się odczołgać na bok. To była moja jedyna kąpiel tam. Zresztą bez mydła. – Skrzywił się.