Выбрать главу

No, dobra, kompania śpiew! Wyruszamy w dzikie przestworza…

Epilog

Gus Stewart siedział w swoim gabinecie z nogami na biurku, myślami błądząc daleko w Kalifornii. Wszędzie wkoło piętrzyły się papierzyska, ale ich nie widział. Ostatnio nic go nie obchodziło. Ani praca, ani inwestycje, ani biały słoń w Connecticut, którego nie mógł się pozbyć, nawet nie rodzina, która zaprosiła go na najbliższy weekend.

Utracił Kate; wiedział to od samego początku, ale ciągle się łudził, że coś się zmieni. Kiedy jednak zadzwoniła do niego w lipcu, płacząc tak, że ledwo mógł zrozumieć, co mu chce powiedzieć, uświadomił sobie, że sprawa jest beznadziejna. Zanim odłożyła słuchawkę wymamrotała coś, co brzmiało jak: „By zostać z tobą na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie”. Pamiętał, jak ścisnęło mu się serce, jak szczypały go oczy.

Tamtego wieczoru zrzucił wszystko z biurka na podłogę, a potem przez trzy dni pił na umór i jadł chińskie potrawy. Tak się pochorował, że przez dwa tygodnie dochodził do siebie. Skrzywił się na to wspomnienie. Od tamtej pory nie brał do ust żadnych chińskich potraw.

– Hej, Gus – krzyknął do niego goniec. – Przesyłka dla ciebie. Owinięta w zwykły, brązowy papier, na którym wypisano jedynie twoje nazwisko. Założę się, że to jakieś materiały szpiegowskie – powiedział chłopak i rzucił przez otwarte drzwi pękatą kopertę.

– Tak, w holu są Arabowie, wezmą nas jako zakładników-mruknął Gus, łapiąc kopertę. W chwili, kiedy rozpoznał charakter pisma Kate, serce zabiło mu mocniej raz, drugi, trzeci, nim znów się uspokoiło.

Zważył pakunek w ręku, próbując się domyślić, co zawiera. To musi być album, który obiecała mu zrobić, ze wszystkimi ich zdjęciami z Hawajów i Kostaryki. Papier oblepiony był przynajmniej sześcioma metrami przezroczystej taśmy. Drgnął mu jeden nerw, potem drugi, nim w końcu zdjął nogi z biurka i stuknął nimi głośno o podłogę.

Zaczął grzebać w środkowej szufladzie, szukając nożyczek, wreszcie udało mu się je wyplątać z gumek i spinaczy. Jedna gumka pękła, uderzając go w palec.

– Cholera!

Rozcięcie grubej taśmy zajęło mu całe dwie minuty. Zanim wysypał zawartość przesyłki, zgarnął wszystko z biurka, papiery latały we wszystkie strony. Opakowanie poszybowało przez pokój i spadło obok drzwi. Westchnął głośno.

Ujrzał cztery kołonotatniki, jeden żółty, jeden niebieski, jeden czerwony i jeden marmurkowy, czarno-biały. I list z czymś doczepionym od spodu. Ręce mu się trzęsły. List od Kate. Przeczytał go, oczy mu płonęły.

Najdroższy Gus!

Jestem pewna, że nie muszę Ci wyjaśniać, co masz przed sobą. Za zgodą Patricka przekazuję Ci twoją nagrodę Pulitzera. Wszyscy składamy swoje życie w Twoich rękach. Przepraszam, jeśli zabrzmiało to pompatycznie, ale właśnie tak to odczuwamy. Dotrzymaliśmy słowa, a to znaczy, że Ty też musisz wywiązać się ze swej obietnicy.

Osobiście dostarczyłam tę przesyłkę, by mieć pewność, że nie dostanie się w niepowołane ręce. Do listu dołączyłam potrzebny Ci dowód. Betsy, w czasach buntu przeciwko całemu światu, kiedy myślała, że bez niczyjej pomocy odnajdzie swego ojca, kupiła wieczne pióro, które jednocześnie jest aparatem fotograficznym. Natknęła się na jego reklamę w magazynie „Soldier of Fortune”. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale ważne, że ona wiedziała. Masz przed sobą zdjęcia trzech dokumentów, które rok temu Betsy, Ellie i ja podpisałyśmy na lotnisku w Los Angeles. Betsy sama je wywołała. Prawdziwa historia z serii „płaszcza i szpady”.

Wszyscy próbujemy sobie jakoś ułożyć życie. Zwracam się do Ciebie o pomoc. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to melodramatycznie. Z drugiej strony wciąż pamiętam minę pana Spindlera owego dnia.

Proszę Cię o jeszcze jedno. Kiedy zamkniesz wszystko w swoim sejfie, zjedź windą do holu. Ktoś będzie tam na Ciebie czekał. Z góry dziękuję, bo wiem, że zrobisz to, o co Cię proszę.

Kochająca i oddana

Kate

Czując, że oczy zachodzą mu łzami, Gus odczepił czarne pióro, zatknięte za czerwoną okładkę kołonotatnika.

Dostał wszystko, ale za jaką cenę? Przekartkował czerwony notes, patrząc na obce pismo, na wzbudzające grozę słowa. Kate miała rację. To była nagroda Pulitzera.

Zjedź windą do holu, napisała w liście. Zamknął kołonotatniki w swym sejfie. Głośno wydmuchał nos.

Powtórnie wycierał nos, nie przejmując się łzami w oczach, kiedy otworzyły się drzwi windy.

Stała dokładnie w polu jego widzenia, w obu rękach trzymając: hot-doga.

– Cześć, obiecałam cię kiedyś zaprosić na kolację. Zawsze dotrzymuję słowa. Co cię tak długo zatrzymało?

Gus wyrzucił pięść w powietrze.

– Do diabła, zawsze byłem powolny.

– Cóż, jestem inna -uśmiechnęła się Kate. – Gusie Stewarcie, ożeń się ze mną. W prawej kieszeni mam skierowanie na badanie krwi. Może uda nam się to przyspieszyć.

– Zjemy po drodze. To ci dopiero kawalerska kolacja.

Kate uśmiechnęła się.

– Nie licz na coś więcej.

– Nie liczę.

Fern Michaels

***