Myron odchylił pierwszy krzak. Ścieżka wciąż tam była. Na czworakach ruszył naprzód. Gałęzie chłostały go po twarzy. Nie tyle powodując ból, ile przypominając dawne niewinne czasy.
Wychodząc z krzaków na jej końcu, na podwórzu Seidenów, zastanawiał się, czy wciąż tu mieszkają. Na to pytanie zaraz otrzymał odpowiedź.
Pani Seiden była na tyłach domu. Miała na głowie chustkę, a na rękach grube rękawice.
– Myron? – W jej głosie nie było wahania ani nawet zdziwienia. – Myron Bolitar, to ty?
Chodził do szkoły z jej synem, Dougiem, chociaż nie korzystał z tej ścieżki, a nawet nie był na tym podwórku, od kiedy skończył dziesięć lat. Jednak w takich miasteczkach to nie ma żadnego znaczenia. Jeśli przyjaźniliście się w szkole podstawowej, zawsze coś was łączy.
Pani Seiden zdmuchnęła kosmyki włosów, które opadły jej na oczy. Ruszyła w kierunku Myrona. Niech to szlag. Nie chciał nikogo w to wplątać. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale uciszył ją, przykładając palec do ust.
Zobaczyła jego minę i stanęła jak wryta. Wskazał na dom. Lekko skinęła głową i zawróciła. Otworzyła tylne drzwi.
– Gdzie on się podział, do diabła? – krzyknął ktoś. Myron czekał, aż pani Seiden zniknie mu z oczu. Ona jednak nie wchodziła do środka.
Ich spojrzenia się spotkały. Teraz pani Seiden skinęła na Myrona. Pokazała mu, żeby też wszedł do środka. Przecząco pokręcił głową. To zbyt niebezpieczne.
Pani Seiden stała tam, sztywno wyprostowana.
Nie zamierzała się ruszyć.
Z krzaków dobiegł głośny szelest. Myron błyskawicznie obrócił głowę. Odgłos ucichł. Może to wiewiórka. Przecież nie mogli znaleźć go tak szybko. Jednak Win nazwał ich „bardzo złymi”, co oznaczało, że są bardzo dobrzy w tym, co robią. Win nie był skłonny do przesady. Jeśli powiedział, że ci faceci są bardzo źli…
Myron nasłuchiwał. Teraz w krzakach panowała cisza. To przeraziło go bardziej niż szmer przed chwilą.
Nie chciał narażać pani Seiden. Ponownie przecząco pokręcił głową. Kobieta wciąż tam stała, trzymając otwarte drzwi.
Nie było sensu się z nią spierać. Rzadko spotyka się osoby bardziej uparte od matek z Livingston.
Nisko pochylony, przebiegł przez podwórze i wpadł do środka, pociągając ją za sobą.
Zamknęła drzwi.
– Proszę się schować.
– Telefon – powiedziała pani Seiden – jest tam. Aparat wisiał na ścianie w kuchni. Myron wybrał numer Wina.
– Jestem dwanaście kilometrów od twojego domu – powiedział Win.
– Nie ma mnie tam – rzekł Myron. – Jestem przy Ridge Road.
Odwrócił się i pytająco spojrzał na panią Seiden.
– Siedemdziesiąt osiem – powiedziała. – I Ridge Drive, nie Road.
Myron powtórzył jej słowa. Powiedział Winowi, że tamtych jest trzech, w tym Dominick Rochester.
– Jesteś uzbrojony? – zapytał Win.
– Nie.
Win nie wygłosił kazania, ale Myron wiedział, że miał na to ochotę.
– Tamci dwaj są dobrzy i lubią przemoc – rzekł Win. – Ukryj się, dopóki nie przyjadę.
– Nie ruszymy się stąd – powiedział Myron.
W tym momencie tylne drzwi otworzyły się z trzaskiem. Myron odwrócił się i zobaczył wpadającego przez nie hipisowatego Nauczyciela Rysunku.
– Uciekaj! – krzyknął Myron do pani Seiden. Nie czekał, aż kobieta go posłucha. Nauczyciel Rysunku jeszcze nie złapał równowagi. Myron doskoczył do niego.
Jednak Nauczyciel Rysunku był szybki.
Uskoczył. Myron natychmiast zorientował się, że tamten zdąży odskoczyć. Wystawił wyprostowaną lewą rękę, mając nadzieję, że trafi przeciwnika w grdykę. Cios trafił Nauczyciela w tył głowy, osłonięty kucykiem. Nauczyciel zatoczył się, ale natychmiast odwrócił i uderzył Myrona pięścią w żebra.
Był bardzo szybki.
Czas znów zwolnił bieg. Myron słyszał kroki w oddali. Pani Seiden rzuciła się do ucieczki. Nauczyciel Rysunku uśmiechnął się do Myrona, ciężko dysząc. Szybkość, z jaką uderzył, powiedziała Myronowi, że raczej nie powinien wdawać się z nim w wymianę ciosów. Był znacznie cięższy od niego. To oznaczało, że powinien go przydusić.
Nauczyciel Rysunku zamierzył się do następnego ciosu. Myron przeszedł do zwarcia. Trudno mocno uderzyć w zwarciu, szczególnie większego przeciwnika. Myron złapał Nauczyciela Rysunku za koszulę na ramionach. Przekręcił się, żeby go wywrócić, jednocześnie unosząc przedramię.
Miał nadzieję, że trafi go przedramieniem w nos. Myron ważył ponad sto kilo. Jeśli ktoś, kto tyle waży, całym ciężarem ciała przydusi komuś nos, złamie go jak suchą gałązkę.
Jednak napastnik ponownie okazał się dobry. Zorientował się, co Myron zamierza zrobić. Odrobinę ugiął kolana. Przedramię oparło się teraz o jego okularki z różowymi szkłami. Nauczyciel Rysunku zamknął oczy i opadł w dół. Ponadto uniósł kolano, kierując je w brzuch Myrona. Ten musiał się wygiąć, żeby się na nie, nie nadziać. To znacznie zmniejszyło impet uderzenia.
Kiedy upadli na podłogę, druciane okularki zgięły się pod naciskiem, ale poza tym Nauczyciel Rysunku nie doznał żadnej poważniejszej szkody. A teraz wykorzystał swój upadek. Przeniósł ciężar ciała. Myron nie nadział się na jego kolano, ponieważ zgiął się wpół, ale i tak się na nim oparł. Przeciwnik to wykorzystał.
Przerzucił Myrona przez głowę. Myron zwinnie przetoczył się po podłodze. Sekundę później obaj byli na nogach.
Spojrzeli na siebie. Oto czego wam nie mówią o takiej walce: zawsze człowieka dopada obezwładniający, paraliżujący strach. Kiedy Myron po raz pierwszy poczuł to wywołane napięciem mrowienie, tak silne, że zaczął wątpić, czy utrzyma się na nogach, pomyślał, że jest strasznym tchórzem. Ludzie, którzy rzadko wdają się w bójki, a poczuli to mrowienie w czasie sprzeczki z pijanym chuliganem w barze, są głęboko zawstydzeni. Nie powinni. To nie jest tchórzostwo, lecz zupełnie naturalna reakcja organizmu. Pojawia się u każdego.
Pytanie tylko, co z tym zrobisz? Z czasem nauczysz się, że ten strach można opanować, a nawet wykorzystać. Musisz oddychać. Musisz się rozluźnić. Jeśli otrzymasz cios, kiedy będziesz spięty, będzie miał poważniejsze skutki.
Mężczyzna odrzucił pogięte okularki. Napotkał spojrzenie Myrona. To była część gry. To spojrzenie. Facet był dobry. Tak jak powiedział Win.
Jednak Myron też był dobry.
Pani Seiden wrzasnęła.
Trzeba przyznać, że żaden z nich dwóch nie odwrócił głowy. Jednak Myron wiedział, że musi przyjść jej z pomocą. Zamarkował atak, zmuszając Nauczyciela do odwrotu, a potem pomknął tam, skąd dobiegał krzyk.
Frontowe drzwi były otwarte. Stała w nich pani Seiden. Obok niej, mocno ściskając jej ramię, stał drugi z mężczyzn, którzy wysiedli z samochodu. Ten był kilka lat starszy od Nauczyciela Rysunku i nosił kolorową apaszkę. Apaszkę, naprawdę. Wyglądał jak Roger Healey ze starego programu „I Dream of Jeannie”.
To nie czas na takie rozmyślania.