Gryzoń Apaszka zaczął podśpiewywać do wtóru: „We built este ciudad, we built este ciudad, we built este ciudad…”. Hipisowaty Nauczyciel Rysunku, wciąż trzymając nogi Myrona, zaczął kiwać głową, wyraźnie podziwiając wokalne zdolności kolegi.
– Mówię prawdę – rzekł Myron.
– Tak czy inaczej – rzekł Rochester – czy mówisz prawdę, czy nie, Bliźniacy są tutaj. Sprawdzą to. Rozumiesz? Ich nie zdołasz okłamać. Jak cię trochę przycisną, powiesz nam wszystko, co chcemy wiedzieć.
– Tylko że wtedy będzie za późno – powiedział Myron.
– To nie potrwa długo.
Rochester spojrzał na Nauczyciela Rysunku.
– Pół godziny, najwyżej godzinę – oznajmił Nauczyciel Rysunku.
– Nie o tym mówię. Będę za bardzo poraniony. Nie dam rady nic zrobić.
– Ma rację – przyznał Nauczyciel Rysunku.
– Zostawiamy ślady – dodał Apaszka, błyskając zębami. Rochester zastanowił się.
– Orville, mówiłeś, że gdzie on był, zanim wrócił do domu? Nauczyciel Rysunku, czyli Orville, podał mu adres Randy’ego Wolfa i powiedział o restauracji. Śledzili go, a Myron ich nie zauważył. Albo byli bardzo dobrzy, albo on strasznie wyszedł z wprawy – a może jedno i drugie. Rochester zapytał Myrona, po co odwiedził oba te miejsca.
– Tam mieszka chłopak Aimee – powiedział Myron. – Jednak nie było go w domu.
– Myślisz, że on ma z tym coś wspólnego? Myron dobrze wiedział, że nie może przytaknąć.
– Po prostu rozmawiam z kolegami Aimee i próbuję ustalić, co się mogło stać. Kto mógłby to wiedzieć lepiej niż jej chłopak?
– A restauracja?
– Spotkanie z informatorką. Chciałem wiedzieć, co mają o pańskiej córce i Aimee. Próbuję znaleźć jakieś powiązanie.
– I czego się dowiedziałeś?
– Dopiero zacząłem.
Rochester znów się zamyślił. Potem powoli pokręcił głową.
– Z tego, co słyszałem, zabrałeś tę Biel o drugiej w nocy.
– Zgadza się.
– O drugiej w nocy – powtórzył z naciskiem.
– Zadzwoniła do mnie.
– Dlaczego? – Rochester poczerwieniał. – Podrywasz uczennice?
– Nic podobnego.
– Och, pewnie zaraz powiesz, że to było niewinne spotkanie?
– Bo było.
Myron widział jego rosnący gniew. Tracił z nim kontakt.
– Oglądałeś proces tego zboka, Michaela Jacksona? To pytanie zaskoczyło Myrona.
– Chyba fragmenty.
– Sypia z małymi chłopcami, prawda? Sam przyznaje. I zaraz potem mówi: „Och, ale nie było w tym nic złego”.
Teraz Myron zrozumiał, do czego to zmierza.
– A teraz mówisz mi, że podwozisz ładne uczennice o drugiej w nocy. A potem mówisz: „Och, ale nie było w tym nic złego”.
– Posłuchaj…
– Nie, chyba usłyszałem już dosyć.
Rochester skinął głową, dając Bliźniakom znak, żeby zaczynali.
Minęło już sporo czasu. Myron miał nadzieję, że Win jest już blisko. Zapewne czekał tylko, aż coś odwróci ich uwagę. Myron nie mógł się poruszyć, więc zrobił coś innego.
Nagle wydał z siebie przeraźliwy krzyk.
Wrzasnął tak głośno i przeciągle, jak potrafił, chociaż Nauczyciel Rysunku natychmiast uderzył go pięścią w usta.
Ten krzyk przyniósł pożądany efekt. Przez sekundę wszyscy trzej spoglądali na Myrona. Tylko przez sekundę. Nie dłużej.
Jednak to wystarczyło.
Silne ramię objęło szyję Rochestera, a przy jego czole pojawiła się lufa pistoletu. Obok twarzy Rochestera zmaterializowała się twarz Wina.
– Następnym razem – rzekł Win, krzywiąc się – bądź łaskaw nie kupować wody kolońskiej na stacji benzynowej.
Bliźniacy zareagowali zwinnie i błyskawicznie. W ułamku sekundy zeskoczyli z Myrona. Nauczyciel Rysunku zajął pozycję w przeciwległym kącie. Gryzoń Apaszka poderwał Myrona i schował się za nim, używając go jako tarczy. On też miał broń. Przycisnął lufę do karku Myrona.
Pat.
Win jedną ręką trzymał Rochestera za szyję. Uciskał mu krtań, odcinając dopływ tlenu. Twarz Rochestera zsiniała. Postawił oczy w słup. Po kilku sekundach Win zrobił coś dziwnego: rozluźnił chwyt. Rochester zakaszlał i spazmatycznie wciągnął powietrze. Osłonięty nim jak tarczą, Win nadal trzymał pistolet przy jego głowie, ale teraz wycelowany w Nauczyciela Rysunku.
– Odcinałem mu dopływ powietrza, co ze względu na tę okropną wodę kolońską było nazbyt miłosierne – wyjaśnił Win.
Bliźniacy przyglądali mu się, jakby był sympatycznym zwierzątkiem, na które natknęli się w lesie. Nie sprawiali wrażenia przestraszonych. Gdy tylko pojawił się na scenie, skoordynowali swoje działania, jakby już nieraz to robili.
– Podkradać się w taki sposób – rzekł Nauczyciel Rysunku, uśmiechając się do Wina. – Facet, to był radykalny ruch.
– Mowa – rzekł Win. – Spoko, chwytasz?
Bliźniak zmarszczył brwi.
– Przedrzeźniasz mnie, człowieku?
– Jasne. Fajnie. Siła spokoju.
Nauczyciel Rysunku spojrzał na Gryzonia Apaszkę, jakby chciał powiedzieć: Widziałeś takiego frajera?
– Człowieku, ty tego, no, nie wiesz, z kim gadasz.
– Rzućcie broń – powiedział Win – albo zabiję was obu. Bliźniacy uśmiechnęli się jeszcze szerzej, ciesząc się sytuacją.
– Facet, no tego, chyba umiesz liczyć?
Win obojętnie spojrzał na Nauczyciela Rysunku.
– No tego, umiem.
– Widzisz, my mamy dwie spluwy. Ty jedną. Gryzoń Apaszka oparł głowę o ramię Myrona.
– Ty – powiedział do Wina, z podniecenia oblizując wargi – nie powinieneś nam grozić.
– Masz rację – rzekł Win.
Tamci nie odrywali oczu od pistoletu przy skroni Rochestera. Błąd. Win użył klasycznej sztuczki prestidigitatora. Bliźniacy nie zastanawiali się, dlaczego na moment rozluźnił chwyt na szyi Rochestera. Powód był prosty.
Zrobił to, żeby – zasłonięty jego ciałem – wyjąć drugi pistolet.
Myron odchylił nieco głowę w lewo. Kula z drugiego pistoletu, tego ukrytego za lewym biodrem Rochestera, trafiła Gryzonia Apaszkę w sam środek czoła. Zginął na miejscu. Myron poczuł, że coś opryskało mu policzek.
Jednocześnie Win wystrzelił z pierwszego pistoletu, tego, który trzymał przy głowie Rochestera. Kula z tej broni przeszyła gardło Nauczyciela Rysunku. Osunął się na kolana, zaciskając dłonie na resztkach tego, co było jego krtanią. Mógł być już martwy lub umierający. Win nie zamierzał ryzykować.
Drugi pocisk trafił Bliźniaka prosto między oczy.
Win zwrócił się do Rochestera.
– Odetchnij za głośno, a skończysz jak oni. Rochester skamieniał. Win pochylił się nad Myronem i zaczął zdejmować mu więzy. Spojrzał na ciało zabitego Gryzonia Apaszki.
– Powinieneś go zeżreć – powiedział do Dominicka. Znów odwrócił się do Myrona. – Załapałeś? Zeżreć?
– Zabawne – rzekł Myron. – Gdzie pani Seiden?
– Bezpieczna, za domem, ale będziesz musiał wymyślić dla niej jakąś bajeczkę.
Myron zastanowił się.