Выбрать главу

Kiedy woźnica przybiegł utykając, tragarze zatrzymali już konie, połowa wymieniała sprośne żarciki z baronówną, a druga połowa spuszczała lanie człowiekowi ściągniętemu z kozła. Zajęto się też Heinrichem Reussem. W zapale i Erlingowi trafiło się kilka kuksańców, lecz Catherine w czas zdołała powstrzymać skorych do bitki tragarzy i wyjaśnić nieporozumienie.

Budząc zachwyt tylu mężczyzn, doskonale się bawiła.

– Co mamy zrobić z tymi tutaj? – zapytał jakiś zapijaczony bas. – Wrzucić ich do morza?

– Nie, nie trzeba – odparł Erling, który pomimo opuchniętej wargi odzyskał już godność. – Ale dobrze by było, gdybyście mogli oddać ich w ręce wójta. My już musimy wchodzić na pokład.

Tragarze obiecali zająć się łotrami.

– Ten ma na sumieniu trzy morderstwa – ciągnął Erling. – Drugiego nie znam, ale z pewnością także jest spod ciemnej gwiazdy. Dziękuję, Catherine, za tak szybką reakcję. A teraz musimy już jechać – zakończył, uznając, że atmosfera między portowymi wyrobnikami a jego przyszłą małżonką staje się nazbyt familiarna.

Gdy już znaleźli się w powozie, odwrócił się.

– Nie powinienem jechać. Jak widzisz, niebezpieczeństwo wcale nie zostało zażegnane. Należałoby przestrzec Tiril i Móriego, pomóc im.

– Przecież Reuss jest już unieszkodliwiony – wtrąciła Catherine, którą pociągały nowe przygody, pragnęła podbić Bergen. Pogoń za opryszkami na dłuższą metę ją nudziła.

– No tak – pokiwał głową Erling. – Są rozbrojeni… Ale nie był z siebie zadowolony. Gdyby kto inny mógł się zająć przedsiębiorstwem w Bergen! On powinien zostać tutaj, towarzyszyć przyjaciołom do czasu, aż Tiril będzie całkiem bezpieczna. Erling całym sobą się opierał.

Zobaczyli statek.

Porywy jesiennego wiatru uderzały w dom, zawodziły w szparach między deskami stodoły. Tiril jeszcze w sypialni słyszała skargę wiatru, mieszkała bowiem w skrzydle najbliższym budynkom gospodarczym.

Wprawdzie było już późno, ale nie mogła zasnąć. Móri zajmował pokój po przeciwnej stronie korytarza, a pokoje rodzeństwa Mikalsen znajdowały się bliżej schodów, dość daleko od Tiril. Na schodach August zamontował pułapkę, w którą sam pierwszej nocy wpadł z wielkim hałasem. Znaczyło to, że zasadzka jest skuteczna.

Erling i Catherine wyjechali przed trzema dniami. Tiril gorzko za nimi tęskniła, szczególnie za Erlingiem, którego znała już od ładnych paru lat. Z Catherine niewiele ją łączyło i baronówna potrafiła czasami wprawić Tiril we wzburzenie, była jednak wesoła, barwną postacią, po jej odjeździe pozostała pustka.

Nagle Tiril usiadła na łóżku.

Ktoś był w pokoju!

Albo… nie, chyba nie, to może…

Umilknij, wietrze, bym mogła się wsłuchać!

Przez cały wieczór nad jej głową rozlegały się szelesty i stukanie. Był tam niski stryszek, nikt chyba nie mógłby się na nim wyprostować, lecz powiew wiatru widać szalał z jakimś okienkiem, a gałęzie drzew uderzały o dach i o ściany.

Tiril próbowała dostrzec coś w ciemności.

Nie śmiała zapalać świecy, wcześniej jej migocący płomień wydał się dziewczynie jakiś straszny, musiała. ją zgasić.

Kto ją wołał?

Nie, nie wołał. Poszukiwał. Ochrypły głos szeptał:

– Tiiiril! Tiiiril Daaahl!

Jakoś przeraźliwie, przeciągle.

Oko? Miała wrażenie, że obserwuje ją ogromne oko, z góry, jakby z wieży. Rozglądało się, poszukiwało jej, nie znajdując. Na razie.

– Tiiiril Daaahl!

Nero uniósł łeb, warknął.

Tiril poderwała się z łóżka i z psem depczącym jej po piętach wybiegła na korytarz, do pokoju po przeciwnej stronie.

– Móri – szepnęła. – Ktoś jest w mojej sypialni! On także jeszcze nie zasnął.

– Wiem, że coś się dzieje – odparł.

Wstał z łóżka i przygarnął ją do siebie. To znaczyło, że naprawdę się boi. Nikt tak jak Móri nie potrafił wy- czuć niebezpieczeństwa.

– Witaj, Nero – rzucił przelotnie. – Mów, co się stało, Tiril.

Opowiedziała mu o głosie i o oku.

– A przecież August pilnuje schodów. Nikt nie mógł wejść do środka – zakończyła.

– To nie przyszło schodami – cicho powiedział Móri.

– To coś innego, nie cielesnego. Cicho! Przywędrowało w ślad za tobą aż tutaj.

– Och, nie – zadrżała tuląc się do niego. Poczuła ciepło szczupłego, wręcz chudego ciała.

– Szkoda, że wiatr tak hałasuje.

Stali w milczeniu, nieruchomo. Gdzieś, chyba w budynkach gospodarczych, miarowo stukała obluzowana deska. Tiril musiała nie domknąć drzwi, bo wiatr świstał w szparze, przywodząc na myśl zawodzenie nieczystego ducha. Za nic na świecie nie odważyłaby się zostawić Móriego i iść zamknąć drzwi. Jego też nigdzie nie puści!

Nero znów zaczął warczeć.

– Tiiiril Daaahl!

Miała wrażenie, że wołający zużył cale powietrze, jakie miał w płucach, bo słowa kończyły się przeciągłym, chrapliwym westchnieniem, jakby na resztkach oddechu.

– Słyszę – szepnął Móri do Tiril. – Ten głos pójdzie za tobą wszędzie. Ale wołanie wiele go kosztuje. Bez względu na to, co to jest, wytęża wszystkie siły.

– Mam wrócić do siebie? – zapytała na wpół z płaczem. – Tak, żebyś ty miał spokój?

– Och, nie, oczywiście, że nie. Ale mnie się to nie podoba. To… To…

Nie znalazł odpowiednich słów, co jeszcze bardziej przeraziło dziewczynę.

– Tiiiril Daaahl!

Oboje wstrzymali oddech.

Móri drgnął.

– Oczy… Czuję je – rzekł cicho i dodał z niepewnym uśmiechem: – To dwoje oczu, nie jedno, jak mówiłaś.

Czy ktoś chce…?

– Tak. Ktoś pragnie cię odnaleźć.

– Czary?

– Owszem. Bardzo potężne.

– Czy nigdy nie dadzą mi spokoju? – jęknęła.

– To coś pragnie przyciągnąć cię do siebie. Odnaleźć cię i sprowadzić. Za skarby świata nie wolno ci odpowiadać na ten zew.

– Nie jestem taka głupia. Chociaż bardzo kusi mnie, by odpowiedzieć.

– Wiem o tym. Stój spokojnie, przytrzymaj Nera.

– Nie zostawiaj mnie!

– Nie odchodzę daleko.

Tiril w ciemności ledwie widziała Móriego, ale go słyszała. Zorientowała się, że szuka czegoś w swej sakwie.

Musiała użyć całej siły woli, by za nim nie pobiec.

On zaraz wrócił. Zaczął wykonywać jakieś niezwykłe gesty wokół niej i Nera. Rozpoczął na wysokości głowy, potem wolno opuszczał ręce, jakby rysując niewidzialny płaszcz wokół niej i psa. Rozległy się niezrozumiałe islandzkie słowa, wypowiadane monotonnym głosem.

W zaklęciach Móriego było coś niesamowitego, Tiril zrozumiała, że przyjaciel walczy przeciw niezwykle potężnej sile, która na razie jeszcze jej nie odnalazła, ale tylko czekała, by ona, Tiril, dala się w jakiś sposób,poznać. Najgorsze, że nie wiedziała, jakie niebezpieczeństwo jej zagraża. Zdawała sobie sprawę, że nie wolno jej odpowiadać na wołanie, i miała nadzieję, że zdoła nad sobą zapanować. Nie znała jednak innych możliwości owej mocy. Mogła nieświadomie popełnić jakiś błąd.

Musiała pomówić o tym z Mórim, lecz jeszcze nie w tej chwili. Teraz zajmował się zaklęciami, nie wolno mu przerywać.

Zbudował wokół niej i Nera nadzwyczaj solidny mur ochronny. Dzięki ci, najmilszy, że pamiętasz o Nerze, ale powinieneś i siebie samego zamknąć za tym niewidzialnym pancerzem zimna, szkła i lodu, z każdą chwilą gęstniejącym. Tiril wyciągnęła rękę, by dotknąć otaczającej ją powłoki, pewna, że coś wyczuje, lecz jej dłoń napotkała próżnię.