Выбрать главу

Nero także zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego. Siedział jak mysz pod miotłą, wtulony w bok swej pani. Tiril po jego oddechu poznała, jak bardzo jest spięty.

– Ponieważ ta zła moc odnalazła dwór… – zaczęła lękliwie, zapominając, że nie powinna się odzywać.

– Odnalazła twoją duszę – szybko odparł Móri, nie chcąc przerywać czarów. – Nie wie jednak, gdzie przebywa ciało, a na nim właśnie jej zależy. Nigdy do ciebie nie dotrze!

Tego być może nie powinien był mówić. Nie wiadomo, czy to za sprawą jesiennego wichru, czy też owej złej mocy, cały dom zatrząsł się nagle, zatrzeszczały wszystkie spojenia.

– Tiiiril Daaahl – nie wiadomo skąd rozległ się przeciągły syk. – Tiiiril Daaahl

– Ona wyczuwa twój sprzeciw – szepnęła dziewczyna.

– Tak, wie, że znalazłaś się pod ochroną. Usiłuje przełamać moją wolę.

Dom znów zatrząsł się w posadach.

– Wejdź do środka, Móri! – ponagliła go Tiril – Chroń i siebie!

Móri zakończył odmawianie zaklęć i opuścił ręce.

Natychmiast jakaś siła odrzuciła go w tył, jakby raził go piorun. Rozległ się ostry huk, lecz błyskawica się nie pojawiła.

– Móri! – zawołała Tiril. Pomogła mu się podnieść. Przyjaciel, schylony, przycisnął rękę do piersi, jakby tam właśnie trafił go cios.

– Chyba sobie z tym nie poradzę – jęknął. – Nie, nie, nic mi się nie stało, ale muszę… poprosić o pomoc.

– O, tak – szepnęła. – Że też nie pomyśleliśmy o tym wcześniej! Zawołaj ich natychmiast, zanim ta moc cię zabije!

Móri wezwał swych towarzyszy, stawili się w jednej chwili.

– Muszę przyznać, że coś zaczyna się dziać – stwierdził Nauczyciel, czarnoksiężnik Maur. – Ostatnimi czasy sporo mamy roboty.

– Móri jest w niebezpieczeństwie – wtrąciła się Tiril. – Pomóżcie mu!

– Nie trzeba się tak denerwować – ze spokojem oświadczył Nauczyciel. – Śmiem twierdzić, że bywałeś gorszych tarapatach, Móri.

– Ale z tym doskonale sobie poradziłeś – pochwalił syna Hraundrangi-Móri, wskazując na ochronną powłokę wokół Tiril.

– Rzeczywiście, imponujące – przyznał Nauczyciel. – Sam lepiej bym tego nie zrobił.

– Tiiiril Daaahl!

– Zła moc znów się odzywa – rzekł Duch Zgasłych Nadziei. – Z pewnością zmusimy ją do milczenia. Usiądźcie na łóżku, oboje. Przytrzymajcie też psa.

Prędko zawołali Nera i przytulili się do siebie na łóżku, oparli plecami o ścianę.

– Zostańcie tam – nakazał Nauczyciel. – Bo tu może być gorąco. Postaramy się, aby ta potworna moc nie zdołała odkryć, gdzie przebywa Tiril. Nie może teraz do niej dotrzeć dzięki ochronnej aurze, którą ją otoczyłeś, Móri. Lecz jeśli znajdzie to miejsce, może posłużyć się innymi sposobami.

– Kim jest ten, kto prześladuje Tiril? – spytał Móri.

– Nie znamy tej mocy – odparł wymijająco Duch Utraconych Nadziei. – Postąpiła dokładnie tak samo jak wy; otoczyła się tajemniczą osłoną, aby nie zostać odkryta. Czeka ją jednak walka!

– Bądźcie ostrożni – poprosiła Tiril.

– Dziękujemy za troskę! – wesoło odpowiedział ktoś z niezwykłej gromadki.

Nero siedział między Tiril a Mórim. Dziewczyna, mocno obejmując ulubieńca za szyję, wyczuła, jak mocno wali psie serce. Móri otoczył ramieniem oboje, drugą ręką trzymał Nera za łapę na wypadek, gdyby pies postanowił opuścić łóżko. Nero jednak najwidoczniej niczego takiego nie planował.

Jedyne w pokoju okno znajdowało się akurat nad ich głowami, Tiril w dość skąpym świetle, które się przez nie sączyło, lepiej mogła się przyjrzeć towarzyszom Móriego. Na jego wezwanie wyłonili się z cienia. Stali teraz plecami do łóżka, jakby chcieli osłaniać trzy żywe istoty. Przed Mórim stały jego duchy opiekuńcze, piękna jasnowłosa kobieta i ojciec, Hraundrangi-Móri. Przed Nerem ustawiło się Zwierzę.

Nagle Tiril spostrzegła coś nowego.

– Móri – powiedziała najciszej jak umiała. – Jest z nimi jeszcze ktoś! O jednego więcej niż zwykłe!

– To prawda – odpad równie cicho. – To twój duch opiekuńczy. Widziałem go już wcześniej, ale teraz ukazał się wyraźniej.

Tiril z zachwytem przyglądała się swemu opiekunowi. W ciemności niewiele mogła zobaczyć, poza tym stał odwrócony do niej tyłem, dostrzegła jednak, że jest wy- soki, zgrabny, ma długie do ramion włosy.

– Kto to taki? – szeptem spytała Móriego.

Potrząsnął głową.

– Nie pytaj!

I znów rozległo się przeciągłe wołanie:

– Tiiiril Daaahl!

To był sygnał do rozpoczęcia walki.

Tiril się przestraszyła. Skuliła się bardziej, rękami zasłoniła głowę i przycisnęła się do Móriego. Nero także się przeląkł, cofnął się, jakby chciał wejść w ścianę.

Byli świadkami niezwykłych scen.

Rzucane ostrym głosem rozkazy przecinały powietrze niczym wystrzał. Kiedy nadeszła odpowiedź złej mocy, świadcząca o oporze stawianym przez niespodziewanych obrońców, zatrzęsło się przymocowane do ściany łóżko.

Z gardła Zwierzęcia wydobyło się głuche warczenie. Tiril zobaczyła, jak zmarli czarnoksiężnicy wznoszą ręce niby do ciosu, jak uderzają w powietrze dla dodania potęgi swym zaklęciom. Wrażenie nagłej nicości powiedziało jej, że i Pustka przystąpiła do ataku.

Szum i świst towarzyszyły zaklęciom wypowiadanym przez piękne panie, Morze i Powietrze, i przez wszystkich pozostałych.

Głos powrócił, znów wzywając Tiril po imieniu. Brzmiał jednak nie tak donośnie, jakby dochodził bardziej z oddali.

Łóżko przestało drżeć, lecz duchy nie zaniechały walki.

Zebrani reprezentowali straszliwą moc, przede wszystkim dlatego, że nie należeli do żywych i nie ograniczała ich cielesna powłoka. Nędzne stadium ziemskiego życia mieli już za sobą, a niektórzy nigdy nie musieli przez nie przechodzić. Cieszyli się swobodą, jakiej nie ma żaden śmiertelnik.

Znów rozległ się głos, lecz tym razem daleki, przypominający krzyk ptaka zza horyzontu. Wypowiadał nowe słowa, nie tylko uprzykrzone Tiiiril Daaahl! Brzmiały jak zaklęcie, przeciwstawiające się mocy zaklęć duchów, które wzmocniły ofensywę. Daleki krzyk stawał się coraz słabszy, niby wołanie topielca z dna morza, aż w końcu umilkł.

Czekali.

Ledwie słyszalny szept z daleka:

– Tiiiril Daaahl!

Czarnoksiężnicy zjednoczyli się w potężnym przekleństwie.

Dźwięk zamilkł i już nie powrócił.

Tiril i Móri odetchnęli z ulgą. Tiril Dahl… Znienawidzę własne imię, pomyślała dziewczyna.

Towarzysze Móriego odwrócili się w ich stronę.

– Moc została pokonana – oznajmili.

– Czy ten głos umilkł na zawsze? – szeptem pytała Tiril, wystraszona nie śmiała się ruszyć.

– Właściwie nie. Ale już tu nie dotrze. Może wołać do. ochrypnięcia, lecz ty go nie usłyszysz, wszelkie jego usiłowania pójdą więc na marne.

– Cóż za szczęście!

– Jego? – zainteresował się Móri.

– Słyszeliście chyba, że to męski głos?

– Raczej szept – po namyśle stwierdziła Tiril. – Ale macie rację. To musiał być mężczyzna.

– Na pewno.

– Dziękuję, przyjaciele. – Tiril zsunęła się z łóżka w – swej pięknej nocnej koszuli, podarunku od matki. Własnej nie miała już od tak dawna. – Dziękuję. Czy wolno mi uściskać was wszystkich po kolei?

Roześmiali się.

– Bardzo byśmy to sobie cenili – z uśmiechem powiedział czarnoksiężnik z Hiszpanii. – Sądzę jednak, że w kilku przypadkach byłoby to dość kłopotliwe.

– Och, oczywiście, rozumiem. Czy mam teraz wrócić do swego pokoju?