Выбрать главу

– Dlaczego miałbym… Nie ma takiej obawy. Wiesz, bałem się, że będę musiał w ostatniej chwili odwołać nasze dzisiejsze spotkanie.

A zatem zanosiło się na niezobowiązującą rozmowę towarzyską… Trudno, niech i tak będzie. Kokieteria na nic się zdała.

– Czy pozwoliłabyś pójść szesnastolatce do klubu nocnego? W Londynie?

– Chodzi o Sadie? Trudna sprawa. Raczej nie. Ale z drugiej strony…

– Co z drugiej strony? – wtrącił niecierpliwie. Wzruszyła ramionami.

– Pamiętam, jak w tym wieku pragnęłam robić rzeczy, których nie powinnam.

– Jak się czułaś, gdy ojciec ci ich zabraniał?

– A kto powiedział, że mi zabraniał? – Zrobiła niewinną minkę i zatrzepotała rzęsami. – Małe dziewczynki potrafią być wcielonymi diabłami – dodała z szelmowskim uśmiechem. – I co, udało ci się jakoś z tego wybrnąć?

– Tak. Mój przyjaciel, który od lat pracuje w Capitol Cars, zaprosił ją do siebie na kolację i pogaduszki. A poza tym zaproponował, żeby pomogła mu przy naprawie motocykla.

Amanda otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i wybuchła śmiechem.

– To dopiero nagroda!

– Zgodziłem się, żeby zatrzymała maszynę, kiedy już ją naprawią.

– Potrafi kierować motocyklem?

– No właśnie. – Westchnął ciężko. – Nauczyłem ją przed jakimś czasem, ale nie przewidziałem konsekwencji. Do głowy mi nie przyszło, że przy pierwszej nadarzającej się okazji zda egzamin i zdobędzie prawo jazdy.

Gdy odezwał się trzeci dzwonek, zajęli swoje miejsca na widowni.

– Masz rację – powiedział Daniel szeptem – małe dziewczynki potrafią być wcielonymi diabłami.

Światła pogasły. Czekali na podniesienie kurtyny.

Tak, teatr jest idealnym miejscem na pierwszą randkę, pomyślała Amanda. Wszystko wkoło osnute było tajemniczą ciemnością. Ich ręce leżały nieruchomo na oparciu. Stykały się łokciami. Niby nic, ale… Kiedy przechyliła się, by usłyszeć, co Daniel do niej mówi, dotknęła lekko jego ramienia. Przebiegł ją dreszcz. Rozsądniej byłoby, gdyby się wycofała. Powinna siedzieć w domu, a nie wygłupiać się, udając jedną ze swoich pracownic. Przychyliła się jeszcze bardziej.

– Co powiedziałeś? – Oczywiście słyszała go doskonale, ale chciała znaleźć się bliżej niego. Musnęła włosami jego policzek. Nie odpowiedział. Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Jego wzrok płonął. Poczuła silne zakłopotanie. To było dla niej nowe, nie znane dotąd przeżycie. Mężczyźni, z którymi była do tej pory, gotowi byli na kolanach błagać ją o choćby jeden uśmiech. Ale nie on. Czuła, że zanosi się na trudną rozgrywkę. Jednak ten mężczyzna zbyt ją pociągał, by potrafiła zrezygnować.

Danielem targały sprzeczne uczucia. Nie mógł się wyciszyć. Nagle fotel wydał mu się zbyt ciasny. Ta czyste szaleństwo! Do diabła, przecież nie żył jak mnich, ale czegoś takiego… na tyle obezwładniającego, nie czuł już od dawna. Chłonął ją całym sobą. Jej zapach, dotyk, miękkość włosów. To działało jak narkotyk. Jednak zbyt dobrze pamiętał, jak bardzo boli zdrada. Nie był pewien, czy jest już gotów podjąć kolejne ryzyko.

Ich spojrzenia spotkały się w ciemności. Amanda próbowała jeszcze skoncentrować się na przedstawieniu. Bez powodzenia. Nie wytrzymała i odwróciła głowę. I znów napotkała spojrzenie Daniela. Patrzył na nią tak intensywnie, że aż się zarumieniła. Powinna się uśmiechnąć i szybko odwrócić wzrok, ale nie zrobiła tego. Ujął jej dłoń i zamknął w swojej. Lecz zaraz potem odwrócił wzrok w kierunku sceny. To zirytowało Amandę, a jednak nie mogła, nie potrafiła cofnąć ręki.

Jakże mała i delikatna była jej dłoń. Bez trudu mógł ją zamknąć w swojej. Musiał bacznie uważać, żeby mu się nie wyśliznęła. Niby oglądał przedstawienie, ale zupełnie nie miał pojęcia, o czym było. Jedyne, co do niego docierało, to dotyk jej jedwabiście gładkiej skóry. Odkrywał powoli swoim kciukiem wnętrze dłoni Amandy. Wiedziała że dla większości kobiet ta prosta pieszczota jest bardzo podniecająca. Ona też długo nie wytrzymała. Zacisnęła gwałtownie dłoń. Coś nie tak, a może za dobrze… Dan wiele by dał, by poznać odpowiedź na to pytanie.

Z trudem udało jej się wciągnąć w akcję toczącego się na scenie przedstawienia. Było tak bardzo wzruszające, że pod koniec jej oczy wypełniły się łzami. Cały czas czuła silny uścisk Daniela. Powinna coś zrobić, wyciągnąć z torebki chusteczkę… Jednak nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Gdy opadła kurtyna, Amanda westchnęła głośno.

– To absurdalne! – powiedziała, pociągając nosem. – Zwykle nie bywam aż tak sentymentalna. – Może jesteś głodna?

– Głodna?

– Gdy odczuwamy głód, stajemy się bardziej podatni na emocje – wyjaśnił z uśmiechem.

– Czyżby? Żartujesz sobie, tak?

– Ach, wybacz mi! Chciałem cię jakoś przekonać, a nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. Znam fantastyczną restaurację. Tu niedaleko…

– A mówią, że to kobiety mają diabła za skórą – wpadła mu w słowo. – Jak sądzisz, czy uda nam się o tej porze znaleźć wolny stolik?

– Zamówiłem. Na wszelki wypadek, gdybyś lubiła włoską kuchnię. – Uśmiechnął się od ucha do ucha. – Jeśli nie, to parę kroków stąd jest budka z hot dogami. Otwarta całą noc.

– Jeśli mam być szczera, wolę jednak kuchnię włoską. – Nie chciała jeszcze wracać do domu. Było zbyt cudownie.

Podał jej szal i ponownie ujął jej dłoń. Potem uniósł do góry rękę, by złapać taksówkę. Ku zdziwieniu Amandy duży, czarny samochód zatrzymał się natychmiast

– Jak ci się to udało? – zapytała, kiedy otwierał jej drzwiczki. – Czy istnieje jakiś specjalny znak, znany tylko kierowcom? Ciekawe…

– Tajemnica. A może po prostu umówiłem się wcześniej z kierowcą, że odbierze nas zaraz po spektaklu – powiedział ze swoim szelmowskim uśmiechem. – Amando, ty drżysz? Jest ci zimno? – Zrobił taki nich, jakby chciał ją objąć.

Mimo że pragnęła tego najbardziej na świecie, nie mogła teraz na to pozwolić.

– Nie, nie. – Potrząsnęła przecząco głową. Dystans! Bezpieczny dystans! – myślała gorączkowo. Zanim zrobi coś, czego rano będzie żałowała. – Jestem nieco rozczarowana – powiedziała, starannie unikając jego spojrzenia. – A już myślałam, że wykradnę ci ten tajemniczy kod.

– Nie wyobrażam sobie, abyś mogła mieć problem ze złapaniem taksówki.

W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko. Po chwili nagle zapytała:

– Daleko mieszkasz?

– Niezbyt.

Brzmiało to wymijająco. Zamyśliła się. A może doszło do głosu jej poczucie winy, gdyż sama częstowała Daniela kłamstwami i półprawdami?

– A ty?

Wpadła w panikę. O Boże, co robić?

– Na Shepherd's Bush, u koleżanki – odpowiedziała po chwili wahania. Była to pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy. Wydawało się to dosyć bezpiecznym wyjściem z sytuacji, na wypadek gdyby Daniel chciał ją odprowadzić pod drzwi. Wolała się nie zastanawiać, co by powiedziała Beth, widząc ją w drzwiach swego mieszkania. – U mnie jest remont, a od zapachu farby potwornie boli mnie głowa. – No świetnie! Brzmiało to niezwykle wiarygodnie. Jak mogła być taka głupia? Czuła, że zabrnęła za daleko. Wystarczył jeden rzut oka na jego wykrzywione usta. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. – Mam nadzieję, że nie zapomniałam kluczy. Beth zabiłaby mnie, gdybym wyciągnęła ją o tej porze z łóżka.

A więc zero szans na jakąkolwiek prywatność, pomyślał Daniel. A do tego u niego była Sadie… Właściwie powinien poczuć ulgę, bo przeczuwał, że związek z Mandy byłby nieco skomplikowany.

– Z pewnością nie chciałbym, by cię zamordowała.

– Wiesz, zrobiło się bardzo późno, więc może ta kolacja to nie najlepszy pomysł. Ja muszę jutro wcześnie wstać, a ty może powinieneś sprawdzić, czy twoja córka… – Amanda urwała w pół słowa. Co ja gadam, pomyślała w popłochu. Była na siebie wściekła.