Выбрать главу

Wyszła z hotelu i rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu Daniela. Nigdzie go jednak nie było. Być może pomyślał, że jego pasażerka znowu się spóźni. Po chwili dostrzegła dużego, czarnego mercedesa należącego do firmy Capitol Cars. Siedział w nim jednak inny kierowca. No cóż, przybrała nieco sztuczny uśmiech i ruszyła w stronę samochodu. Była rozczarowana. Najwyraźniej poddała się urokowi Daniela, choć to przecież nonsens. Widziała go zaledwie jeden raz. Zajrzała do środka.

– Słucham panią?

– Pan przyjechał po mnie? Spodziewałam się innego kierowcy. Moje nazwisko…

– A kogo pani się spodziewała?

To był głos Daniela. Nie mogła się mylić. Odwróciła się.

– Przepraszam, przyjechałem innym samochodem. Pewnie dlatego mnie nie zauważyłaś.

Jak mogła go przeoczyć? Idiotycznie muszę teraz wyglądać z tym gapowatym wyrazem twarzy, pomyślała w popłochu.

Daniel jednak zdawał się nie zważać na takie szczegóły. Uśmiechnął się i ujął ją pod ramię.

– Zaparkowałem trochę bliżej.

Ujrzała przed sobą wspaniałego, ciemnoczerwonego jaguara. To był samochód!

– Wybacz, to właściwie już obiekt muzealny.

– Ależ skąd! Jestem zachwycona!

– Jest tylko jeden mały problem. – Dan uśmiechnął się szeroko. – Staruszek nie ma z tyłu pasów, więc będziesz musiała usiąść z przodu. Mam nadzieję, że to żaden problem.

– Problem? Toż to przyjemność. Mój ojciec miał identyczny wóz – odezwała się, gdy Daniel usiadł obok niej.

– Swego czasu był to największy luksus, jaki można było sobie wyobrazić.

– I jest w dalszym ciągu. Wierz mi, to prawdziwa nagroda po tak nudnym dniu.

– Chciałbym mieć za Sobą nudny dzień.

– Czy coś się stało?

– Moja córka postanowiła rzucić szkołę. Jego córka, pomyślała z przerażeniem.

– Przykro mi. – Jej głos wyraźnie posmutniał.

A to niespodzianka. Więc miał córkę… Kiedy pytała go o żonę, raptownie zamilkł. Powinna się była domyślić, że ma dzieci. Lecz jakoś dziwnie jej to wszystko nie przeszkadzało i nadal ją fascynował.

– Miała jakiś szczególny powód? – zapytała. – Musiała coś powiedzieć.

– To rodzaj młodzieńczego buntu. Wiesz, jak to jest. Zresztą, nie ma się czemu dziwić. Jej matka zostawiła nas, gdy Sadie miała osiem lat. Potem rozwód… To wszystko nie wpłynęło na nią najlepiej. Mam czasem wrażenie, że dopiero teraz to do niej dotarło – wyznał nadspodziewanie szczerze. – A poza tym, jestem bardzo zajęty. Widujemy się o wiele za rzadko.

Zdał sobie sprawę, że dzieli się tak bolesnymi dla niego sprawami z kimś zupełnie obcym. Ale mógł chyba zaufać Amandzie. Patrzyła na niego ciepłymi, pełnymi zrozumienia oczami…

– Ale co tak naprawdę się stało?

– Nic strasznego. Została zawieszona na tydzień za przefarbowanie włosów.

– To wszystko?

– Niezupełnie.

Słuchając zakończenia tej historii, Amanda musiała powstrzymywać się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Kiedy nieco ochłonęła, zrobiła coś, co ją samą wprawiło w niesłychane zdumienie.

– Ja mam za sobą okropnie nudny dzień, twój też trudno uznać za udany. Może wpadniemy gdzieś na kawę… – Nagle umilkła, speszona zaskoczeniem malującym się na jego twarzy.

– Właśnie chciałem ci zaproponować to samo. Czytasz w moich myślach. Ubiegłaś mnie – zakończył z uśmiechem.

Zatrzymał samochód przy małej włoskiej knajpce, w której podawano wyśmienitą kawę. Dan przywitał się z właścicielem, po czym usiedli przy małym, uroczym stoliku w rogu sali. Po chwili zjawił się kelner.

– Poproszę cappuccino z dużą ilością czekolady na wierzchu – powiedziała Amanda.

– A dla mnie podwójna kawa z ekspresu – dodał Daniel. – Tak się zastanawiałem… – podjął po chwili – co będzie z tymi biletami – dokończył wreszcie.

W tym momencie odezwała się komórka Amandy. Postanowiła ją zignorować.

– Biletami? – zapytała z uśmiechem. Telefon w dalszym ciągu dzwonił przeraźliwie.

– Może lepiej odbierz…

Amanda najchętniej zamordowałaby osobę, która śmiała przerywać tę obiecująco rozwijającą się rozmowę,

– Słucham? – odezwała się niechętnie.

– Amanda? Gdzie jesteś? Musisz wrócić do biura. – Beth była szalenie podekscytowana.

Amanda wiedziała, że Dan cały czas ją bacznie obserwuje. Starała się zachować spokój.

– Co się stało?

– Rozmawiałam z Guyem Dymoke'em – piszczała Beth w słuchawkę.

– Z Dymoke'em? Masz na myśli tego aktora?

– A niby kogo? Kręci film w Londynie i chce wynająć jedną z naszych sekretarek.

– Tak?

– Amando, czy ty w ogóle rozumiesz, co ja do ciebie mówię? Czy z tobą wszystko w porządku?

– Poradzisz sobie?

– Nie, on chciał rozmawiać z tobą. Osobiście! Natychmiast! Czeka na ciebie w hotelu…

– Poczekaj chwilę! – przerwała jej Amanda. Musiała zapytać Daniela, jak długo zajmie im dojazd do hotelu.

Podczas jazdy prawie ze sobą nie rozmawiali. Daniel dziwnie posmutniał. Guy Dymoke! Marzenie wszystkich kobiet. Która by mu się oparta? A już miał nadzieję, że coś z tego będzie. No cóż, żegnaj panno Fleming. Uśmiechnął się smętnie do swoich myśli.

ROZDZIAŁ TRZECI

– No i co tam, Beth? Zapisałaś mnie na wizytę w klinice? – spytała Amanda, gdy wreszcie dotarła do biura.

– Pary nie puszczę z ust, dopóki nie powiesz mi, jak przebiegło spotkanie z Guyem Dymoke'em.

Dopiero gdy wyciągnęła z Amandy wszystkie interesujące ją szczegóły, powróciła do sprawy, która pochłaniała jej koleżankę najbardziej.

– Dopiero listopad? – Amanda nie umiała ukryć rozczarowania.

Tak bardzo chciała mieć dziecko! Jeszcze kilka dni temu przekonana była, że podjęła ze wszech miar słuszną decyzję. Dlaczego teraz oceniała swe działanie jako zimne, wykalkulowane i samolubne? Swoją drogą, ciekawe jak wygląda ta procedura… Pewnie trzeba wypełnić kwestionariusz, by określić pożądane cechy dawcy: wzrost, kolor oczu, poziom IQ… Boże! Amandę przeszył nieprzyjemny dreszcz.

– Właściwie to może nawet i lepiej. Nie muszę się przecież tak bardzo spieszyć.

– O, co to? Czyżby lektura poradników ostudziła twój zapał?

– Oczywiście, że nie.

Lecz tak naprawdę dręczyły ją liczne wątpliwości. Zastanawiała się, jak poradzi sobie z ewentualnymi problemami.

Będzie przypatrywała się, jak jej dziecko rośnie, ale nigdy nie będzie mogła powiedzieć: „Och, jak bardzo przypominasz mi ojca!" albo „Skóra zdjęta z ojca".

– Jesteś pewna, Beth, że nie było dla mnie żadnych wiadomości?

– A co, czekasz na jakąś?

– Właściwie nie… – szepnęła, napotkawszy badawcze spojrzenie sekretarki.

– A więc?

– No, już dobrze. Może i czekam – dodała niezbyt chętnie.

Daniel otworzył szufladę biurka i wyjął z niej kolczyk. Uśmiechnął się do siebie, gdyż natychmiast przed oczami stanęła mu właścicielka zguby. Jednak zamiast podnieść słuchawkę i wykręcić numer Agencji Garland, wyjął kopertę, włożył do środka kolczyk i napisał na niej dużymi literami „Mandy Fleming". Podrzucę to dzisiaj do jej biura. Tak będzie najlepiej.