Выбрать главу

– Dobry pomysł. – Wyczuł, że chciała trzymać go trochę na dystans. – Zatem o siódmej w barze.

Kiedy odłożyła słuchawkę, musiała się powstrzymywać, żeby nie zacząć krzyczeć ze szczęścia. Odezwał się pierwszy i zostawił wiadomość w biurze. Była bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.

Zadzwonił telefon.

– A zatem, Mandy Fleming, zostawiłaś kolczyk w jego samochodzie? Brawo! Muszę przyznać, że to całkiem niezłe zagranie. – Beth była najwyraźniej zaskoczona.

ROZDZIAŁ CZWARTY

– Boże, jaki ten facet ma głos! – Beth uparła się, żeby wrócić wraz z Amandą do domu i pomóc jej wybrać ciuchy na tę pierwszą, jakże ważną randkę. – Cóż za niesamowity seksapil! Mogę sobie wyobrazić, co dzieje się, kiedy staje ze swoją ofiarą oko w oko… Teraz już cię rozumiem, Amando!

– Bzdura! – odpowiedziała Amanda, nie przerywając grzebania w przepastnej szafie. – Zwyczajny, męski głos. No, może nieco głębszy… taki jakby trochę szorstki – rozmarzyła się. – Co o tym myślisz? – zapytała, wyciągając jasnopopielatą garsonkę.

– To byłoby dobre na herbatkę w pałacu Buckingham. Włóż coś czarnego i wysokie obcasy. To działa na facetów.

– Po co? Nie chcę, by pomyślał, że chcę mu na pierwszej randce wskoczyć do łóżka.

– A nie o to ci chodzi?

– Miałaś mi pomóc, Beth. Sama mówiłaś, że najpierw muszę go poznać – zawiesiła głos. Powoli zaczynała żałować, że w ogóle powiedziała Beth o Danielu. – Przecież wiesz… A poza tym, przestań się wreszcie tak szczerzyć. To jest dla mnie naprawdę ważna sprawa. Ważna i poważna.

– Świetnie.

Amanda czuła, że jej policzki płoną.

– To tylko pierwsze, niezobowiązujące spotkanie. Może nie będzie chciał się ze mną więcej spotkać. A może to ja nie będę chciała go więcej widzieć? – Próbowała oszukać samą siebie.

– Jeśli dobrze rozegrasz tę partię, to kolejne spotkanie w ogóle nie będzie potrzebne. Zakładasz pończochy?

– Wiesz, że zawsze noszę pończochy! – syknęła Amanda.

– Już dobrze, dobrze. Tylko zapytałam. Oj, Amando, wydaje mi się, że ładujesz się w coś, co bardzo skomplikuje ci życie.

– O czym ty do diabła mówisz? – krzyknęła Amanda, teraz już na serio zirytowana.

– Przecież go tu nie przyprowadzisz – powiedziała Beth ze stoickim spokojem. – Wszystko by się od razu wydało. Jeśli naprawdę chcesz się z nim związać, potrzebujesz jakiegoś przytulnego gniazdka.

Amanda ciężko opadła na łóżko i spojrzała wrogo na swoją nową wspólniczkę.

– Nie ma co, nieźle się bawisz! Beth uśmiechnęła się szeroko.

– Nie bawiłam się tak dobrze, odkąd odkryłam bitą śmietanę w aerozolu.

– Jesteś obrzydliwa. – Amanda ze wszystkich sił powstrzymywała śmiech. Nerwy, pomyślała. To tylko nerwy. – A poza tym, zwalniam cię!

– Nie możesz mnie zwolnić. Jestem teraz twoją wspólniczką! Nareszcie! – dodała z ulgą. – Spójrz na to. To jest coś, co powinnaś na siebie dziś włożyć! – Była to „mała czarna", z intrygującym dekoltem w kształcie łezki. – Bardzo, ale to bardzo seksy.

– Nie jestem pewna. – Głos Amandy lekko drżał. Boże, kiedy jej się coś takiego ostatnio przytrafiło…

– To małe „coś" z jednej strony zakrywa na tyle dużo, że twój wybranek weźmie cię za damę, z drugiej zaś odkrywa wystarczająco dużo, by pobudzić jego wyobraźnię. – Mówiąc to, Beth była śmiertelnie poważna. – Czyż nie o to ci chodziło?

Amanda westchnęła cicho. Nie ma się co oszukiwać. To efekt, o jaki chodzi wszystkim kobietom, odkąd Ewa odkryła liście drzewa figowego… Wsunęła przez ramiona sukienkę i szybko zapięła drobne guziczki na boku.

– No i co? – zapytała.

– Bardzo… – Beth nie dokończyła. Uśmiechnęła się tylko szelmowsko.

– Co bardzo? – dopytywała się Amanda, zakładając i zdejmując kolejne pary kolczyków.

– Bardzo… przecież wiesz. – Beth zachichotała tylko.

A więc Mandy Fleming znowu się spóźnia. Daniel bawił się kolczykiem i zastanawiał się, co powinien zrobić. Czyżby wystawiła go do wiatru? Może tak byłoby nawet lepiej. Jego życie było wystarczająco skomplikowane. W zasadzie dość miał kłopotów już z samą Sadie… Gdy wychodził, zakomunikowała mu najspokojniej w świecie, że zamierza iść na imprezę do klubu nocnego.

– Klub nocny? – Starał się nie podnosić głosu.

– Nie idę sama. Zaprosiła mnie Annabel.

Gorszego towarzystwa nie mogła sobie wybrać. No, może jeszcze Ned Gresham…

– Będziesz musiała zatem odwołać to wyjście – powiedział stanowczo, – Po pierwsze, wiesz dobrze, że masz szlaban na tego typu rozrywki, a po drugie zapominasz, ile masz lat. Nie jesteś jeszcze pełnoletnia.

– Annie powiedziała, że wejdę bez problemu. Niestety była to prawda. Bezsprzecznie Sadie wyglądała na osiemnaście lat. Im szybciej ta smarkula wróci do szkoły, tym lepiej, pomyślał bezradnie.

– Powinienem wytatuować ci datę urodzenia na czole – dodał po zastanowieniu.

– Tatuaż? Niezła myśl! O tutaj na przykład. – Dotknęła palcem miejsca nad lewą brwią, zostawiając smugę oleju.

– Bardzo malutki – powiedziała, śmiejąc się w sposób, który przypomniał Danielowi jej matkę.

W tym momencie pojawił się Bob. Uratował sytuację. Zapytał Sadie, czy nie pomogłaby mu przy motocyklu…

Spojrzał na zegarek. Zostało dziesięć minut do podniesienia kurtyny. Zapomniał już, co to znaczy czekać na kobietę.

– Daniel?

Zerwał się na równe nogi. Zaniemówił. Wyglądała prześlicznie. A może lepiej było zostać w domu i grać rolę surowego ojca, przebiegło mu przez myśl. Choć z drugiej strony… W tym wypadku zdrowy rozsądek nie miał nic do gadania.

– Znów się spóźniłam. Przepraszam. Przykro mi. Jej głos brzmiał jak najpiękniejsza muzyka.

– Nic nie szkodzi. Warto było na ciebie czekać… – Sam nie mógł uwierzyć, że powiedział to na głos. – Czego się napijesz? – dodał natychmiast, po czym szybko oddalił się w kierunku baru, jakby przed czymś uciekał. Ze wszystkich sił starał się zachować spokój. Zdał sobie sprawę, że odkąd ta kobieta wsiadła do jego samochodu, nie mógł przestać o niej myśleć.

Próbowała nie wodzić za Danielem wzrokiem. Bała się, że rzeczywistość może ją rozczarować. Tyle czasu spędziła na rozmyślaniu o nim… Był tak różny od facetów, których znała do tej pory. Znów spojrzała w jego kierunku. Zamawiał drinki przy barze. Młoda barmanka wprost pożerała go oczami. W jasnopopielatym garniturze, błękitnej koszuli i starannie zawiązanym krawacie prezentował się niezwykle elegancko.

Kiedy wrócił z drinkami, napotkał jej roziskrzony wzrok i uśmiechnął się szeroko. Faceci jak on już prawie wymarli. Ciekawe, dlaczego rzuciła go żona? – przemknęło jej przez głowę jak błyskawica. Jej podejrzliwość zawsze dochodziła do głosu w najmniej odpowiedniej chwili. Tym razem Amanda postanowiła ją po prostu zignorować. To tylko randka, pomyślała. Mała przyjemność bez zobowiązań. Zawsze przecież można wyjść i wrócić do domu taksówką.

Postawił szklanki na stole i usiadł na krześle. Tuż obok niej. Tak blisko…

Pracowałaś do późna?

Zdawkowa rozmowa? Nie miała zbytnio na nią ochoty. Marzyła, by dotknąć jego ust, poczuć ciepło jego skóry.

– Tak – odpowiedziała. – Ale nie dlatego się spóźniłam… – Przerwała na chwilę, by się napić. Zaschło jej w ustach. A potem dodała kokieteryjnie: – Po prostu nie chciałam, byś pomyślał, że nie mogę się doczekać spotkania z tobą.

Zaskoczyła go. Na chwilę słowa uwięzły mu w gardle.

Najchętniej wziąłby ją za rękę i zabrał stąd… do siebie. Powiedział jednak: