Ale tu jego niespokojne myśli urwały się, bo gdy strzepnął serwetkę, poczuł lekkie ukłucie, jakby oparzyła go pokrzywa.
Marszcząc brwi spojrzał w dół i zobaczył maleńką kropelkę krwi na czubku palca wskazującego prawej ręki. Pierwsza myśl Piotra pobiegła do Flagga. W bajkach na ostrzu igły zawsze znajdowała się trucizna. Może został właśnie otruty przez czarnoksiężnika. To przyszło Piotrowi do głowy w pierwszej chwili, i wcale nie było takie głupie. W końcu Flagg już kiedyś użył trującej substancji.
Piotr podniósł serwetkę i zobaczył, że przypięto do niej coś niedużego, zwiniętego i trochę usmarowanego… i błyskawicznie umieścił sobie ją z powrotem na kolanach. Przybrał spokojny wyraz twarzy, ukrywając całkowicie szalone podniecenie, jakie go ogarnęło na widok listu przyczepionego do serwetki.
Rzucił niedbale okiem w stronę drzwi, przejęty nagłym lękiem, że zobaczy jednego ze strażników – a może nawet samego Besona – przyglądającego mu się podejrzliwie. Ale nie ujrzał nikogo. Książę stanowił przedmiot ciekawości zaraz potem, gdy znalazł się w Iglicy i wtedy gapiono się nań zachłannie, jakby był rzadką rybą w akwarium – niektórzy z pilnujących go przyprowadzali nawet swoje dziewczyny, żeby sobie popatrzyły na morderczego potwora (a gdyby ich na tym złapano, sami znaleźliby się za kratkami). Ale Piotr zachowywał się jak wzorowy więzień i szybko przestał być obiektem zainteresowania. W chwili obecnej nikt na niego nie patrzył.
Zmusił się, żeby zjeść cały posiłek, chociaż zupełnie stracił apetyt. Wolał nie narażać się na najmniejsze nawet ryzyko wzbudzenia podejrzeń – zwłaszcza teraz. Nie miał pojęcia, od kogo pochodził list ani jaka jest jego treść czy też dlaczego wzbudził w nim takie podniecenie. Lecz fakt, że przyszedł on zaledwie kilka godzin przed planowaną próbą ucieczki, wydawał mu się proroczy. Co jednak miał on zwiastować?
Gdy wreszcie skończył jedzenie, znów popatrzył na drzwi, upewnił się, że judasz jest zamknięty, a potem poszedł do sypialni trzymając niedbale serwetkę w ręku, zupełnie jakby o niej zapomniał. Znalazłszy się z dala od ewentualnych ciekawych oczu odpiął list (ręce trzęsły mu się tak, że znowu się ukłuł) i rozwinął go. Kartkę zapisano ciasno po obu stronach pismem niezgrabnym i jakby dziecinnym, ale dającym się odczytać. Najpierw spojrzał na podpis… i oczy zaokrągliły mu się ze zdumienia. Na dole kartki widniało: Dennis – twój pszyjaciel i sługa na wieki.
– Dennis? – mruknął Piotr tak zdumiony, że nie zauważył, iż mówi na głos. – Dennis?
Wrócił do listu, którego nagłówek przyprawił go o przyspieszone bicie serca. Brzmiał on: Królu i Panie,
100
Królu i Panie, Jak pewnie pamientasz, pszez ostatnie pięć lat slurzylem twemu bratu, Tomaszowi. W zeszłym tygodniu odkryłem, że nie zamordowałeś swego ojca Rolanda Dobrego. Wiem, kto to zrobił i Tomasz wie też. Ty też mógłbyś się dowiedzieć jak nazywa się ten czarny morderca, gdybym odważył się wymienić jego imię, ale ja się boję. Poszedłem do Peyny. Peyna poszed ze swoim lokajem, Arlenem, do wygnańców. Kazał mi wrócić na zamek i napisać do ciebie ten list. Powiedział, że uchodźcy mogą niedługo zostać buntownikami i że nie należy do tego dopuścić. Myśli, że masz jakieś plany, ale nie wie jakie. Kazał mi służyć tobie a ojciec powiedział mi to samo pszed śmiercią i to samo dyktuje mi serce, bo nasza rodzina zawsze służyła królom a ty jesteś naszym prawowitym władcą. Jeśli masz jakiś plan pomogę ci o ile potrafię, nawet ryzykując śmiercią. Gdy to czytasz, ja stoję po drugiej stronie Placu i patrzę na Iglicę, w której jesteś uwięziony. Jak masz plan, to bardzo proszę stań w oknie. Jak masz na czym pisać, żuć list, a ja spróbuję go w nocy zabrać. Machnij ręką dwa razy jeśli chcesz tak zrobić.
Twój pszyjaciel Ben jest z uchodźcami. Peyna powiedział, że go pszyśle. Wiem gdzie on (Ben) będzie czekał. Jeśli chcesz on (Ben) może tu pszyjść jutro. Albo za dwa dni, jeśli będzie padał śnieg. Wiem, że to ryzyko żucać list, ale chyba już mało czasu. Peyna też tak myśli. Będę patrzeć i czekać.
Dennis twój pszyjaciel i sługa na wieki.
101
Minęła dłuższa chwila, zanim Piotr zdołał zapanować nad zamętem, jaki ogarnął jego umysł. Myśl uporczywie wracała do jednego pytania: Co spowodowało, że Dennis tak drastycznie zmienił zdanie? Co, na wszystkich bogów, on takiego zobaczył?
Stopniowo zaczął rozumieć, że to nieważne – lokaj coś widział i to wystarczy.
Peyna. Dennis poszedł do Peyny, a ten wyczuł… no cóż, stary lis czegoś się domyślił. Myśli, że masz jakieś plany, ale nie wie jakie. Stary chytrus. Nie zapomniał prośby o dom lalek i serwetki. Nie wiedział dokładnie, o co chodzi, ale węszył podstęp. No i miał rację.
Co Piotr ma teraz zrobić?
Część jego duszy – bardzo znaczna – pragnęła wykonać plan do końca. Zebrał całą odwagę, żeby rozpocząć swą desperacką akcję – a teraz trudno mu było pogodzić się z tym, że ma dalej czekać. No i nagliły go także sny.
Ty też mógłbyś się dowiedzieć jak nazywa się ten czarny morderca, gdybym odważył się wymienić jego imię, ale ja się boję. Mimo to Piotr oczywiście domyślał się, o kogo chodzi, i właśnie dlatego uwierzył, że Dennis rzeczywiście natknął się na coś. Piotr czuł, iż Flagg może wkrótce zdać sobie sprawę ze zmiany sytuacji – i zniknie, zanim zdoła się ona rozwinąć.
Czy czekać jeden dzień to za długo?
Może. Albo i nie.
Piotra rozdzierało niezdecydowanie. Ben… Tomasz… Flagg… Peyna… Dennis… wszyscy migali mu przed oczyma jak postacie ze snu. Co robić?
W końcu sam sposób pojawienia się kartki pozwolił mu podjąć decyzję. Droga, jaką odbyła, przypięta do serwetki dokładnie tego wieczoru, gdy zamierzał wypróbować linę wykonaną dzięki serwetkom… to oznaczało, że powinien zaczekać. Ale tylko jeden dzień. Ben nie będzie w stanie mu pomóc.
A Dennis? Co on mógłby zrobić?
I nagle olśniło go.
Piotr siedział na łóżku, skulony nad listem, marszcząc brwi. Teraz poderwał się, a oczy mu zabłysły.
Popatrzył znowu na kartkę.
Jak masz na czym pisać, żuć list, a ja spróbuję go w nocy zabrać.
Tak, oczywiście, miał na czym pisać. Nie na serwetce, bo jej brak może zwrócić uwagę. Nie na liście Dennisa, bo został on zapisany po obu stronach, od góry do dołu.
Ale odwrotna strona pergaminu Valery była pusta.
Piotr wrócił do bawialni. Spojrzał na drzwi i zobaczył, że judasz jest zamknięty. Z pomieszczeń położonych poniżej dobiegał go przyciszony gwar strażników grających w karty. Podszedł do okna i dwukrotnie machnął ręką, mając nadzieję, że Dennis rzeczywiście gdzieś tam jest i go widzi. Niestety na tym musiał poprzestać.
Poszedł z powrotem do sypialni, odsunął ruchomy kamień i pogrzebawszy chwilę w zagłębieniu znalazł medalion i pergamin. Odwrócił go pustą stroną do wierzchu… ale czym będzie pisać?
Odpowiedź przyszła mu do głowy prawie natychmiast. Oczywiście tym samym co Valera.
Popracował nad swoim cienkim materacem i po krótkiej szarpaninie udało mu się rozpruć szew. Materac wypchano słomą, więc z łatwością znalazł kilka porządnych, długich łodyg, których użyje jako piór. Potem otworzył medalion. Miał on kształt serca o zaostrzonym szpicu. Piotr zamknął oczy i odmówił krótką modlitwę. Potem popatrzył na medalion i pociągnął jego ostrym końcem po swym przegubie. Krew popłynęła natychmiast – więcej niż po ukłuciu igły. Zanurzył w lepkiej cieczy pierwsze pióro i zaczął pisać.
102
Stojąc w mrocznym chłodzie po drugiej stronie placu Dennis zobaczył sylwetkę Piotra zbliżającą się do okna na szczycie Iglicy. Widział, jak dwukrotnie krzyżuje ręce nad głową. To znaczy, że rzuci list. Ryzyko zwiększało się zatem dwukrotnie – nie, trzykrotnie – ale młody lokaj był rad.