Ponieważ ich łóżka były zsunięte, zamknęła w ciepłym uścisku jego dłoń leżącą na kołdrze.
Przez długą chwilę milczeli.
Wreszcie Tova szepnęła cichutko:
– Opowiedz jednak, co chciałbyś zrobić.
Milczał z początku, dziewczyna przypuszczała więc, że boleśnie go zraniła swoimi słowami, ale nagle w ciemności rozległ się jego głos:
– Jak już ci mówiłem, żaden człowiek nie chce zniknąć ze świata nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. A mnie to właśnie czeka. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jakie to ważne. Kiedy ma się przed sobą mnóstwo czasu, nie myśli się o tym.
– Czego pragnąłbyś dokonać?
– Nie musi być tego wcale tak wiele – uśmiechnął się. – Wystarczyłby jakiś własnoręcznie wykonany przedmiot. Albo praca, którą ludzie zapamiętają. Dziecko… albo wielki czyn. A jak zdołam dokonać czegoś teraz?
– Na wielki czyn masz szansę, zanim zdążysz się obejrzeć, jeśli nadal będziesz się upierać, by nam towarzyszyć. Ale… W najlepszym razie nikt z zewnątrz nie dowie się o tym, co robimy, w najgorszym – wszystkich nas czeka zagłada. To ostatnie jest najbardziej prawdopodobne. A wtedy nikomu z nas w udziale nie przypadnie chwała.
Ian milczał.
– A na ustanowienie legatu w twoim imieniu pewnie cię nie stać?
Prychnął tylko.
Otoczyła ich cisza. Umilkły wszelkie odgłosy nocy, mrok dookoła był miękki i przyjazny.
I wtedy Tova rzekła powoli:
– Bardzo rzadko się zdarza, że dotkniętemu rodzi się dotknięte dziecko…
ROZDZIAŁ VIII
Długo czekała na odpowiedź Iana Morahana.
Wreszcie nie wytrzymała i krzyknęła wzburzona:
– A jak ci się wydaje, jakie ja mam możliwości urodzenia dziecka? Żadnych, mówię ci, absolutnie żadnych!
Ian wciąż milczał.
– Tak troskliwie bym się nim zajmowała, Ianie! Byłoby dla mnie niczym dar niebios. Dla ciebie dbałabym o nie jak o najcenniejszy skarb!
Cisza zdawała się ciężka i lepka niczym wilgotna kołdra.
Wreszcie Morahan się odezwał:
– Myślę, że nie jestem w stanie tego zrobić.
Tova odwróciła się gwałtownie.
– Wiem. Jestem zbyt odpychająca. Wybacz mi, to było z mojej strony niemądre…
– Och, nie! – Położył jej rękę na ramieniu. – Źle mnie zrozumiałaś. Miałem na myśli swoją chorobę. Moje ciało jest wyniszczone, każda próba zakończyłaby się kompletnym fiaskiem!
– Pewien jesteś?
– Nie, ale jestem przekonany, że nic z tego nie wyjdzie. W dodatku…
– Co takiego? – Tova obróciła się na plecy i wbiła wzrok w sufit.
– Nie wiem, Tovo. Myśl o powołaniu do życia dziecka, które nie będzie miało ojca…
– Nie wiesz nic o związkach, jakie łączą Ludzi Lodu, o tym, jak zawsze jesteśmy gotowi wspierać się wzajemnie. Rodzicami dziecka stanie się cały ród!
– Może i tak. Ale nigdy go nie zobaczę.
Myśli Tovy z początku szły tym samym torem, co Iana, nagle jednak się rozgniewała:
– Jesteś niekonsekwentny! Powiedziałeś przed chwilą, że chciałbyś zostawić po sobie dziecko. Inaczej ja w ogóle bym o tym nie wspomniała. Czuję się teraz tak głupio, że jestem bliska płaczu!
– Ależ, Tovo, nie miałem nic złego na myśli!
– Dobrze, zapomnij o tym – oświadczyła zrezygnowana. – Moja propozycja była całkiem idiotyczna. Jak mogłam sobie wyobrażać…
Morahan uniósł się na łokciu i pochylił się nad nią z groźną miną.
– Przestań wreszcie mówić o swoich kompleksach. Nie mam absolutnie nic przeciw tobie! Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Moim zdaniem jednak, może uznasz mnie za zbyt staroświeckiego, potrzeba do tego choć trochę gorętszych uczuć. Jakiegoś napięcia między nami. A ja nic takiego do ciebie nie czuję, podobnie jak ty do mnie.
Tova odsunęła się od Iana.
– Nie szukałam przygody tylko dlatego, że nigdy jeszcze nie byłam z mężczyzną. Chciałam ci jedynie pomóc!
Usiadła na łóżku, gotowa w każdej chwili wstać.
– Poproszę o inny pokój.
Morahan mocno złapał ją za ramię.
– Nie bądź głupia, nie musimy przecież kłócić się z tego powodu! Możemy o tym porozmawiać, prawda? Albo o czymś innym.
Tova milczała. Sprawiała wrażenie obrażonej, ale tak naprawdę cała ta sytuacja bardzo ją zasmuciła.
Morahan powiedział cicho:
– Dziękuję! Dziękuję za to, co chciałaś zrobić! Po prostu twoja propozycja spadła na mnie zbyt niespodziewanie. Nie mogłem się zgodzić od razu. No i trzeba jeszcze myśleć o ewentualnych konsekwencjach.
– Tak. O dziecku. Choć pewnie nie byłoby z tego dziecka.
– To prawda, tak wiele zależy od przypadku. A mój organizm jest wyniszczony, właściwie kompletnie zrujnowany, wątpię, aby był zdolny do wyprodukowania nasienia.
– Rozumiem.
Tova wsunęła się z powrotem do łóżka. Otoczywszy ramionami głowę, gapiła się w sufit.
Trudno było odbudować dobry nastrój, jaki gościł poprzednio między nimi. Ian też już się nie odzywał, wyraźnie skrępowany sytuacją.
Upłynęło może dziesięć minut. Tova sądziła, że Morahan zasnął, kiedy nagle znów usłyszała jego głos:
– Wiesz, nawet gdy człowiek w pierwszej chwili odrzuci jakąś propozycję, to zdarza się, że jednak z czasem zmienia zdanie.
Przełknęła ślinę. Nie śmiała oddychać.
– Zastanowiłem się – ciągnął Ian. – I twój pomysł nie wydaje mi się już tak bezsensowny.
Boże, pomyślała Tova. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi. Sześć szyb w każdym oknie, trzy okna, w sumie osiemnaście szybek… Gorączkowo starała się je wszystkie policzyć, wiązał się z tym jakiś przesąd, należało liczyć szyby w nowym pokoju, ale nie pamiętała dlaczego.
– Nie wydaje mi się co prawda, żeby to się udało – niepewnie kontynuował Ian. – Ani dopełnić… Jak to się mówi po norwesku? Aktu miłosnego? Nie wierzę też w rezultat. Ale może… warto spróbować.
Głos zamarł.
– No cóż – cicho odpowiedziała Tova. – Mnie zabrakło już odwagi.
Morahan milczał.
– Właściwie nie pojmuję, jak mogłam wystąpić z taką propozycją – mruknęła pod nosem. – Wypiłam za dużo wina i zachowałam się bezmyślnie, beztrosko i nieodpowiedzialnie.
– Teraz więc jesteś trzeźwa?
– Najwidoczniej wytrzeźwiałam, bo myślę jaśniej.
Sięgnął do stołu i wlał resztę wina do jej kieliszka. Tova, zrozumiawszy, co właściwie jej proponuje, zachłysnęła się powietrzem.
– Nie, dziękuję – zaprotestowała zduszonym głosem.
– Wypij – nakazał, przysuwając kieliszek do ust dziewczyny.
Nie mogła się oprzeć. Nagle dostrzegła groteskowość całej sytuacji.
– Chcesz uwieść dziewicę? – zachichotała.
Pomimo ciemności wyczuła, że się uśmiechnął. Powrócił poprzedni nastrój i poczucie bliskości.
Tova jednak nadal była napięta jak struna.
– Pij – poprosił.
A, niech mu będzie, pomyślała. W niczym mi to nie zaszkodzi.
– Co z Markiem? – na pozór obojętnie spytał Ian, odstawiając kieliszek.
– Z Markiem? – powtórzyła zaskoczona, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie. – Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.
– Doprawdy? – Ian nie ukrywał powątpiewania.
– Marco nie jest zwyczajnym człowiekiem. To bohater z baśni i nie chciałabym, aby zmienił się w kogoś innego. Nigdy, nigdy nie mogłabym pójść do łóżka z Markiem, w pewnym sensie byłoby to świętokradztwo. Nie, trudno to sobie nawet wyobrazić! Owszem, przyznaję, że zakochałam się w nim po uszy już w chwili, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, wtedy nazywał się Gand i wyglądał inaczej, ale był tak samo bosko urodziwy. Lecz nigdy go nie pożądałam, jeśli wolno mi posłużyć się takim słowem. Stał się moim bożyszczem, o którym mogłam marzyć i śnić. Pamiętam, że już same myśli o bliższym związku z nim mnie przerażały, dlatego dusiłam je w zarodku. Wydawały się zupełnie nie na miejscu. Czy wyraziłam się dość jasno?