Выбрать главу

– Jak najbardziej. I sądzę, że masz rację. Choć nie znam Marca tak dobrze jak wy, czuję, że on nad nami góruje.

– Tak. Inna rzecz, że po to, by móc polubić innych, trzeba najpierw polubić siebie.

– Znów zaczynasz!

– A jak mogłabym zapomnieć o swoich kompleksach? Są aż nazbyt oczywiste!

– Kochana Tovo! Jestem zwyczajnym, choć śmiertelnie chorym robotnikiem i znam cię zaledwie od kilku dni. Ale bardzo cię lubię. Za twoją bezpośredniość, gotowość do działania i za skrywaną dobroć. Ja nie mam żadnych oporów. To chyba naturalne, że w pierwszej chwili ogarnęły mnie wątpliwości, ale teraz jestem gotów spróbować zrealizować to, o czym mówiliśmy. Ale czy ty nie rozumiesz, że to musi być bezwzględnie twój wybór, twoja decyzja? To ty masz żyć dalej jako samotna matka. Odpowiedzialność za dziecko spadnie wyłącznie na ciebie, tak samo zresztą jak radość z niego. Samotnie będziesz przeżywać troski i smutki. Moim udziałem stanie się zaledwie krótka chwila przyjemności.

Tova uśmiechnęła się lekko.

– Dziękuję, że powiedziałeś o chwili przyjemności! Ale ja nie wiem, Ianie! Czy postąpimy właściwie? Nie wyrządzimy krzywdy dziecku?

Wydawało się, że pragnie rozwiać jej wątpliwości, lecz po chwili rzekł:

– Masz rację. Puśćmy w niepamięć całą tę rozmowę.

Tovą wstrząsnęły nagle dreszcze. Zrozumiała, jak bardzo niepewni są oboje. Wyczuwając wahanie partnera, wycofywało się to jedno, to drugie, nie mogąc przy tym oprzeć się rozczarowaniu. I tak raz w jedną, raz w drugą stronę, jak piłeczka w tenisie.

Teraz nadeszła kolej Tovy. Choć zawiedziona i urażona, ponowiła próbę.

– Ale wiem, że dziecku na pewno będzie dobrze – powiedziała przygnębiona. – Mama i ojciec je pokochają. Ogromnie gnębi ich świadomość, że nigdy nie będą mieć wnuka.

– Nie mam prawa składać na ciebie takiego ciężaru.

– Masz prawo mieć następcę.

– Wiem o tym. Ale zrozum, Tovo, nie przeżyję nawet do czasu, by przekonać się, czy nasze zbliżenie będzie miało jakiekolwiek następstwa.

Tova usiłowała przełknąć ten argument.

– Taka jest brutalna prawda. Ale jaki jej sens? Chodziło przecież o to, byś miał świadomość, że jakaś cząstka ciebie będzie żyła nadal.

– Tak, masz rację.

Umilkli. Długo leżeli zapatrzeni przed siebie, czując w duszy przygnębiającą pustkę.

Pierwsze słabe światło świtu odrobinę rozjaśniło pokój. W majową noc poranek nadchodził wcześnie, godzina była zaledwie druga.

Morahan łagodnym ruchem nachylił się nad Tovą i szepnął:

– Dziękuję, kochana! Dziękuję za twoje dobre chęci!

Potem delikatnie ją pocałował i na moment zatrzymał usta na jej wargach.

Tova wstrzymała oddech. Kiedy jednak Ian nie cofnął się od razu, ostrożnie położyła dłonie na jego ramionach. Podniósł głowę i popatrzył na nią, uśmiechając się pytająco.

Pocałował ją jeszcze raz.

Ta noc nie jest prawdziwa, pomyślała Tova. Ja, nigdy nie całowana. A dzisiaj… najpierw Marco. A potem Ian. Chyba mi się to śni!

Znów spojrzał na nią, tym razem z uśmiechem pełnym czułości. Widziała go teraz wyraźnie. Nocny mrok przydawał jego rysom tajemniczości, jak gdyby przekroczył już granicę dzielącą dwa światy. Oczy zdawały się głębokimi, ciemnymi studniami. Nos, dość zgrabny, mocne zęby, dolna warga odrobinę cofnięta, cienie na policzkach. I ciemne kręcone włosy. Kiedy na chwilę zapomniało się o Marcu, Ian Morahan stawał się niezwykle przystojny. Zanim naznaczyła go choroba, musiał być bardzo męski. Teraz kości zbyt wyraźnie rysowały się pod skórą.

– Ostatnia dziewczyna, jaką całuję… – szepnął. – Dzięki, że mnie nie odrzuciłaś.

A dla mnie to prawie pierwszy pocałunek w życiu, bo Marco się nie liczy, pomyślała Tova.

Ian zapytał cicho:

– Tovo, czy chcesz tego? Pomożesz mi to zrobić?

Tova tylko ciężko oddychała.

Ian ciągnął:

– Wiesz, jest dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że nam się nie uda, ani jedno, ani drugie. Ale tyle już czasu upłynęło, od kiedy ostatni raz byłem z dziewczyną! Pragnę cię i nie myślę teraz o ewentualnych następstwach.

On jej pragnął! Jej! Tova poczuła, jak płacz ściska ją w gardle.

– Ale ja nigdy…

– Wiem. Dlatego najpierw pytam. Sama musisz tego chcieć.

– Ja… bardzo cię lubię, Ianie – wyjąkała. – Nie mam nic przeciwko temu.

– Jeśli chcesz, potrafię zrobić tak, żebyś nie zaszła w ciążę.

– Nie! Musimy spróbować. Przecież właśnie dlatego rozpoczęliśmy całą tę długą dyskusję.

Wsunął się pod jej kołdrę.

Boże, ależ on jest chudy, pomyślała Tova. Żałośnie chudy!

Nie wiedziała, jak powinna się zachowywać, tak bardzo chciała robić wszystko właściwie, a umiała tak mało. Szeptem mu to wyznała.

– Rób dokładnie to, co czujesz – odparł. – Czy mogę ci coś powiedzieć?

– Tak?

Jak trudno coś zrobić z ramieniem, które znalazło się na spodzie! Jakoś się zakleszczyło.

– Nie zdecydowałbym się na to z żadną inną, Tovo. Nie mógłbym.

Przełknęła kulę, która nagle urosła jej w gardle, powstrzymała się od podziękowań, rzekła tylko:

– Bardzo mnie to cieszy, Ianie.

W jego głosie zadźwięczała niepewność:

– Czy byłoby ci przykro, gdyby jednak mi się nie udało?

– Ależ mój drogi, sądzisz, że nie rozumiem? Ale czy to nie będzie dla ciebie zbyt wielki wysiłek?

– Będziemy ostrożni. Wiesz, Tovo… jeśli mi nie wyjdzie, potrafię zrobić tak, żeby tobie było dobrze. Jeśli tego zechcesz.

– Dziękuję, Ianie – szepnęła mu w szyję, czuła się bowiem bezgranicznie zawstydzona. – Ale postaramy się, żebyś i ty miał z tego radość, prawda?

– Spróbujemy – uśmiechnął się. – Musisz mi trochę pomóc.

– Co mam robić? Wiesz, że jestem niedoświadczona.

– Przede wszystkim się rozbierz. Całkiem.

– No tak, oczywiście.

Usiadła i zaczęła mocować się z ubraniem, szło jej to gorzej niż przedszkolakowi. Kiedy wreszcie była naga i błyskawicznie skryła się pod kołdrą, zorientowała się, że Ian również się rozebrał.

Z napięcia zaczęła dzwonić zębami.

– Już dobrze, dobrze – uspokoił ją łagodnie i objął. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

Tova roześmiała się drżąco:

Można by się zastanawiać, które z nas bardziej potrzebuje pomocy.

– Pomożemy sobie nawzajem.

Jego dłonie delikatnie pieściły barki dziewczyny. Odwróciła się nieco w jego stronę, ale tylko trochę, na więcej nie miała odwagi. Ian odsunął kołdrę i pocałował ją w szyję, przesunął ustami w dół i ucałował pierś.

Tova westchnęła ciężko, kiedy sutki pod wpływem jego dotyku stwardniały.

Teraz chyba kolej na mnie, pomyślała i przytuliła Iana. Przyjemnie było dotykać jego kręconych włosów. Podniósł głowę, by jeszcze raz ją pocałować.

Tym razem pocałunek był całkiem inny. Tak inny, że Tova zapomniała o swej nieśmiałości i odwzajemniła go.

Jak łatwo dać się ponieść, pomyślała. On jest właściwie mi obcy, poza tym strasznie chory, ale tak cholernie sympatyczny, tak pociągający, że… że ja… że ja…

Och, cała się zrobiła wilgotna tam na dole! Mam nadzieję, że on tego nie zauważy, pomyślała.

Nie, chyba jestem głupia.