Nataniel popatrzył na mnie swymi niezwykłymi, fantastycznymi oczami. Gdybym wcześniej nie spotkała mego męża i nie żyła z nim szczęśliwie, prawdopodobnie nie na żarty zainteresowałabym się tym Natanielem.
– Nie będzie to łatwa droga – rzekł Nataniel zamyślony. – Ale przypuszczam, że Gabriel tak bardzo ich nie obchodzi… – Zastanawiał się dalej, głośno myśląc: – Dobrze, jeśli naprawdę zechcielibyście zrobić to dla chłopca, to wszyscy będziemy wdzięczni.
Należę do ludzi, którzy biorą na siebie wszelkie troski świata i zawsze czują się w obowiązku pomóc potrzebującym. Może to niemądre z mojej strony, ale nie mogę stać spokojnie i patrzeć, jak innych gnębią problemy. Wydaje mi się, że właśnie ja mogę wiele załatwić. Później zrozumiałam, że szaleństwem było mieszać się w kłopoty Gabriela, wtedy jednak wydawało mi się to całkiem naturalne.
Nataniel powiedział coś, co z początku w ogóle do mnie nie dotarło:
– Gabriel ma opiekuna, który nad nim czuwa, sądzę więc, że będziecie dość bezpieczni.
– Zrozumiałam, że Gabriel miał jakieś okropne przeżycia?
– Tak, zepchnięto go w przepaść, na szczęście wszystko skończyło się w miarę dobrze.
On w to wierzył! Ten cudowny człowiek o smutnych oczach wierzył w fantazje Gabriela!
– Ty też leżałeś w szpitalu? – spytałam.
Nataniel zawahał się chwilę.
– Tak. Straciłem jedyną dziewczynę, na której mi zależało, i jednocześnie zostałem ranny.
– Czy to „oni” zrobili?
– Gabriel ci opowiedział?
– Niewiele. Nie wiem nic poza tym, że „oni” muszą być bardzo nieprzyjemni.
Powiedziałam to właściwie z lekką ironią, pragnąc dać wyraz wyrozumiałości dorosłego człowieka wobec fantazji dzieciaka.
Nataniel jednak potraktował moje słowa niezwykle poważnie.
– Nazywanie ich nieprzyjemnymi to przesadna delikatność. Oni są śmiertelnie niebezpieczni. Nie chcę jednak wciągać cię zbyt głęboko w nasze problemy. Gdyby tak bardzo nie spieszyło nam się z dotransportowaniem Gabriela do Oppdal, nie przyjąłbym twojej wielkodusznej propozycji. Nie pozwól mu zasypać cię drastycznymi historiami w czasie podróży! Choć są najzupełniej prawdziwe, zwykłemu człowiekowi trudno może być je zrozumieć.
Uśmiechnęłam się trochę krzywo.
– Nikt nie lubi być nazywanym zwykłym człowiekiem. Ale obiecuję panować nad moją ciekawością. Pod naszą opieką Gabriel będzie bezpieczny. A gdzie spotkamy tego Ulvhedina, który przekaże chłopcu informacje?
Nataniel na chwilę się zakłopotał.
– Gabriel sobie z tym poradzi, wy nie musicie o tym myśleć. Pamiętaj, sprawuj się dobrze, Gabrielu…
Pożegnał się z nami, jeszcze raz dziękując za okazaną życzliwość i chęć odwiezienia chłopca do Oppdal, i odszedł. Kiedy się rozstaliśmy, hall w jednej chwili stał się dziwnie opustoszały. Gabriel sprawiał wrażenie zagubionego i trzymał się mnie kurczowo. Muszę przyznać, że pozostawienie chłopca samego wydało mi się dość brutalne. Był wszak chory, potrzebował pociechy, a jego rodzice nawet nie wiedzieli, gdzie on się podziewa. Wówczas jednak nie miałam zielonego pojęcia o walce Ludzi Lodu. Nie znałam nawet ich pełnego nazwiska.
Jak się spodziewałam, palarnia na moim piętrze była zatłoczona, a w powietrzu unosiła się gęsta zasłona dymu. Ale w saloniku dla niepalących siedziała tylko bardzo starsza pani, która najwidoczniej wystraszyła wszystkich swą sklerotyczną paplaniną. Znałam ją dobrze i powiedziałam Gabrielowi, że spokojnie możemy przy niej rozmawiać, gdyż zapomina ona każde słowo już w momencie, gdy je słyszy. Gabriel nie dowierzał, ale usiadł razem ze mną w kącie.
Staruszka powtarzała sobie, że musi się spieszyć do domu, do matki, by zanieść nazbierane truskawki. Gabriel posłał mi spojrzenie na pozór bez wyrazu, jasno jednak wyrażające jego myśli.
Gdy przekonał się, że starowinka nie zrozumie nic z naszej rozmowy, zaczął z głębokim westchnieniem:
– Boję się, że nie zdążę na czas! Albo że ich nie znajdę. Szkoda, że nie możemy wyjechać jeszcze dzisiaj!
Uśmiechnęłam się do niego.
– Niestety, kiepski ze mnie kierowca. Próbowałam raz prowadzić samochód, mąż miał mnie uczyć. Wykręciłam ósemkę na polu z owsem i wpadłam w panikę. Mąż zaczął wołać: „Puść, puść!” Chodziło mu o to że mam puścić pedał gazu, ale ja sądziłam, że ma na myśli kierownicę, i możesz mi wierzyć, to wcale nie poprawiło sytuacji. Poza tym mam kłopoty z odróżnieniem strony prawej od lewej. Muszę zawsze najpierw spojrzeć na ręce, żeby przypomnieć sobie, którą się witam.
Gabriel uśmiechnął się, tym razem szeroko. Opowiedziałam mu tyle o sobie, żeby go uspokoić. Liczyłam też, że wreszcie może się przede mną otworzy, wielu bowiem spraw związanych z nim i Natanielem nie rozumiałam.
Powiedziałam ostrożnie:
– Twój wuj Nataniel to człowiek o niezwykłej osobowości. Kim on właściwie jest?
– Nataniel to siódmy syn siódmego syna – odparł Gabriel.
– Aha! Czy jest jasnowidzem?
– Nie tylko! Jest także wybranym Ludzi Lodu. I potomkiem czarnych aniołów, Demonów Nocy i… Nie, nie wolno mi o tym opowiadać.
– Nie szkodzi – rzekłam spokojnie, niczego bowiem nie mogłam pojąć. – Widzisz, Gabrielu, przez całe życie znajduję się na pograniczu świata widzialnego i niewidzialnego. Z powodu tego, co udało mi się zobaczyć, trzykrotnie byłam nawet w szpitalu psychiatrycznym. Mam też ogromną wyobraźnię. Twoje opowiadanie więc nie jest dla mnie szokiem.
Spojrzał na mnie z powagą.
– Ale to nie jest fantazja. To rzeczywistość.
Stara dama zawołała cienkim głosem:
– To moje ciastko! Braciszkowi nie wolno ruszać mojego ciastka! Powiem tatusiowi, braciszek dostanie lanie!
Nie byłam pewna, jak mocno mogę naciskać Gabriela, powiedziałam więc cicho:
– Nie chcesz mi opowiedzieć o tym, co przeżywacie? Może chociaż tyle, ile wolno ci mówić.
Przygryzł wargę. Zrozumiałam, że długo już skrywa tajemnicę, a teraz czuje się bardzo osamotniony bez przyjaciół, noszących niezwykłe imiona. Ulvhedin, Halkatla… I wśród tych staronordyckich południowoeuropejskie imię Marco!
Gabriel mnie potrzebował, cieplej mi się od tego zrobiło na sercu. Właściwie rozmowa z dziećmi przychodzi mi z trudem, onieśmielają mnie i zawstydzają, kiedy jednak osiągną już wiek Gabriela, porozumiewamy się znacznie lepiej. Chłopiec wydawał mi się naprawdę bliski i widać on także odczuwał coś podobnego, bo, wprawdzie powoli i niezdecydowanie, ale zaczął mówić.
Siedziałam zasłuchana, nie odzywając się ani słowem. Do saloniku zaglądali inni pacjenci, mieli ochotę się przysiąść, ale na widok sklerotycznej staruszeczki uciekali w popłochu. Trudno mi to było zrozumieć, bo ona wszak żyła we własnym świecie i nigdy nie zwracała się do nikogo obcego. Nam jednak bardzo się przydała, bo dzięki niej mogliśmy rozmawiać w spokoju.
Chłopiec naszkicował mi niesamowitą historię. Wiedziałam, że odkrywa przede mną tylko jej fragmenty, tyle ile miał odwagę opowiedzieć. Albo obdarzony był wyobraźnią, nie mającą sobie równych, albo też jego opowieść była prawdziwa. Nie mogłam uwierzyć, aby dwunastolatek mógł aż tyle zmyślić, poza tym wszystko układało się w zadziwiająco logiczną całość.
Negatywnym bohaterem dramatu ciągnącego się przez prawie tysiąc lat był jakiś Tengel Zły. Właśnie zaczął działać, a tak w ogóle chodziło o wyścig do Doliny Ludzi Lodu. No tak, Nataniel wspomniał o „Dolinie”, mówił, że tam się właśnie wybierają.