– Myślałem o tym, którego to spotka – odparł cicho.
– Ale możesz na mnie patrzeć?
– Halkatlo, bardzo proszę, wróć do swojego pokoju – poprosił udręczony. – To do niczego nas nie doprowadzi.
– Doprawdy? – spytała, zrzucając za jego plecami ubranie. Przysunęła się do niego i zalotnie objęła ramionami kanciaste ciało. – Nic teraz nie czujesz? – szepnęła mu prosto do ucha, tuląc się do niego namiętnie.
– Nie, nie czuję – odpowiedział, starając się uwolnić z jej uścisku, ale usta Halkatli mocno przywarły do jego szyi, a ręka błyskawicznie zsuwała się w dół.
Gwałtownym ruchem rozchylił jej ramiona i wyrwał się. Odwrócił się do niej, Halkatla przestraszyła się, widząc płomień w jego oczach.
– Nigdy więcej tego nie rób – ostrzegł, próbując stłumić gniew. – Inaczej nie będziesz mogła nam towarzyszyć.
Dziewczyna załkała rozpaczliwie.
Rune westchnął.
– Halkatlo… Dokonałaś wielkiego czynu, wysyłając Tengela Złego na południe. Okazałaś się ze wszech miar godna zaufania. Ale nie przeciągaj struny! Jeśli będziesz sprawiała zbyt wiele kłopotów, nie będziemy mogli cię zabrać, chyba to rozumiesz! Jak sądzisz, co by pomyślał o tym Marco?
Uśmiechnęła się drżąco.
– On chyba nie musi o niczym wiedzieć.
– Uważasz, że i tak nie wie?
– Nie, chyba nie wie – odparła, ale wyraźnie zbladła.
– Może nie. Ale to wcale nie jest zabawne, Halkatlo! Nie chcemy się ciebie pozbyć, sama jednak podcinasz gałąź, na której siedzisz.
Po jego oczach poznała, że mówi poważnie, i w swej nagości poczuła się nagle śmieszna.
Surowość Runego jednak ustąpiła, ujął ją za ramię.
– Jesteś naprawdę bardzo interesującą kobietą, ale nie ma sensu, żebyś się na mnie rzucała.
– Ale kogo mam szukać? – pożaliła się, wkładając szatę. – Marco jest nieosiągalny, a Morahan umiera… Poza tym interesuje się nim Tova. A ty zabraniasz mi iść do innych.
– Czy przypadkowa przygoda ma dla ciebie tak wielkie znaczenie?
– Rune – rzekła, pewniejsza teraz, kiedy miała już na sobie ubranie. – W moim prawdziwym życiu byłam jak większość dziewcząt. Spragniona doznań z mężczyznami. Chciałam być kochana, a w każdym razie pożądana. Ale jako czarownicy wszyscy unikali mnie jak zarazy. Mogłam jedynie w samotności zaspokajać się sama. A to na dłużej stało się takie puste i bezsensowne. Teraz dany mi został krótki, króciutki czas i chcę go wykorzystać!
– Ja nie mogę ci pomóc.
– Nie możesz czy nie chcesz?
– Droga Halkatlo – powiedział zasmucony, nie patrząc na nią. – Czym ja właściwie jestem? Sam tego nie wiem. Tęsknię, by być czymś w pełni, ale ludzkie jedzenie mi nie smakuje, a wysysanie wody z ziemi wydaje mi się teraz groteskowe. Mam wrażenie, że pożywienie w ogóle nie jest mi potrzebne…
– Mnie także nie – zapewniła go pospiesznie.
– No tak. A więc kim jestem? Czymś pośrednim bękartem. Nie mam mózgu…
– Owszem, masz. Ale tylko w sensie uczuciowym, nie cielesnym.
– Właśnie. Jestem czymś, co zostało stworzone, dziełem, ale nikt nie potrafi tego nazwać. Unikatowy przedmiot – zakończył z goryczą.
– Czułam twoją skórę, ramiona i mięśnie. Jesteś zimny jak jaszczurka, a skóra nie przypomina ludzkiej skóry. Zwierzęcej także nie. Stawy i mięśnie w ramionach przyrównałabym raczej do sękatych gałęzi brzozy. Wierzę ci, Rune, kiedy mówisz, że nie możesz mi pomóc. Bo nikt nigdy jeszcze nie słyszał, żeby brzoza miała stojącego – zakończyła wulgarnie, śmiejąc się przy tym drwiąco.
Widać było, jak wielką przykrość sprawiły mu ostatnie słowa, i niewykształcona, rubaszna Halkatla zaczęła rozumieć, że Rune jest wrażliwą istotą o wysokiej kulturze. Ogromnie się zawstydziła.
– Schodzę na dół – oznajmiła prędko.
W pierwszej chwili miała wrażenie, że się przesłyszała, ale Rune rzeczywiście powiedział coś, co sprawiło, że stanęła jak wryta.
– Może mimo wszystko mógłbym ci pomóc, Halkatlo? Jeśli tak ci trudno?
– Co takiego? – spytała niemądrze. – To znaczy jak?
– Sama najlepiej wiesz – odrzekł, nie patrząc na nią.
Halkatla taksująco przyjrzała się jego okaleczonym dłoniom.
– Potrafiłbyś?
– Nie wiem – odparł zawstydzony. – Ale nie chcę, żebyś się zadawała ze zwykłymi śmiertelnikami.
Halkatla przełknęła ślinę. Rune wyglądał na nieszczęśliwego, zrozumiała, że mówił szczerze. A także, że robi to tylko i wyłącznie ze względu na nią, on sam czuł się w tej sytuacji bardzo, bardzo niezręcznie.
I tego znieść nie mogła.
Uśmiechnęła się do niego smutno i pogłaskała po chropawym policzku.
– Dziękuję ci, Rune – rzekła z czułością w głosie. – Sprawiłeś mi wielką przyjemność, ale muszę, niestety, odmówić. Przydałaby się odrobina entuzjazmu z twojej strony.
Stał oniemiały, nie mogąc się poruszyć. Halkatla po koleżeńsku ucałowała go w policzek.
– Bardzo cię lubię, mój przyjacielu – dodała łagodnie. – Ale nie całkiem pojąłeś, o co mi chodzi.
Zaczęła schodzić w dół zbocza, zaskoczona własnym postępowaniem. Co ja powiedziałam, zastanawiała się. Czy sama właściwie wiem, za czym gonię? Wydawało mi się, że chodzi mi o błyskawiczną przygodę, zwykłe przeżycie z mężczyzną.
Ale pragnę chyba czegoś więcej?
W każdym razie nie chcę przeżywać tego sama, jak stałoby się, gdybym przyjęła propozycję Runego. To nie tak ma być. Poświęcenie z jego strony, o, nie, dziękuję!
Rune stał, spoglądając za nią. Gdyby ktoś go teraz obserwował, z jego twarzy i tak nic by nie wyczytał.
Śledził ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła w hotelu.
Halkatlę jednak ogarnął bunt. Dlaczego on to zrobił, dlaczego tak powiedział? Te pytania bezustannie krążyły jej po głowie. Oddychała szybko, co chwila wzdychała z niecierpliwością. Nie miała ochoty kłaść się spać, zresztą snu wcale nie potrzebowała.
Jestem taka diabelsko samotna, myślała. Co ja robię na tym świecie, mój czas przecież skończył się już wiele setek lat temu.
Ale szczerze mówiąc, w nowym życiu czuła się doskonale. Wszystko było takie inne, ale żyć było łatwiej z tymi udogodnieniami, o jakich nawet jej się nie śniło. Dzień wcześniej weszła z Tovą do kiosku i mnogość towarów absolutnie zawróciła jej w głowie. Wybrała sobie to i owo, ale Tova odebrała jej rzeczy, mówiąc, że trzeba za nie zapłacić. A Halkatla nie miała pieniędzy, dobre duchy, przenosząc ją w lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku, całkiem o tym zapomniały.
Teraz jednak nie mogła odzyskać spokoju.
Nie chciała budzić towarzyszy, a i do Runego po takim godnym sortie wolała nie wracać. Ale całej nocy przesiedzieć nie mogła, nie w takiej sytuacji, kiedy jej ciało płonęło ogniem.
Miała tak mało czasu. Nie wiedziała, kiedy jej nowe życie dobiegnie końca.
Odszukała wzrokiem Runego czuwającego na wzgórzu.
Czy uda jej się minąć go niezauważenie?
Ale czyż nie była czarownicą? Przecież mogła z powrotem stać się niewidzialna. Tylko na chwilę, na tyle, by przemknąć się koło niego.
Chociaż to może okazać się niebezpieczne. Co zrobi, jeśli nie będzie umiała stać się z powrotem widzialna? Jeśli to duchy zdecydowały, że ma przebywać wśród ludzi, a ona zniweczy ich dzieło? Nie, bała się ryzyka.
Ale wyjść stąd musi!
Tak więc czarownica Halkatla sprowadziła na Runego iluzję. Sprawiła, że ujrzał nadlatujące dziwne, wielkie ptaszyska. Podczas gdy zajęty był ich obserwowaniem, wymknęła się z hotelu i pospiesznie skryła za najbliższym domem.