Выбрать главу

Tu nie mógł już jej widzieć.

Podśpiewując pod nosem biegła uradowana drogą skręcającą w las. Była wolna i na pewno trafi na chętnego chłopca. Zawsze znajdzie się jakiś nocny marek. Teraz nareszcie Halkatla będzie mogła wypróbować swoją siłę przyciągania na współczesnych mężczyznach!

Wracał z kursu w Trondheim. Zajmował się marketingiem i w związku z tym wiele jeździł. Zdradzanie mieszkającej w Lillehammer żony należało, jego zdaniem, do wykonywanego zawodu. Krótki romans tu, inny tam. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, takie było jego credo.

Po ostatnim wieczorze spędzonym w Trondheim czuł się trochę oszołomiony. Nie zdążył poderwać dziewczyny na noc, lecz nie obeszło się bez kilku kieliszków. Przyzwyczajony był do jazdy na lekkim rauszu, nikt jeszcze nigdy go nie złapał. Miał też nosa na kontrole, wyczuwał je z daleka i zawsze jakimś sposobem omijał.

Tym razem też na pewno się uda. Nad ranem drogi były puste, mógł do oporu przyciskać pedał gazu.

Oppdal… Trzeba przyznać, że szybko mu poszło! Pozostawały jeszcze góry Dovre i Gudbrandsdalen…

A co to takiego, do diabła? Gwałtownie skręcił, by nie najechać na dziewczynę, beztrosko drepczącą środkiem drogi.

Do czorta, zawadził ją prawym błotnikiem! Uciec? Nikt niczego nie widział, nie mógł o nic oskarżyć…

Nie, resztka poczucia sprawiedliwości zmusiła go do zahamowania. A może zrobił to dlatego, że wiedział, iż wina leży po jej stronie? Jeśli uszkodziła się karoseria, mógłby żądać odszkodowania od niej albo od jej rodziny.

Nie, co za głupie myśli, przecież jej nie zabił, to zdarzało się innym, nie jemu!

Ale miał przecież promile we krwi… Niedużo, właściwie nie ma o czym mówić, tylko policja jest taka marudna. Lepiej się zmywać.

Zerknął w lusterko. Niesamowite, ona dalej idzie, jak gdyby nic się nie stało! A przecież uderzyła o samochód…

Ogarnął go gniew, taki, co to czasem wybucha po przeżytym strachu.

Wypadł z samochodu i zaczął krzyczeć.

– Dlaczego, do cholery, idziesz środkiem szosy? Wydaje ci się, że należy do ciebie?

Dziewczyna patrzyła na niego z niezmąconym spokojem. Nawet się uśmiechała. Ale przecież musiała zostać ranna? A może…?

Pochylił się nad samochodem. Tak, nad reflektorem było wyraźne wgłębienie, a dziewczyna nawet me kulała.

– Widzisz, coś narobiła? – wrzasnął. – Samochód był jak nowy. A teraz…

Przyjrzał się jej uważniej. Do licha, piękna jak księżniczka, złote włosy otaczały twarz niczym aureola, a te oczy! Było ciemno, ale wydawało mu się, że błyszczą jak złoto. I co za uśmiech! Przypominała wielkiego kota gotowego do zadania ciosu schwytanej ofierze.

Cóż za sikorka! Ładniejszej nigdy nie widział. Dziwnie ubrana, w prostą powłóczystą szatę. Pewnie studentka jakiejś akademii sztuk, one czasami się tak ubierają. Na stopach sandały, choć to dopiero maj.

Odruchowo włączył swój uwodzicielski uśmiech i wciągnął brzuch.

– Wszystko w porządku? – spytał, zapominając o złości.

– Tak, nic nie szkodzi – odparła niesamowita dziewczyna lekko schrypniętym głosem. – Zaprosisz mnie na przejażdżkę? Uwielbiam samochody! Zwłaszcza te, które szybko jeżdżą, a twój jest chyba właśnie taki?

– Jasne! Dokąd chcesz się wybrać?

Wzruszyła ramionami.

– Wszystko jedno. Chciałabym po prostu się przejechać.

Natychmiast podjął jej ton. Jeśli jest taka chętna, on nie będzie się opierać!

Chwilę później skręcił w leśną dróżkę i zatrzymał samochód. Wprawnym ruchem obrócił się w jej stronę i oparł ramię o jej fotel. Drugą rękę wsunął natychmiast za dekolt jej sukni.

Pozwoliła mu na to bez sprzeciwu, przyjęła wyćwiczony pocałunek i przesunęła się nieco, robiąc mu dostęp, kiedy położył dłoń na jej udzie. Do diabła, nie miała nic pod spodem! I była gotowa, wyczuwał to…

Sięgnęła ręką do jego spodni, rozpiął więc pasek. Nagle jednak zesztywniała. Zaczerpnęła powietrza i głośno westchnęła.

– Nie – szepnęła. – Nie, tak też nie chcę!

– O co ci chodzi? – mruknął, próbując pocałować ją w szyję.

– Zostaw mnie – rzekła ostrzegawczym tonem, ale on był już zbyt podniecony, nie mógł się zatrzymać na tym etapie. Co ona sobie wyobraża?

Nagle odniósł wrażenie, że się o nią sparzył. Zdumiony spojrzał jej w twarz i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Piękne złote oczy zapłonęły mrocznym żarem, poczuł, jak ogień trawi mu głowę, dziewczyna mruknęła coś, czego nie zrozumiał, i całe to wspaniałe stworzenie, które trzymał w ramionach, zmieniło się w jednej chwili w płomień. Spodnie z przodu zaczęły mu się tlić, ogień skoncentrował się właśnie tam. Zaczął z krzykiem uderzać dłońmi, chcąc zdławić płomienie, ale na próżno.

Niesamowita kobieta zrobiła ruch dłonią jakby od niechcenia i pożar zgasł. Odsunęła się od niego. Z płaczem patrzył na wypalone spodnie, suwak rozporka nadtopił się i śmiesznie wygiął. Najgorzej jednak przedstawiał się stan jego najszlachetniejszej części, która robiła takie wrażenie na tylu zamężnych i niezamężnych kobietach podczas jego służbowych eskapad. Członek skurczył się do granic możliwości, ale i tak nie dało się ukryć, że jest żałośnie nadpalony na czubku.

Halkatla wysiadła z samochodu i popatrzyła na szlochającego mężczyznę.

– I tak nic nie zrozumiałeś – mruknęła. – Zachowałeś się ohydnie i grubiańsko. Twoja dusza także jest mroczna. Świat byłby lepszy bez takich jak ty.

Biegiem przebyła krótką drogę do miasteczka. Ujrzała Runego, nadal czuwającego na wzgórzu, i pognała prosto do niego.

Z pewnością zdumiał się, kiedy przypadła mu do piersi, zanosząc się rozpaczliwym łkaniem.

– Wybacz mi – szlochała. – Ty jesteś dobry, a ja taka okropna! Nigdy już nie będę tak się zachowywać wobec ciebie, ale wybacz mi, wybacz to, co zrobiłam! Wiem, że to było złe, ale czarownica we mnie nadal żyje! Pomóż mi stać się dobrą, Rune!

– Wyrządziłaś komuś krzywdę, Halkatlo? – spytał łagodnie. – W każdym razie nie mnie. Sądzisz, że cię nie rozumiem?

– Wobec ciebie także zachowałam się nieładnie. Ale zrobiłam jeszcze coś okropnego. Strasznie mi przykro, ale nie mogłam się powstrzymać.

– Będzie dobrze, Halkatlo. Wracaj do pokoju i odpocznij, zobaczysz, wszystko się ułoży.

– Masz rację – odparła potulnie i popłakując zaczęła schodzić na dół. – Nigdy nie będę dobrym człowiekiem, Rune.

– Być może czeka cię daleka droga – odparł. – Ale masz szansę na powodzenie. Jeśli wiesz, że postąpiłaś źle, to oznacza już połowę zwycięstwa.

Odwróciła do niego zalaną łzami twarz.

Ale ty nie wiesz!

Rune zajrzał w mgłę czasu i przestrzeni. Na twarzy odmalował mu się wyraz powagi.

– Tak – rzekł powoli. – Teraz widzę, co zrobiłaś. To bardzo, bardzo złe. Lecz on także był wobec ciebie bezczelny, prawda?

– Tak, ale to moja wina. Ja tego chciałam, na początku. Potem…

Rune podszedł do niej. Okaleczonymi dłońmi otoczył jej twarz, Halkatla nigdy jeszcze nie widziała go tak pełnym wyrazu, tak żyjącym. Uśmiechnął się do niej ze smutkiem.

– Twoja dusza się rozwija, Halkatlo, choć sama sobie nie zdajesz z tego sprawy. Ty szukasz miłości, choć pragniesz także czego innego. To potrzeba cielesna, być może odczuwasz ją szczególnie mocno, ponieważ zawsze byłaś bardzo samotną czarownicą. Ale czysta żądza to nie dla ciebie. Pragniesz poczucia bliskości, prawda? Łagodności i delikatności…

Pociągnęła nosem.

– Dlaczego nie możesz mi dać i tego, i tego, Rune?