Выбрать главу

– No właśnie – wzruszył ramionami zrezygnowany.

– Zrozum, ja także chcę ci coś ofiarować, nie tylko brać.

– To, co teraz mówisz, jest bardzo ważne, kochana Halkatlo. Potwierdza, że nie należysz już do gromady czarownic Tengela Złego. Jesteś prawdziwym człowiekiem.

– Dziękuję – rzekła zduszonym głosem i otarła twarz. – Byłabym lepsza, gdybym tylko mogła dłużej żyć. Ale mam tak mało czasu, tak mało!

Zostawiła go i pobiegła do hotelu. W swoim pokoju usiadła na brzegu łóżka i zapatrzyła się przed siebie.

– Chyba nie chcę już być człowiekiem – szepnęła. – Zapomniałam, że to tak boli!

ROZDZIAŁ XI

W drodze z Dovre na południe kierowca samochodu Pera Olava Wingera o mały włos nie zjechał do rowu.

– Nie, nie spałem przez dwie doby i odmawiam dalszej jazdy – oświadczył gniewnie. Mógł też dodać: „I nie wytrzymam już dłużej tego przeklętego smrodu”. Nie śmiał jednak wypowiedzieć tych słów głośno. Dwaj na tylnym siedzeniu przerażali go wprost do szaleństwa.

– Spać? – syknął Per Olav Winger. – Kto odczuwa potrzebę snu, kiedy dzieją się tak ważne rzeczy!

– Na przykład ja – odparł kierowca. – Nie wytrzymam już dłużej, nie widzę, co przede mną.

– On ma rację – stwierdził Numer Jeden, Lynx, swym strasznym, jakby martwym głosem. – Powinien odpocząć parę godzin.

– Żałosna, śmiertelna gadzina – mruknął Tengel Zły tak cicho, że pozostali go nie słyszeli. – No to śpij, ale tutaj. Zjedź do tego zagajnika!

– Nie mogę przecież spać w samochodzie – zaprotestował kierowca z myślą o wstrętnym odorze.

– Nie wyobrażaj sobie, że będziemy dla ciebie szukać pałacu. Idę się przejść, muszę w spokoju pomyśleć.

Dzięki Bogu, będzie możliwość przewietrzenia auta. A może po prostu po cichu zwiać?

Ucisk ręki Numeru Jeden na karku ostrzegł go przed tym. Pracuję dla okropnych facetów! Komiwojażer cuchnie że aż strach, a ten drugi jest…

Właśnie, jaki? Kierowcy nie przychodziło na myśl żadne inne określenie poza „potworny”.

Tak jak ta ręka na karku. Zimna i wilgotna, niemal lepka.

Do diabła, musi się z tego wycofać tak szybko jak tylko się da! Nawet jeśli ten milion czy dwa, które mu obiecano, wymknie mu się z rąk. Wszystko, czego pragnie na świecie? To musi chyba być milion?

Straszny Numer Jeden został w samochodzie, a to znaczy, że nie pozwolą mu tak naprawdę odetchnąć!

Tengel Zły wędrował przez las szybkim, gniewnym krokiem, aż wreszcie wyszedł na szczyt wzgórza, z którego miał widok na okolicę. Widział kilka zbitych w gromadkę domów, spłachetki pola, lasy.

Był zirytowany, wściekły, że musi ukrywać się w ciele przeklętego Pera Olava Wingera, ale arcygłupi ludzie nie znosili jego prawdziwej postaci. Cofali się na jego widok, słyszał też, że mówią o ohydnym smrodzie.

Durnie! Gogusie! Nie mogli znieść nawet odrobiny męskiego zapachu? Jemu on nigdy nie przeszkadzał, musi więc być przyjemny.

Nie mógł już wytrzymać w cielesnej powłoce Wingera. Wciągnął głęboki oddech i ukazał się jako Tengel Zły w swej własnej postaci. Mały, ohydny i podstępny.

Nareszcie! Tu nikt go nie widział. Teraz, kiedy ten idiota szofer spał, Tengel mógł rozprostować kości.

Komu potrzebny jest sen? Tengel Zły przespał zbyt wiele stuleci. Wreszcie zaczynała się jego epoka!

Pozostały jeszcze tylko drobne przeszkody. Musi unieszkodliwić bunkier z jasną wodą Shiry. Na samą myśl o tej wodzie robiło mu się mdło. Chłopcem nie ma co się przejmować. A ten drugi, podobno wielka nadzieja Ludzi Lodu… Tengela ogarnął pusty śmiech. Niech sobie dalej leży tam gdzie leży, nie ma sensu marnować na niego czasu.

Ale tych dwoje zmierzających na północ? Tova i ten, jak mu tam, Marco? Skoro nie mieli ze sobą jasnej wody, to co im pozostało do roboty w Dolinie Ludzi Lodu? Zresztą towarzyszy im Halkatla, zawiadomi swego pana, Tengela Złego, jeśli coś alarmującego się wydarzy.

Ale na pewno nic takiego się nie stanie. Dolina jest dobrze strzeżona, nie tylko przez jego obraz, przesyłany myślą, są też inni wartownicy. Wroga czeka niespodzianka, jeszcze pożałują, że się tam wdarli.

A tych dwoje, których ze sobą ciągną? Nieudacznik jakby zrobiony z drewna – to zero. Drugi – jeszcze mniejszy problem. Umierający, na dodatek zwykły człowiek. Więcej z nim mają kłopotu niż pożytku!

Poza tym do Doliny powróci on sam, Tengel Zły, gdy tylko zdoła na zawsze zmiecie jasną wodę z powierzchni ziemi. Rozszczepi ją na tysiąc milionów kropli, których nikt nigdy nie zdoła połączyć.

Nie przejmował się tym, że sam nie może znaleźć się w pobliżu jasnej wody. Miał przecież Lynxa, on będzie mógł to dla niego załatwić.

Tengel Zły zagłębił się w marzenia o tym, co zrobi, kiedy wszystko już będzie gotowe.

Jego myśli poszybowały daleko. Krążyły nad ziemią, sprawdzając, jakim światem zawładnie, gdy nadejdzie czas.

Zorientował się, że na świecie sporo się dzieje. Wojny zawsze go kusiły, ale akurat nie toczono ich wiele. Jakieś nieistotne, poza tym daleko.

Daleko? Właściwie z początku Tan-ghil nie miał pojęcia, że świat jest taki ogromny! Miał zamiar przejąć władzę nad kilkoma plemionami żyjącymi na bezkresnych stepach Syberii. Później resztki jego ludu dotarły do Taran-gai i świat nieco się rozszerzył. On jednak wędrował dalej i dalej na zachód, a świat ciągle nie miał końca. Ujrzał miasta i mrowie ludzi. A w podróży na południe przez Europę zrozumiał, jak wielka będzie jego potęga. Ciekaw był, gdzie jest koniec świata, bo że gdzieś musi być, był przekonany.

A może świat wcale nie ma końca?

Z takimi myślami jego mózg nie potrafił sobie poradzić i jak zwykle w podobnych sytuacjach wpadł w gniew. Zaczął więc przyglądać się bliżej temu, co działo się w jego przyszłym imperium.

Otwartych wojen nie było zbyt wiele, natomiast wyczuwał w powietrzu narastające konflikty. Silną wrogość światowych potęg. Zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie. Jakiś mur odgradzający…

Wspaniale! To naprawdę wygląda obiecująco, będzie musiał staranniej to zbadać.

Tengel Zły wyczuł zimną wojnę między krajami wschodu i zachodu, która akurat przybrała na sile.

Szukał dalej, wysuwał swe sondujące myśli niczym włochate czułki.

Wielkie miasto…(Paryż, ale tego Tan-ghil nie wiedział, zresztą w ogóle go to nie obchodziło.) Konferencja na szczycie. Nie mają chyba zamiaru się zaprzyjaźnić? O, on do tego nie dopuści!

Gadzia główka odwróciła się w inną stronę. Tam się coś działo, ale co?

Jeden z mechanicznych ptaków, w których brzuchach zwykle siedzieli ludzie, zapuścił się niebezpiecznie blisko wrogiego terytorium. W środku siedział tylko jeden człowiek. Oj, jak prędko leciał! Szybszego mechanicznego ptaka Tengel do tej pory nie widział. Podobno takie ptaki nazywano samolotami. Nie darzył ich sympatią, bo nie mógł pojąć, jak zwykli głupi ludzie potrafili wymyślić takie czary.

Samolotem, który Tengel obserwował z daleka, był późniejszy feralny U-2.

Wyczuwał myśli pilota, jego zwątpienie i niepewność. Tengel zorientował się, że coś jest nie w porządku, tak blisko wroga nikomu nie wolno latać.

– Nie, nie, nie zawracaj! – mruknęło straszydło. – Wtargnij dalej w głąb ich kraju!

Złośliwa intuicja podpowiadała mu bowiem, że to mogło wywołać kryzys pomiędzy wrogimi mocarstwami. Mógł więc przyczynić się do wzmożenia agresji.

Zacierał ręce, aż szpony zaskrzypiały o siebie. Leć dalej, leć! Nie, nie zawracaj! Możesz lecieć jeszcze dalej!

Tengel szukał… Tam! Tam są żołnierze! Mieli takie strzelby, jakimi posługiwali się jego ludzie. Ogromnie mu to imponowało, choć, rzecz jasna, wcale tego nie okazywał. Mieli też wielkie pistolety! Takie, które się stawia na ziemi! Wycelowane w powietrze.