Leć dalej, mały komarze z wrogiem w środku! O, tak, bliżej, jeszcze bliżej!
Teraz! Strzelaj!
Z oceną odległości Tengel radził sobie nie najlepiej, ale zdołał zwrócić uwagę rosyjskiej obrony przeciwlotniczej na intruza. I kiedy nadszedł czas, słynna broń została odpalona, a U-2 zestrzelony.
– Świetnie – syknął Tengel zadowolony. – Teraz, mam nadzieję, zaczną się kłopoty na tym ohydnym szczycie pokojowym.
Nie mylił się. Sprawa U-2 stała się niezwykle drażliwą kwestią dla obu stron i konferencja paryska zakończyła się kompletnym fiaskiem.
Tan-ghil to przewidział, a jego złe serce ogromnie się z tego radowało.
Skierował swą uwagę na bliższe okolice, na kraj, w którym sam przebywał. Tak, wiedział nawet, że nazywa się on Norwegia, ale nie miało to żadnego znaczenia. Do niego należał cały świat, a nie tylko mały kraj zamieszkany wyłącznie przez durniów.
Jakiś profesor z zagranicy mówił właśnie o tym, że Norwegowie jeżdżący samochodami nie zważają na pieszych, wpadają na kobiety, dzieci i inwalidów.
– A dlaczego by nie? – uniósł się Tengel. – Dlaczego mieliby tego nie robić? Trzeba takich niszczyć, nie ma czego żałować!
Dalej profesor twierdził, że tradycyjna uprzejmość i życzliwość Norwegów zanika. Coraz częściej można się spotkać z obojętnością i przemocą.
– To przecież jasne – warknął Tengel Zły. – Jak myślisz, kto się o to zatroszczył? Głupcze, niczego nie pojmujesz! Nie czujesz, jak wspaniałe staje się życie? A będzie jeszcze lepiej!
Ha! Wyłapał w eterze audycję radiową. Nie miał co prawda pojęcia, skąd się biorą dźwięki, ale jak już były, to ich wysłuchał. Mówiono o szczęśliwych majowych dniach 1945 roku, kiedy skończyła się wielka wojna i Niemcy opuścili Norwegię.
Idiotyzm, pomyślał Tengel Zły i siłą sugestii wymusił odpowiednie, jego zdaniem, zakończenie audycji. Pod jego wpływem realizator, który miał nastawić płytę z pieśnią Solveig, pomylił się i puścił przez radio pieśń śpiewaną po niemiecku. Tengel zachwycony był swoim dziełem i atmosferą paniki powstałą w studio. Podniosły jubileusz 25-lecia całkowicie zepsuty!
Słuchał dalej:
W parlamencie dyskutowano, czy kobiety powinny ubiegać się o stanowisko proboszcza, tak jak zezwalało na to prawo.
Urzędujący minister do spraw kościoła twierdził, że kobiety nie są dostatecznie silne.
– Brednie! – mruknął Tengel Zły. – I kobiety mają prawo tak się wygłupiać!
Dalej…
Wysoko postawiony funkcjonariusz policji skarżył się, że w Norwegii zbyt wiele osób siada za kierownicą po spożyciu alkoholu. W więzieniach brakowało już dla nich miejsca.
– Tak, tak – zniecierpliwił się Tengel. – Robię co mogę, żeby nakłonić ludzi do picia ognistej wody, zanim wsiądą do samochodów. Ale spokojnie, już wkrótce więzienia nie będą potrzebne, wszyscy bowiem o przestępczych skłonnościach podporządkowani będą mnie – już jest takich bardzo wielu – a ja zadbam o to, by nigdzie ich nie zamykano. A wy, posłuszni i praworządni nudziarze… Dostaniecie inne prawa, niech no tylko dotrę do Doliny. Odkryję wasze słabości i sprawię, że całkiem was zdominują. Jeśli nie… To po cóż macie żyć? Może jako moi niewolnicy. Albo po prostu usunę was ze świata. Z mojego świata!
Szybko omiótł myślą ziemię. Odnalazł wspaniałe napięcia gdzieś daleko – kryzys kubański, poza tym odwieczny konflikt na Bliskim Wschodzie i podobny na Dalekim Wschodzie. W Afryce panował chaos. Istniały tam państwa, które próbowały uzyskać niepodległość, i takie, którymi miotały konflikty wewnętrzne.
Postanowił zająć się tym później, podporządkować sobie cały świat i pokazać, kto naprawdę jest panem.
Kiedy nadejdzie jego czas, światem rządzić będzie zło.
A ten czas będzie trwać wiecznie!
Głęboko westchnął, przepełniony wyczekiwaniem i szczęściem. Długi sen wreszcie się skończył. Świat będzie należeć do niego, kiedy tylko zniszczy tę straszną jasną wodę i napije się swojej.
Nikt nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jak silny się stanie!
No, ale ten przebrzydły kierowca dość już spał. Koniec tego nieróbstwa, trzeba jechać dalej!
Niechętnie z powrotem przywdział skórę Pera Olava Wingera i wrócił do samochodu.
Noc już minęła, szary chłodny poranek spowijał okolicę.
Upłynęło jeszcze trochę czasu, zanim szofer rozbudził się na tyle, by mógł prowadzić, a i tak lodowate spojrzenie dwóch mocodawców znacznie go pospieszyło. Cóż za straszni ludzie! Byle się tylko ich pozbyć, już nigdy więcej się do nich nie zbliży!
Kierowca zdążył już zapomnieć, jak strasznie cuchnie od tego komiwojażera, Wingera czy jak tam on się nazywa. Ostentacyjnie otworzył okno, choć na zewnątrz czuło się chłód poranka.
Żadnemu z szefów jednak lodowaty powiew najwyraźniej nie przeszkadzał.
Jechali w milczeniu, kilometr za kilometrem.
Nagle Winger się poderwał:
– Co to za pojazd?
Minął ich właśnie samochód osobowy.
– Skąd mogę wiedzieć? – odparł naburmuszony kierowca.
Wydawało się, że ohydny szef zastanawia się, czy się nie zatrzymać, ale nie podjął decyzji.
– Skąd przyjechał?
– Skąd przyjechał? Z przeciwka! Miał numery Valdres.
– Czy było w nim coś szczególnego? – zainteresował się Lynx, zawsze gotów służyć swemu ubóstwianemu mocodawcy.
Tengel-Winger zmarszczył brwi.
– Szczególnego? Nie wiem. Poczułem… odniosłem nieprzyjemne wrażenie. – Głos mu zamarł, ale zaraz spytał ostro: – Gdzie leży to Valdres?
– E, to tylko dolina gdzieś tu niedaleko. Mieszkają tam sami wieśniacy – odparł szofer, najwyraźniej nie mający o wieśniakach zbyt wysokiego mniemania.
Tengel Zły uspokoił się nieco, ale jeszcze zerknął do tyłu za oddalającym się samochodem.
Przekleństwo! Coś się w nim kryło, wyczuł to, kiedy auta się mijały, ale musiał siedzieć cicho, nie mógł teraz ryzykować.
Nieprzyjemne wrażenie, jakie odniósł, nie było zbyt mocne, jakby chodziło o kwestię mniejszej wagi.
Pozostawało więc jechać naprzód.
Kilka godzin później kierowca i Lynx poinformowali, że nareszcie dojeżdżają do bunkra. Tengel natychmiast rozkazał, by się zatrzymali.
Nigdy w życiu nie zbliży się do przeklętej jasnej wody! Już na samą myśl o niej ogarniały go mdłości. Dlatego wydał Lynxowi rozkaz wysadzenia bunkra największym ładunkiem dynamitu, jaki tylko mogą tam umieścić. On sam zaczeka tutaj, a teraz niech już się zamkną!
Rozwścieczony ich marudzeniem i niemożnością wyjaśnienia, o co chodzi, bo nie chciał tego wyjaśniać, rozsiadł się w samochodzie, by dalej się wściekać.
Kierowca najwyraźniej dysponował ilością materiałów wybuchowych wystarczającą do zniszczenia bunkra jedną eksplozją. Budowla leżała na uboczu, nie było więc zagrożenia, że ktoś się zjawi i zawróci im głowę głupimi pytaniami, zanim zdążą zniknąć z tego miejsca.
Lynx, który ruszył przodem na rozpoznanie terenu, wkrótce wrócił, by zdać raport.
– Z otwarciem zamka nie będzie żadnych problemów – oznajmił. – Czy mój pan i władca życzy sobie, abym umieścił ładunek w samym środku bunkra?
– Och, oczywiście – odparł Tengel Zły pochmurnie.
I nic tam nie ruszaj! Bez względu na to, co zrobisz, nie wolno ci nic stamtąd wynosić! Absolutnie nic! Niebezpieczne jest właśnie to, co zostało ukryte w bunkrze! Śmiertelnie niebezpieczne! Trzeba to unicestwić! Pospieszcie się, żeby załatwić to jak najprędzej! Potem musimy szybko stąd odjechać. Szybko, jak najszybciej! Nie będziemy czekać na huk ani podziwiać rezultatu! Zrozumiano?!
Pera Olava Wingera oblał zimny pot. Nigdy jeszcze nie znalazł się tak blisko jasnej wody Shiry i nigdy nie powinien tak się do niej zbliżać. Jedna jedyna maleńka kropla…