Cała moc, jaką nosił w sobie, ta, którą otrzymał od Ludzi Lodu, od Demonów Nocy, Demonów Wichru, czarnych aniołów i od rodu swego ojca, w którym przyszedł na świat jako siódmy syn siódmego syna, wszystko to skupiło się w blasku, jaki z niego płynął.
Podszedł do Kolgrima. Sol opuściła ręce i stała przy swym wnuku, który nie mógł nawet drgnąć. Nataniel ujął twarz chłopca w swoje dłonie.
Wtedy właśnie wszyscy zrozumieli, że siłą, jaką nosi w sobie Nataniel, jest miłość.
Nikt nigdy nie mógł pojąć, na czym ma polegać jego szczególna właściwość. Doszukiwano się potężnych magicznych zdolności, wewnętrznej siły, mogącej powalić każdego wroga. Dobroć i łagodność nikomu nie przyszła na myśl.
– Kolgrimie – powiedział miękko Nataniel. – Co dał ci Tengel Zły? Samotność. Nikt nie chciał cię naśladować, nikt cię nie podziwiał nawet za twoje zło. A potem cię poświęcił. Dał ci samotny grób, podczas gdy ty sam spoczywałeś przez wiele stuleci w otchłani zła. Jest ktoś, kto cię kocha, Kolgrimie: twoja babka, Sol, która jest cudowną istotą i wzorem naprawdę godnym naśladowania. Zastanów się! Nie mówię, byś w jednej chwili przeszedł na naszą stronę. Ale nam nie przeszkadzaj! O nic więcej cię nie proszę.
Pozostawił Sol oszołomionego Kolgrima i zajął się Ulvarem.
Bliźniaczy brat Marca wpatrywał się w Nataniela jak zaklęty.
– Korona – szepnął. – Korona? Skąd się ona wzięła?
– Marco też ma taką, Ulvarze. Zobacz, właśnie się pojawiła.
– Jeszcze piękniejsza! – zachwycił się Ulvar. – Jak książęca.
– Tak – włączył się Marco. – Tobie również się należała. Ale wybrałeś złą stronę.
Nataniel pokręcił głową, nie spuszczając wzroku z Ulvara.
– Ty nie wybrałeś, Ulvarze, ty nie miałeś wyboru. I nikt nie obwiniał cię o to, że urodziłeś się ze złem w duszy. Ale teraz znów stoisz na rozdrożu. Zastanów się, co otrzymałeś od Tengela Złego. Jaką przyszłość ci ofiarował?
– Mogę mu służyć.
– Pięknie. To wyjątkowa nagroda. Proponuję ci te same warunki co Kolgrimowi. Nie żądamy, byś się do nas przyłączył, bo to może być dla ciebie zbyt trudne, nie wiemy też, czy możemy ci w pełni zaufać. Prosimy tylko, abyś nie walczył przeciwko nam.
– Nie mogę zmienić decyzji, bo wyślą mnie do Wielkiej Otchłani.
– Halkatla zaryzykowała. Jest wielu, którzy ją ochraniają.
Ulvar gorączkowo potrząsał głową, do szaleństwa przerażony tym, co może go spotkać, jeśli sprzeciwi się Tengelowi Złemu. Jednocześnie chęć odczucia wspólnoty z innymi była niezwykle kusząca, nigdy bowiem dotąd jej nie zaznał. Oczarowany był także czarnymi koronami i życzliwością Marca. Napłynęły zapomniane obrazy z dzieciństwa, wspomnienie opiekuńczych ramion brata, którego zawsze traktował jak starszego. Oczy Nataniela… Zauroczyły go jeszcze bardziej, miał wrażenie, że bije z nich sama istota dobroci, otacza go ciepłem, miłością i zrozumieniem…
Ulvar poczuł, że coś w nim pęka. Jęknął, miał wrażenie bolesnej samotności, kolana się pod nim ugięły i ku swemu wielkiemu zawstydzeniu wybuchnął rozdzierającym płaczem. To te oczy go złamały, te przeklęte oczy pełne współczucia. Czuł bliskość Marca, zorientował się, że ukochany brat pomaga mu wstać i mocno tuli do siebie, nigdy jeszcze Ulvar nie doznał niczego tak wspaniałego, cudownego i… pięknego!
Wrócił do domu!
Kolgrimowi, który osiągnął wiek zaledwie czternastu lat, też popłynęły z oczu łzy. Nie płakał tak rozdzierająco jak Ulvar, raczej jak dziecko, którym nigdy nie przestał być. Szlochał: „Babciu, babciu”. Oszołomiona Sol musiała odnaleźć się w babcinej roli, choć uważała, że jest na to zdecydowanie za młoda. W chwili śmierci miała wszak zaledwie dwadzieścia trzy lata.
To nie może się dobrze skończyć, z niedowierzaniem pomyślał Ian, ale wszystko wskazywało na taki właśnie finał. Obaj chłopcy byli zupełnie wyprowadzeni z równowagi i kiedy Marco wreszcie odważył się na pytanie, co uczynili z Tovą i Gabrielem, Ulvar spróbował zebrać się na odpowiedź.
Słów nie był w stanie z siebie wydusić, ale gestami dał im do zrozumienia, że sam oszołomił oboje.
– A więc uwolnij ich! – W głosie Nataniela nie było cienia wrogości.
Ulvar kilkakrotnie głęboko odetchnął, a potem przesunął dłonią po twarzach Tovy i Gabriela. Ian uklęknął przy Tovie i przytrzymywał ją, kiedy wracała do przytomności, Nataniel zajął się Gabrielem.
Halkatla podczas całego zajścia trzymała się nieco z tyłu, w każdej chwili gotowa do ucieczki. Ulvar jednak potrząsnął głową, dając znak, że nie ma się już czego z ich strony obawiać.
Wreszcie Ulvar zdał sobie sprawę, na co się porwali.
– Jesteśmy straceni! – zawołał. – Kiedy mój pan i władca się o tym dowie…
– Nie dowie się – spokojnie odrzekł Nataniel. – A nawet jeśli tak, to będzie już za późno.
Po cichu zaczął naradzać się z Runem. We dwóch odeszli kilka kroków na bok.
– Oni nie mogą iść z nami, są zbyt niebezpieczni – stwierdził Nataniel. – Musimy też chronić ich przed Tengelem Złym. Ale jak?
– Może Tula? – podsunął Rune.
– Ale nie w miejscu, gdzie byliśmy tamtej nocy, nie możemy zostać odkryci – zastanawiał się Nataniel. Nazwy Góry Demonów nie chciał wymówić na głos.
– Myślałem o tym, by poprosić ją o radę.
– Dobrze, zróbmy tak.
Prędko wezwał Tulę. Potężny huk wstrząsnął powietrzem. Nie przybywała sama.
Ulvar i Kolgrim zdumieni przyglądali się czterem demonom, które zawsze jej towarzyszyły. Ian również cofnął się na ten widok. Co prawda wiele przeżył w ciągu ostatnich dni, ale to już przekraczało wszelkie granice. Poczuł, że serce niepokojąco mocno wali mu w piersi.
– Co to, do stu piorunów…? – wykrzyknął Kolgrim, który nie przeżył nic od momentu śmierci w Dolinie Ludzi Lodu do chwili, gdy został wezwany, by wśród splątanej górskiej wierzby pojmać Halkatlę.
Ulvar także nie zetknął się nigdy z demonami. Owszem, widywał wilki Marca i raz przewiózł łodzią Tengela Złego. Demony natomiast były mu całkiem obce.
A było czemu się przyglądać. Wyniosłe, lodowate, przerażające istoty. Zielonowłosy Astaros, Rebo o rogach wołu, Lupus z uszami płasko przylegającymi do głowy i Apollyon z wygiętymi w piękny łuk rogami jelenia.
Nataniel znów był taki jak zawsze.
– Jak to zrobiłeś? – spytał go Rune, kiedy podążali na spotkanie Tuli.
– Nie było to świadome działanie – odparł Nataniel, także zdziwiony. – Po prostu samo napłynęło. Takie ogromne współczucie dla tych biednych dzieci, urodzonych pod znakiem zła bez ich winy. Tak, widziałem w nich dzieci, bez matki, bo swoim przyjściem na świat odebrali matkom życie. Bliski byłem płaczu z ich powodu. A potem napłynęła miłość, jakiej nigdy jeszcze w takim natężeniu nie doznałem. Miałem wrażenie, że staję się płomieniem czułości i sympatii dla nich. Tylko tyle.
– Najwidoczniej dość – stwierdził Rune.
Przywitali się z Tulą i zrelacjonowali ostatnie wydarzenia.
– Wiemy już o tym – odrzekła Tula. – Obserwowaliśmy wszystko i cała nasza piątka miała nadzieję w końcu się włączyć. A więc chcecie ich gdzieś umieścić, tak aby nie dosięgła ich zemsta Tengela Złego? To bardzo rozsądne, oni bowiem nie mogą uczestniczyć w decydującej bitwie.
– Właśnie. Ale nie możemy umieścić ich… tam, gdzie przebywają dzieci Ludzi Lodu?
– To absolutnie niemożliwe! Ale mamy inne miejsce równie dobrze ukryte przed wiecie kim.
Porozmawiała po cichu z czworgiem swych skrzydlatych przyjaciół. Demony pokiwały głowami i wszyscy razem wrócili do Ulvara i Kolgrima, którzy wyglądali na śmiertelnie przerażonych.