Выбрать главу

– Chcesz powiedzieć, że tęsknisz za głupimi uwagami, wypowiadanymi przez nieznajomych?

Tova westchnęła z rezygnacją.

– Marco, tylko nie praw mi kazań! Znam całą tę lekcję na pamięć! Kiedy ktoś mnie już pozna, polubi mnie ze względu na mnie samą, a nie za to, jak wyglądam, i tak dalej. Kładziono mi już do głowy podobne teorie, ale one wcale nie pomnożyły moich zalet, przeciwnie, stałam się od nich jeszcze bardziej agresywna…

– Nie krzycz – ostrzegł, zasłaniając jej usta dłonią. – Pobudzisz naszych przyjaciół i ściągniesz na nas uwagę innych.

– Nic mnie to nie obchodzi – wysyczała, ale zdołała się uspokoić i Marco ją puścił.

– Droga Tovo, nawet gdybym chciał pomóc ci zmienić twój wygląd, podejrzewam, że i tak bym tego nie potrafił. Wiesz, że nie jestem Bogiem.

Posłała mu spojrzenie mówiące, że akurat w tej kwestii ma swoje zdanie. Potem rzekła lekko i obojętnie:

– Pójdę zastąpić Halkatlę, zanim całkiem zawróci w głowie biednemu Morahanowi. Marco, ona jest niebezpieczna! Co się stanie, jeśli naprawdę postanowi zwabić jakiegoś mężczyznę do łóżka?

– Nie przeszkadzaj jej w tym – uśmiechnął się Marco. – Za sprawą dziedzictwa po Tengelu Złym miała bardzo ciężkie życie. Nie, o Halkatlę wcale się nie martwię.

– Ja też nie, ale ci biedni mężczyźni…

– Ona wie, gdzie są jej granice. Ale dobrze będzie, jeśli wrócisz do samochodu. Potrzebujesz snu.

– Phi! Idziesz ze mną?

– Nie, zostanę tutaj. Chcę porozmawiać z Runem o programie na jutrzejszy dzień. Jak już wspomniałem, mam pewien plan…

Rozstali się, Tova patrzyła na odchodzącego Marca. Jego smukła postać rysowała się na tle nocnego nieba. Z ust dziewczyny wydarł się szloch, suchy szloch beznadziejnej tęsknoty.

ROZDZIAŁ III

Cudownie było wślizgnąć się do samochodu i schronić przed nocnym chłodem. Halkatla chętnie wyszła, bo, jak szepnęła Tovie, kiedy zamieniały się na miejsca: „Nie kopie się leżącego”. Tova ze zrozumieniem pokiwała głową.

Morahan leżał na tylnym siedzeniu, Tova miała więc dla siebie cały przód.

Zdołała już mniej więcej wygodnie się umościć, kiedy usłyszała jego głos:

– Kim ona właściwie jest? Chodzi mi o Halkatlę.

Tova drgnęła i z powrotem usiadła.

– Myślałam, że śpisz – powiedziała z wyrzutem. – Halkatla to moja bliźniacza dusza.

– To nie jest odpowiedź.

– Dlaczego chcesz to wiedzieć?

Morahan także usiadł.

– Bo ona… jest taka jakby ulotna. Jakby nie miało się do czynienia z ludzką istotą. Zresztą to nie tylko jej dotyczy – zakończył cicho.

– Wiesz przecież, że nasza rodzina nie jest zwyczajna, prawda?

– O, tak, tyle już zrozumiałem.

– Niech więc ci to wystarczy!

– Uważasz, że tak będzie sprawiedliwie? Jestem wszak waszym towarzyszem podróży.

Tova postanowiła wykorzystać szansę na zmianę tematu.

– Nie powinieneś był z nami jechać, tylko spokojnie i bezpiecznie wsiąść do pociągu.

Potrząsnął głową o ciemnych kręconych włosach. W głosie pojawił się smutek.

– W ten sposób o wiele więcej udało mi się zobaczyć. Nie tylko nadzwyczaj piękne krajobrazy…

– Pewnie przypomniały ci zielone wzgórza Irlandii?

– Nigdy nie widziałem zielonych wzgórz Erinu, tylko sadze Dublinu. Zrozum, jak wiele dla mnie znaczy fakt, że mogę być z wami, oderwać się od swoich myśli. I rzeczywiście, muszę przyznać, że zupełnie się od nich oderwałem – dodał cierpko.

– To jasne – zaśmiała się Tova.

Usiadła zwrócona w jego stronę. Ciasnota wewnątrz samochodu sprzyjała intymności. Tovie się to podobało. Jakby się sobie zwierzali w całkiem szczególny sposób, a w dodatku ciemność ukryła jej brzydotę, orla sama stała się tylko głosem. Było to niezwykle przyjemne uczucie.

– Opowiedz mi, co wiesz o Sandnessjoen – poprosił Morahan.

– Nie wiem o tym nic. Na ten temat jestem skandalicznie nieoświecona.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Dotyczące Halkatli. I Marca, Runego i was wszystkich, całego waszego rodu.

– To długa, zawiła historia – oświadczyła niechętnie. – Poza tym złożyliśmy obietnicę, że cała ta przerażająca walka ze strasznymi mocami będzie skrywana przed zwyczajnymi ludźmi. Najlepiej się stanie, jeśli pozostaną nieświadomi.

– Ale potwora w bloku nie mogli nie zauważyć. Równie dobrze możesz więc…

Słowa przerwał mu straszny kaszel. Tova, słysząc rzężenie, przeraziła się nie na żarty. Przecież on umiera! Och, nie, nie chcę tego!

Tova nie przywykła do zajmowania się innymi. Jej zdaniem świadczyło to o przesłodzonym sentymentalizmie. Nieświadoma jednak tego, co robi, wyszła z samochodu i przesiadła się do Morahana na tylne siedzenie. W ten sposób w środku nie zrobiło się ani trochę luźniej, ale wcale się nad tym nie zastanawiała, tuliła go do siebie, podczas gdy jego ciałem wstrząsały bolesne ataki kaszlu.

Cholera, powtarzała w duchu. Cholera, cholera!

Ale sama nie wiedziała, kogo czy co przeklina.

Wreszcie Morahan mógł odetchnąć spokojniej. W półmroku widziała jego rozpalone, udręczone oczy i ku swemu szczeremu zdumieniu poczuła jego rękę głaszczącą ją po szczeciniastych, pod każdym względem brzydkich włosach.

– Jesteś wspaniałą dziewczyną, Tovo – szepnął z wysiłkiem.

Ogarnęło ją wzburzenie. Wierna swoim zwyczajom już miała cisnąć mu w twarz jedną ze swych diabelsko złośliwych replik, ale powstrzymała się. Morahan nie zasługiwał na przykrości. Posiedziała więc przy nim jeszcze chwilę i powiedziała opryskliwym tonem:

– Może byśmy wreszcie trochę pospali.

Ale słowa Irlandczyka na zawsze wryły się w jej pamięć.

Wśród powiewów nocnego wiatru spotkali się Marco, Halkatla i Rune, trójka mogąca obyć się bez snu. No, może Marco teraz, kiedy był człowiekiem, bardziej tego potrzebował. Rune i Halkatla nie byli uzależnieni od takich wygód.

– Gdzie chodziłeś, Rune? – spytał Marco.

– Właśnie, ja także się nad tym zastanawiam – wtrąciła się Halkatla. – Wszędzie cię szukałam.

– Nasłuchiwałem – wyjaśnił Rune, uśmiechając się krzywo.

Zrozumieli, co ma na myśli. Wszyscy troje obdarzeni byli zdolnością przejmowania sygnałów zarówno od swych sprzymierzeńców, jak i wrogów.

– I to, co usłyszałem, zawiodło mnie dalej w dolinę. Nasi przyjaciele nas ostrzegają. Wróg przygotowuje wielki plan.

– Opowiesz nam o tym?

– Ponieważ ty, Marco, potrafisz częściowo ukryć się przed Tengelem Złym, niewiele wiedzą o motocyklu. Nigdy o nim nie wspomnieli. Mają zamiar zaatakować samochód i tym razem postanowili zastosować silniejsze środki niż petardy drobnych gangsterów.

Marco zamyślił się na chwilę.

– Od jakiegoś czasu mam już ułożony plan. Przyszło mi do głowy mniej więcej to samo co tobie, Rune…

Uśmiechnęli się do siebie. Niezwykła była ich zdolność porozumiewania się bez słów. Ale i Halkatli niczego nie brakowało, ona także przejmowała ich sygnały.

– Rozumiem – powiedziała. – Nie warto chyba mówić głośno, ale myślimy o tym samym. Z pewnością obronimy tyły.

Rune i Marco pokiwali głowami.

– Pozwólmy im jeszcze pospać – rzekł Marco.

– Nie ma na to czasu – zaoponował Rune. – Wróg nadciąga. I, niestety, potrzebna nam twoja pomoc, Marco.

– Tovie dodaliśmy już porcję wytrzymałości i siły w napoju, który wypiła w Górze Demonów – przypomniał im Marco. – Ale Morahan jest całkiem nieodporny.

– Możemy mu co nieco dać – stwierdziła Halkatla. – Przynajmniej tyle, aby zdołał dotrzeć do ludzi.

– Do Dombas – pokiwał głową Marco. – Mają tam pewnie lekarza. Chodźcie, nie mamy czasu do stracenia!