— Słucham? Nie. Przepraszam. Zamyśliłem się tylko. — Geary znów uśmiechnął się przyjacielsko. — Wracajmy na mostek i pożegnajmy się wreszcie z Sendai.
Wszyscy obecni na stanowisku dowodzenia unikali wzrokiem głównego ekranu, na którym dominowała czarna dziura pochłaniająca cały układ. Gdy Geary wkraczał na mostek, znów zobaczył te charakterystyczne spojrzenia, jakimi go często obdarzali — pełne nadziei i zaufania. Spoglądali na niego zupełnie jak Desjani, która traktowała go jak osobisty talizman na demony spozierające na nią z wnętrza czarnej dziury.
Tyle że on niestety nie miał żadnego talizmanu.
Pozostało półtorej godziny do rozpoczęcia procedury skoku w nadprzestrzeń. Geary przez dłuższą chwilę porządkował myśli, a potem nacisnął kombinację klawiszy na komunikatorze, aby wygłosić mowę do całej floty. Kiedy okręty znajdą się w korytarzu nadprzestrzennym, wszelka łączność zostanie mocno ograniczona, jedynie krótkie, liczące do kilku słów wiadomości tekstowe będą krążyć pomiędzy jednostkami. Dlatego musiał wyjaśnić swoim ludziom najważniejsze sprawy jeszcze w normalnej przestrzeni. O ile miejsce położone w pobliżu czarnej dziury można określić takim mianem.
— Do wszystkich okrętów floty Sojuszu. Tutaj kapitan Geary — rozpoczął głosem wyważonym i spokojnym. — Nie wiemy, co nas czeka na Daiquonie. Syndycy nie spodziewali się, że wyruszymy na Sendai, ale mieli wystarczającą ilość czasu, by sprawdzić, że nie pojawiliśmy się w żadnym innym miejscu tranzytowym dostępnym z Baldura. Mogą więc wydedukować, że Daiquon jest kolejnym przystankiem na naszej drodze do domu, a dzięki hipernetowi mają czas, żeby zgromadzić tam wystarczające siły. Wszystkie okręty mają osiągnąć gotowość bojową w momencie, gdy wyjdziemy z nadprzestrzeni. Musicie być przygotowani na natychmiastowe starcie z wrogiem. Jeśli do niego dojdzie, zetrzyjcie potęgę Syndykatu w proch, zanim wróg się zorientuje, kto go tak urządził… — Zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jakimi słowami najlepiej zakończyć takie przemówienie. — Na honor naszych przodków!
Teraz pozostało mu tylko oczekiwanie. Zabijał więc czas, sprawdzając dokładnie wszystkie dane dotyczące gotowości bojowej floty. Jednostki pomocnicze wytwarzały ogniwa paliwowe i amunicję w iście szaleńczym tempie, jakby mechanicy chcieli tym sposobem odpracować błędy popełnione przy szacunkach pierwiastków śladowych. Ale nawet bez tych uzupełnień flota posiadała wystarczającą moc, żeby zetrzeć się z wrogiem, jeśli ten zdecyduje się zastawić pułapkę na Daiquonie. Oczywiście nie wliczał w te rachuby Oriona, Dumnego i Wojownika. Za to większość uszkodzeń, które okręty liniowe Tuleva odniosły na Sancere, już naprawiono, więc Lewiatan, Nieugięty, Smok i Waleczny mogły spokojnie wrócić do służby.
Jeśli Syndycy czekają na Daiquonie, flota jest gotowa na ich spotkanie.
— Kapitanie Geary… — Desjani zakłóciła tok jego myśli. — Flota osiągnęła punkt skoku na Daiquon.
— Znakomicie. Wynośmy się stąd w cholerę. — Po raz kolejny nacisnął klawisz komunikatora. — Do wszystkich okrętów floty Sojuszu: wykonać skok na Daiquon.
Gdy znaleźli się w nadprzestrzeni i czarna dziura zwana Sendai zniknęła z ekranów, poczucie ulgi, jakie przetoczyło się po pokładach, było tak dobrze wyczuwalne, że Geary mógłby przysiąc, iż słyszy, jak okręt także wydaje podobne westchnienie.
Cztery dni i kilka godzin lotu na Daiquon. Wiktoria Rione znów unikała spotkania, więc Geary mógł spędzić cały ten czas, pracując nad nowymi symulacjami, obserwując, jak jego okręty liniowe eksplodują, i wkurzając się coraz bardziej w każdym tego słowa znaczeniu.
Syndycy czekali na Daiquonie.
Dokładnie na wprost punktu skoku.
Spoglądając na symbole oznaczające wrogie jednostki, które pojawiały się na hologramie układu planetarnego, Geary skupił się najpierw na dwóch pancernikach i towarzyszącej im parze okrętów liniowych, przelatujących właśnie w poprzek wylotu studni grawitacyjnej.
— Stawiają pola minowe! — krzyknęła ostrzegawczo Desjani.
Wektor lotu formacji Sojuszu pokrywał się częściowo z sektorem, w którym miny zostały położone. Ale Geary miał już w głowie gotowy manewr na taką okazję.
— Do wszystkich jednostek floty Sojuszu. Wykonać natychmiast zwrot na sterburtę, cztery zero stopni, góra dwa zero stopni. — Odwrócił się do wachtowych i wydał kolejny rozkaz. — Nanieście na przypuszczalny wektor ruchu tych jednostek Syndykatu symbol pola minowego!
Cztery ogromne okręty wojenne. Geary przebiegł oczami resztę ekranu, szacując siły Syndyków. Trzy ciężkie krążowniki, pięć lekkich, tuzin Łowców-Zabójców. Najprawdopodobniej zostali tutaj wysłani, by postawić pola minowe i odlecieć, pozostawiając na czatach lekkie jednostki mające za zadanie zameldować głównym siłom o ewentualnym przelocie floty Sojuszu przez ten system. Ale zostali zaskoczeni w samym środku operacji stawiania min. Syndyckie okręty nie stanowiłyby poważnego zagrożenia dla floty Sojuszu, gdyby Geary miał czas na wykonanie odpowiedniego manewru. Ale obie formacje leciały wprost na siebie i miały wejść w kontakt, zanim zdąży wymyślić i przekazać swoim okrętom jakikolwiek plan działania.
— Do wszystkich jednostek Sojuszu, atakujcie najbliższe okręty wroga!
Eskadra niszczycieli wyszła z nadprzestrzeni wprost na działa syndyckich pancerników. Lekkie jednostki natychmiast poszły w rozsypkę, strzelając, z czego tylko się dało, ale był to ogień tyleż chaotyczny, co bezcelowy, pociski nie były w stanie naruszyć grubych tarcz wrogich pancerników. Syndycy odpowiedzieli ogniem, pociski największego kalibru przebijały bez trudu osłony energetyczne niszczycieli i ich cienkie pancerze. Kheten eksplodował, wchodząc w ogień zaporowy, chwilę później Epee rozleciał się na kawałki.
Jedyną przyczyną, dzięki której pozostałe niszczyciele ocalały, było pojawienie się w polu widzenia formacji lekkich krążowników, wyskakujących z nadprzestrzeni prosto w objęcia pancerników wroga. Syndycy natychmiast przenieśli ostrzał na większe cele, niszcząc pierwszą salwą Glacisa i zaraz potem dodając do listy zdobyczy Aegisa i Hauberka.
W tym momencie z nadprzestrzeni wyszły ciężkie krążowniki i okręty liniowe Geary’ego, które posiadały tarcze zdolne powstrzymać atak przeciwnika i taką siłę ognia, że szala zwycięstwa natychmiast przechyliła się na korzyść sił Sojuszu.
Sześć ŁZ-etów eskortowało pancerniki, ale w jednej chwili pięć z nich przestało istnieć, zamieniwszy się w kule oślepiającego ognia, gdy chmara niszczycieli, które dokonały nawrotu, runęła od tyłu na pancerniki, biorąc na cel ich osłonę. Ostatni ŁZ-et usiłował uciekać, ale nie zdążył nawet porządnie przyśpieszyć, kiedy jego kadłub zamienił się w kulę dymiącego złomu. Dwa lekkie krążowniki próbowały znaleźć schronienie za masywnymi pancernikami, ale natknęły się na trzy dywizjony ciężkich krążowników Sojuszu i zostały rozniesione w pył. Jeden z ciężkich krążowników Syndykatu oraz okręt liniowy skierowały się na formację Tuleva, ale wystarczyła jedna skomasowana salwa pancernych olbrzymów, by praktycznie przestały istnieć.
— Do pierwszego, drugiego i czwartego dywizjonu okrętów liniowych. Omińcie pancerniki wroga i zajmijcie się krążownikami oraz ich eskortą — rozkazał Geary. Szybko sprawdzał sytuację na ekranie, by wydać kolejne rozkazy swoim formacjom. — Drugi, piąty i siódmy dywizjon pancerników, uderzacie na okręt linowy wroga. Pozostałe ciężkie krążowniki zlikwidują eskortę krążowników Syndykatu. Lżejsze jednostki otrzymują wolną rękę na polu walki. — Wprawdzie szybciej rozprawiliby się z przeciwnikiem, nie stosując żadnej taktyki, tylko uderzając wszystkimi siłami, ale Geary wolał zachować ostrożność.