Nakaz aresztowania. Nie potrafił wyrzucić tych słów z pamięci. Czy politycy z rządu Sojuszu byliby w stanie wydać taki dokument? A zresztą — wszystko jedno, czy byliby w stanie to zrobić czy nie, już sam fakt, że oficer taki jak Badaya wierzył, iż jest to możliwe, uświadomił Geary’emu rzeczy, które wcale mu się nie spodobały.
Rozważał wezwanie kapitan Desjani, aby wypytać ją szczegółowo o te sprawy. Ale Desjani mogłaby bez zastanowienia poprzeć dążenia Badayi, a Geary nie miał ochoty mierzyć się na dodatek z jej bezgranicznym uwielbieniem. Z tego co pamiętał, nigdy nie okazywała szacunku politykom. Współprezydent Rione była tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Okazywany na pokaz szacunek to jedno, ale było wystarczająco jasne, że Desjani nigdy nie ufała liderom Sojuszu. A teraz na dokładkę okazało się, że nie jest osamotniona w tym uczuciu.
O przodkowie, co się dzieje? Wydawało mi się, że dobrze poznałem sposób myślenia ludzi służących w mojej flocie, że ustaliłem przyczyny zmian, jakich ta wojna dokonała w ciągu minionego stulecia, ale teraz uświadomiono mi, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana i o wiele gorsza, niż mogłem przypuszczać.
Zasnął w końcu, nie znajdując odpowiedzi na dręczące go pytania.
Geary nie wiedział, co go obudziło, dlatego szybko rozejrzał się po kabinie.
Ktoś siedział obok i spoglądał na niego. Zmrużył oczy, aby lepiej widzieć w półmroku.
— Pani współprezydent?
— Zgadza się — odpowiedziała zupełnie spokojnym głosem, co było pocieszające. — Szczerze mówiąc, zdziwiło mnie, że nie zmienił pan kodów pozwalających mi na swobodny dostęp do tej kabiny.
Geary usiadł, usiłując oczyścić umysł z resztek snu.
— Wydawało mi się, że lepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie pani możliwości dostępu do mnie.
— Pamiętam część tego, co powiedziałam zeszłej nocy, mimo iż byłam pijana, John. Wiem dobrze, o czym mówiłam.
— Ja też to pamiętam. Zrobisz wszystko co w twojej mocy, by powstrzymać Black Jacka.
— Powiedziałam znacznie więcej — przypomniała.
— Powiedziałaś, że zabiłabyś mnie, gdyby to było konieczne — przyznał Geary. — Wydaje mi się, że taka groźba wisząca nad moją głową to jednak coś dobrego.
— Jesteś albo zbyt łatwowierny, albo naiwny, albo bardzo głupi. — Tym razem w jej głosie wyczuł rozdrażnienie.
— Dodaj jeszcze: przerażony — zaproponował.
— Sobą? — Rione nie czekała na odpowiedź. — Słyszałam, że coś ci proponowano.
Geary dałby wiele, by poznać teraz jej myśli. Zastanawiał się, czy jej szpiedzy dotrą także do tej informacji.
— Co jeszcze słyszałaś?
— Że rozważysz przyjęcie tej oferty w późniejszym czasie.
— Nie. Moja odpowiedź sugerowała, że to się nigdy nie stanie.
Rione roześmiała się.
— Och, John, nie znasz nawet podstaw pierwszej lekcji, jaką musi zaliczyć każdy polityk. Nie jest ważne, co powiedziałeś, tylko to, co usłyszeli ludzie. Żaden z oficerów, którzy proponowali ci przejęcie kontroli nad Sojuszem, nie chciał usłyszeć twojej odmowy… — Rione przerwała. — Chciałeś porozmawiać. Kusi cię ta propozycja, prawda?
— Tak — przyznał. — Ze względu na wrota hipernetowe.
— Nie ufasz politykom, którzy mogą poznać moc tej broni? Nie mogę cię za to winić, bo sama nie chciałabym, żeby rząd Sojuszu poznał tę tajemnicę. Ale ty przecież nie ufasz sam sobie w tym przypadku, prawda? To dlatego dałeś mi program skalujący moc energii uwalnianej przez kolaps wrót.
— Może to ty powinnaś zostać dyktatorem.
— Wydawało mi się, że dałam ci wystarczające dowody mojej słabości, John… — przerwała i westchnęła. — Usłyszałam od ciebie wiele ostrych słów, ale dostrzegłam w nich prawdę o sobie. Możesz teraz opowiedzieć kolejny żart o kobiecie przyznającej ci rację.
— Nie, dziękuję.
— Na przodków, jak niewiele zdołałeś się nauczyć o kobietach. Dlaczego flota mimo wszystko leci na Ixion?
Nagła zmiana tematu zaskoczyła Geary’ego.
— Bo to najlepsza spośród złych opcji.
— Spodziewasz się, że syndycka flota będzie tam na nas czekała.
— Tak. Spodziewam się także obecności sporych sił Syndykatu w każdym systemie, do którego dotrzemy. — Odrzucił narzutę i odwrócił się twarzą do Wiktorii. — Nie mogę mieć szczęścia w nieskończoność. Na Daiquonie mało brakowało. Mogliśmy stracić taką samą liczbę jednostek na dokończonym polu minowym i nie dopaść żadnego z syndyckich okrętów. Co jeszcze przekazali ci szpiedzy? Powinienem chyba wiedzieć tyle co ty.
— Ani Casia, ani Midea nie przewodzą oficerom sprzeciwiającym się twojemu dowodzeniu flotą. Nie zdołałam ustalić, kto jest ich przywódcą, ale z pewnością podlegają komuś ważniejszemu. Chyba możemy założyć, że Numos i Faresa pomimo aresztu i nadzoru komandosów znaleźli jakiś sposób na komunikowanie się ze swoimi poplecznikami.
Nie zaskoczyła go takim stwierdzeniem.
— Ale Numos i Faresa także nie byli przywódcami opozycjonistów?
— Nie byli. — Głos Rione zmienił się, wyczuł w nim napięcie. — Zapewne słyszałeś już plotkę, że jestem chorobliwie zazdrosna o twój romans z kapitan Desjani.
Geary walnął pięścią we własne udo.
— Chyba mój hipotetyczny romans?
Rione odpowiedziała dopiero po chwili:
— W tej sytuacji najrozsądniej będzie, jeśli przestanę ciebie unikać i znów zacznę zachowywać się grzecznie wobec Desjani. Poza tym, jak słusznie zauważyłeś, zaniedbałam swoje obowiązki. Jeśli to co powiedziałeś o cenieniu sobie moich rad, było prawdą, możesz na nie liczyć i tym razem.
— Dziękuję. — Geary zawahał się, nie mając pojęcia, jak zadać następne, tak oczywiste pytanie.
— Co się stało, to się nie odstanie — oznajmiła Rione łagodnie. — To co ci powiedziałam za pierwszym razem, jest prawdą… Moje serce na zawsze należy do innego mężczyzny. Ale to tak naprawdę niczego nie zmienia. Jeśli nawet mój mąż żyje, i tak go straciłam, a on mnie, jakby naprawdę zginął. Moim obowiązkiem jest służba Sojuszowi. Wiem, że mnie potrzebujesz.
— Pani współprezydent… — To zabrzmiało naprawdę źle.
— Wiktorio…
Minęło sporo czasu, od kiedy przestała być dla niego Wiktorią.
— Wiktorio, potrzebuję twojej rady i cenię sobie twoje towarzystwo. O nic więcej nie ośmielam się prosić.
— Ja i tak nie mam już honoru, John. I będę robić to, co uznam za najlepsze dla nas. Mnie też ciebie brakowało. I wcale nie mówię o sprawach służbowych.
— Miło mi to słyszeć.
— Nie chciałam, żeby zabrzmiało to tak bezosobowo. Czy mnie pragniesz? Nie, nie jestem pijana… Ja… pragnę ciebie.
Spoglądał na nią w półmroku, ledwie widząc zarysy twarzy. Zdawała się mówić szczerze. A skoro najwyższym priorytetem współprezydent Rione była ochrona Sojuszu przed Black Jackiem, tym bardziej musiała doprowadzić do sytuacji, by spał obok niej. Wiedziała już, że otrzymał ofertę, którą mu przepowiedziała. I zdawała sobie doskonale sprawę, że czuje pokusę sięgnięcia po zaszczyty. Chyba nieprzypadkowo postanowiła przeprosić się z nim tej samej nocy, której kapitan Badaya zaofiarował mu sięgnięcie po dyktaturę ze wsparciem, jak twierdził, sporej części floty.
Czy naprawdę potrzebowała go czy przygotowywała się już dzisiaj do podjęcia niezbędnych kroków, by móc zareagować, jeśli nadejdzie ten dzień, a może usiłowała wykorzystać jego ewentualną potęgę, co pozbawionemu skrupułów politykowi mogło zagwarantować w przyszłości nawet przewodzenie Sojuszem?