Wiktoria Rione wstała, pozwalając, by jej szata opadła na podłogę, potem kilkoma krokami pokonała dzieląca ich przestrzeń i bez słowa przytuliła się do niego. Gdy ich usta zetknęły się przy pierwszym pocałunku, Geary zdał sobie sprawę, choć nie całkiem świadomie, że dopóki ona leży obok niego w tym łożu, odpowiedź na najważniejsze pytanie się nie liczy. A gdy pchnęła go na poduszki i usiadła na nim okrakiem, pomyślał, że nie obchodzi go nawet, czy w drugiej, wolnej ręce dzierży dzisiaj nóż.
— Wszystkie jednostki, przygotować się do skoku.
Gwiazda zwana Daiquon była teraz zaledwie jasnym punktem, jednym z wielu podobnych widocznych gołym okiem. Flota leciała w szyku Kilo Jeden już od kilku dni, gotowa na wszystko, co może ją czekać na Ixionie. W każdym razie taką Geary miał nadzieję.
Wiktoria Rione znów zasiadła w fotelu obserwatora na mostku Nieulękłego, skąd obserwowała wydarzenia, jakby nigdy nie poróżniła się z komodorem. Desjani powitała ją bardzo grzecznie, aczkolwiek Geary dostrzegł w jej zachowaniu oznaki zaniepokojenia. Jeśli chodzi o Rione, to założyłby się, że w jej oczach dostrzegł błyski zwycięstwa, gdy ujrzała kłaniającą się Tanie. Ale równie dobrze mogło to być złudzenie spowodowane napięciem, z jakim oczekiwał tego, co czeka ich na Ixionie.
— Do wszystkich jednostek floty Sojuszu. Natychmiast po przybyciu do systemu Ixion wykonać wydane wcześniej rozkazy i wejść w kontakt z każdą jednostką wroga, jaka znajdzie się w polu widzenia. Wykonać skok na Ixion!
Do Ixionu mieli mniej niż cztery dni lotu. Niby nic wielkiego, ale Geary strasznie przeżywał czas spędzany bezczynnie w nadprzestrzeni. Pomimo ryzyka, jakie podejmowali, dotarcie na Ixion przybliży ich wreszcie do granic Sojuszu, i to najbardziej od początku tej ucieczki. Niestety, choć wcześniej liczył, że nadprzestrzeń zaoferuje flocie schronienie i da mu czas na przemyślenie sytuacji w miejscu, w którym nie ma szansy na niespodziewany atak Syndyków, to teraz coraz bardziej czuł, że traci tylko tak cenny czas. Całe godziny i dnie tkwili wśród niezmiennej szarości. Nigdy wcześniej nie zaobserwował zmian w nadprzestrzeni, ale dopiero teraz czuł się z tym źle. Chciał działać. Dopaść Syndyków, pokonać ich raz na zawsze w wielkiej bitwie, odkryć prawdę o rasie Obcych, którzy według niego i Rione przypatrywali się ludziom z drugiej strony syndyckiego pogranicza, no i przede wszystkim zakończyć tę cholerną wojnę.
To, że nawet przebywając w normalnej przestrzeni, nie był w stanie załatwić żadnej z tych rzeczy, nie wpływało na jego fatalne samopoczucie. Na dodatek odkrył, iż podczas lotów w nadprzestrzeni częściej śni mu się przeszłość, widział w tych snach ludzi zmarłych przed dziesiątkami lat, których niegdyś tak dobrze znał. Nie czuł się dobrze, gdy budził się po rozmowie z najlepszym przyjacielem i uświadamiał sobie, że już nigdy nie zamieni z nim słowa. Przynajmniej nie w tym życiu.
Tym razem nie miał zamiaru spędzać całego skoku na rozpamiętywaniu winy i sporadycznym poszukiwaniu Wiktorii, aby dowiedzieć się, czy dobrze się czuje. Przychodziła do niego każdego wieczoru i spędzali razem noc, a kiedy się kochali, wyczuwał w niej zarówno desperację, jak i prawdziwą pasję. Ale ledwie wychodziła z łóżka, nie potrafił przebić się przez pancerz, za którym skrywała wszystkie uczucia, nie było już w niej pasji, desperacji ani niczego innego.
Starał się o tym nie myśleć, opracowując kolejne symulacje, próbując odgadnąć, jak potoczą się losy bitwy na Ixionie, co flota będzie musiała zrobić, by się obronić. Wszystko to jednak były gdybania, prawdę pozna dopiero, kiedy okręty znajdą się w normalnej przestrzeni.
Gdy nadszedł czas wyjścia z nadprzestrzeni, Geary starał się skupić na danych płynących po wyświetlaczu. Na razie miał dostęp tylko do starych syndyckich zapisów, które wykradli tuzin skoków wcześniej. Dane sprzed kilku dziesięcioleci ukazywały relatywnie bogaty system gwiezdny, w którym znajdowała się bliska ideałowi planeta z dużą liczbą mieszkańców i całe mnóstwo orbitalnych instalacji przemysłowych. Niestety w zapiskach tych, przeznaczonych wyłącznie na potrzeby statków cywilnych, nie umieszczono żadnych danych dotyczących baz wojskowych i systemu obrony prócz kilku ostrzeżeń, sugerujących natychmiastowe i dokładne wykonanie wszystkich poleceń miejscowego dowództwa.
— Czy coś jest nie tak, sir? — zapytała Desjani.
— Po prostu wciąż zastanawiam się, co tam zastaniemy — przyznał Geary — i dlaczego tak bogaty system nie otrzymał wrót hipernetowych.
Odpowiedzi na drugie pytanie udzieliła mu Wiktoria Rione siedząca na fotelu obserwatora i wsłuchująca się we wszystko, czym aktualnie żył mostek Nieulękłego.
— Zapewne zadecydowały względy polityczne. W Sojuszu także znacznie więcej systemów żądało instalacji wrót, niż mogło je otrzymać. Funduszy nie starczało dla wszystkich. Początkowe wybory były proste, ale potem zaczęły się schody, trudno było określić różnice w wartości wielu systemów. I tu zaczęła się rola polityków, wygrywali sprytniejsi i lepiej ustawieni.
Desjani, odwrócona plecami do Rione, ale siedząca tak, że Geary mógł widzieć jej twarz, przewróciła oczami, milcząco komentując stwierdzenie o roli polityków. Komodor zachował kamienną twarz i skinął głową w taki sposób, żeby tylko Rione mogła odebrać ten gest jako uznanie.
— Przygotować się do wyjścia z nadprzestrzeni. — Głos wachtowego wypełnił mostek. — Pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… wyjście!
Szarość została zastąpiona czernią nieba upstrzoną białymi punktami gwiazd, cisza — pulsującymi dzwonkami alarmów, gdy sensory Nieulękłego wykryły w pobliżu okręty wroga. W tym samym momencie Geary poczuł, jak potężna siła wtłacza go w fotel; to ogromny liniowiec rozpoczął wykonywanie zaplanowanego manewru ominięcia domniemanych pól minowych. Zwracając rufę w dół i dając pełen ciąg głównych silników, uzyskali takie przeciążenia, że nawet potężne kompensatory nie zdołały ich w pełni zneutralizować.
Następnym razem Syndycy rozmieszczą miny także ponad punktem wyjścia. Ale tym razem usta Geary’ego rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, gdy zobaczył, że jego flota wykonuje przepisowy manewr w górę, robiąc tak ciasny zwrot, jak to tylko możliwe przy takiej prędkości. Sensory już wykonały pełne skanowanie przestrzeni wokół floty, wykrywając kilka anomalii, które kryły w sobie niewidzialne miny, i szerokie pola minowe na prostym wektorze wyjścia z punktu skoku. Geary dokonał szybkich obliczeń w pamięci i doszedł do wniosku, że przy nieco większej prędkości jego okręty nie zdołałyby wykonać uniku przed wejściem w pola minowe.
Ignorując chwilowo resztę systemu gwiezdnego, skupił się na przestrzeni w promieniu kilku minut świetlnych od punktu wyjścia. Wystarczył moment, by uwierzył w to, co widzi: najgorszy scenariusz, którego tak się obawiał, pomimo iż był na niego przygotowany, realizował się na jego oczach. Tuż za polami minowymi czekały okręty Syndykatu. Cztery pancerniki i sześć okrętów liniowych, obok nich osiem ciężkich krążowników, ale tylko trzy lekkie i może z tuzin ŁZ-etów tworzących formacje w kształcie wklęsłego dysku skierowanego wprost na punkt skoku. Jeśli jakakolwiek jednostka przedarłaby się przez miny, musiałaby trafić wprost na te okręty, z wciąż osłabionymi tarczami i wieloma uszkodzeniami. Ale…
— Są tylko o minutę świetlną od nas, ustawieni dokładnie na punkt wyjścia — oznajmiła Desjani z entuzjazmem.
— Przecież widzieli, że kapitan Geary łamie wszelkie zasady — zauważyła chłodno Rione.