Выбрать главу

Geary westchnął, ta niezbyt wygodna rozmowa przestała mu się podobać.

— Moim obowiązkiem było uratować życie tych ludzi, doktorze. Jeśli zajrzy pan do kartotek floty, zauważy pan na pewno, że byłem najstarszym oficerem, i to z naprawdę znaczną przewagą nad pozostałymi. — Mianowano go kapitanem przeszło sto lat temu. Oczywiście pośmiertnie, już po bitwie na Grendelu, ale regulamin floty nie precyzuje, że to była jakakolwiek przeszkoda. Skoro wrócił między żywych, wysługa lat się liczyła. — Czy mogę zlecić leczenie kapitana Falco? Przywrócenie go do rzeczywistości?

— Może pan wydać taki rozkaz jako dowódca floty. Ale pańska decyzja będzie zweryfikowana przez władze Sojuszu.

To powinna być taka prosta decyzja. Dlaczego miałby pozwolić temu człowiekowi na trwanie w szaleństwie? Ale z drugiej strony Falco pozostawał w areszcie, ciążyło na nim wiele poważnych zarzutów, za które groziła mu kara śmierci. Wyleczenie go było jednocześnie wyrokiem ściągającym na głowę kapitana znacznie gorszy los niż trwanie w błogiej nieświadomości. Problem w tym, czy jeden człowiek może zadecydować o nieleczeniu drugiego.

— Niełatwo podjąć taką decyzję — powiedział w końcu Geary.

— Osobiście byłbym temu przeciwny — odparł doktor. — Zważywszy na historię jego choroby, kapitan Falco mógłby szybko popaść zarówno w depresję, jak i podejmować próby samobójcze, gdyby zmuszono go do konfrontacji z rzeczywistością. Dlatego taką terapię należałoby przeprowadzić na specjalistycznym oddziale, przy pomocy lekarzy odpowiedniej specjalności, gdzie miałby należytą opiekę.

I to było rozwiązanie, na które Geary najbardziej liczył. Nie musiałby podejmować decyzji samodzielnie.

— Nie zamierzam sprzeciwiać się pańskim radom, doktorze. Proszę mnie jednak informować, gdyby zmienił pan zdanie w tej kwestii albo gdyby stan kapitana Falco uległ poważniejszym zmianom.

— Myślę, że to będzie możliwe. Tak, jest pan oficerem głównodowodzącym, ma pan więc prawo dostępu do takich informacji.

— Dziękuję, doktorze. Chciałbym odwiedzić kapitana Falco w trybie wirtualnym.

— Odwiedzić go? — Lekarz wydawał się zaskoczony żądaniem.

— Czy kapitana Falco nikt nie odwiedza?

— Przecież go aresztowano. Nie wiedział pan o tym?

— Wiedziałem — wyjaśnił cierpliwie Geary. — W końcu to ja wydałem nakaz jego zatrzymania.

— Ach, tak. A teraz chce się pan z nim zobaczyć?

— Zobaczyć i porozmawiać.

Doktor najpierw zamyślił się głęboko, a potem skinął głową.

— Nie widzę żadnych przeciwwskazań, przynajmniej jeśli chodzi o stan kapitana Falco, a skoro pan nie będzie tam obecny fizycznie, także panu nic nie grozi. Radziłbym jednak nie uświadamiać mu zbyt natarczywie jego aktualnego statusu.

— Nie mam zamiaru robić niczego takiego. Jak sądzę, możemy zaaranżować moją wizytę w kabinie kapitana Falco za pomocą sprzętu audiowizualnego z sali odpraw floty. Proszę podać mi wszystkie potrzebne kody.

Słowa te wywołały całą serię zatroskanych min i pouczeń o procedurach medycznych oraz prywatności, ale w końcu Geary wydusił z doktora wszystkie potrzebne mu informacje. Przerwał połączenie z poczuciem wielkiej ulgi i skierował się prosto do sali odpraw, starając się zwalczyć uczucie przygnębienia.

Nie zamierzał napawać się tym, co przydarzyło się kapitanowi Falco. Część jego umysłu nienawidziła starego oficera za to, że doprowadził do bezsensownej zagłady tak wielu okrętów i ich załóg. Część współczuła bądź co bądź schorowanemu człowiekowi. A reszta obawiała się tego, co jeszcze mógł zniszczyć szaleniec w kapitańskim mundurze, gdyby przywrócono mu poczucie rzeczywistości, tej prawdziwej lub choćby tej, którą Falco przez tak wiele lat pieczołowicie tworzył we własnej głowie.

Geary upewnił się, że zamknął dostęp do sali odpraw osobistymi kodami, po czym uruchomił oprogramowanie konferencyjne z wykorzystaniem najwyższego stopnia zabezpieczeń, a na koniec wprowadził kody dostępu do kapitana Falco.

Chwilę później zobaczył przed sobą jego sylwetkę. Kapitan wciąż nosił nienagannie skrojony mundur i wyglądał tak, jakby właśnie pełnił niezwykłej ważną misję. Rozglądał się przez chwilę, a potem skupił wzrok na Gearym.

— Słucham? — Dosłownie sekundę później irytujący wyraz twarzy został zastąpiony charakterystycznym, niemal automatycznym koleżeńskim uśmiechem, który Geary tak dobrze zapamiętał.

— Kapitanie Falco, zastanawiałem się, czy nie znalazłby pan chwili czasu, aby omówić ze mną ważną sprawę — zaczął ostrożnie Geary

— Przecież wie pan doskonale, że dowódca floty, taki jak ja, ma wiele spraw na głowie — pouczył go Falco i znów się Uśmiechnął. — Ale dla kolegi po fachu zawszę znajdę kilka chwil. Poinstruowałem komandosów z warty honorowej, która pilnuje drzwi mojej kabiny, żeby wpuszczano każdego oficera przychodzącego do mnie z ważnymi sprawami.

Jak powiedział doktor, Falco wciąż był przekonany, że dowodzi flotą, i nawet potrafił wyjaśnić sobie obecność komandosów pilnujących jego celi — według niego była to warta honorowa. Ciekawe, czy w ogóle rozpoznawał Geary’ego?

— Chodzi o kwestie operacyjne dotyczące ruchów floty.

— Tak. Oczywiście. Właśnie zapoznawałem się z aktualną sytuacją i zauważyłem, że nie mamy jeszcze decyzji w sprawie następnego skoku…

Niemal takich samych słów Geary użył wobec Rione, aby uniknąć odpowiedzi, ale teraz nie dał tego po sobie poznać.

— Czy mogę? — zapytał, a potem włączył holograficzny obraz tego sektora galaktyki. Falco spojrzał na wyświetlacz z miną wskazującą, że doskonale orientuje się w sytuacji. — Flota znajduje się na baonie.

— Oczywiście. Ostatnia ofensywa rozwija się w zadowalającym tempie — odpowiedział Falco.

— No… tak. Ale kierujemy się teraz z powrotem do przestrzeni Sojuszu.

— Hramra… — Falco uważniej przyjrzał się hologramowi i przez moment na jego twarzy pojawił się wyraz niepewności. — Hipernet. Syndycki hipernet.

— Moglibyśmy z niego korzystać — wyjaśnił Geary — ale Syndycy zniszczą każde wrota, zanim zdołamy do nich dotrzeć.

— Tak. Oczywiście — zgodził się Falco. — Na najprostszej drodze do przestrzeni Sojuszu znajduje się system T’negu. Ale tam nie polecimy

Geary spodziewał się, że Falco wskaże tę drogę jako jedyną możliwą.

— Nie polecimy tam?

— Oczywiście, że nie! — Falco podkręcił moc koleżeńskiego uśmiechu. — To pułapka! Czy pan tego nie widzi? — Geary skinął głową, nie odzywając się. — Miny. Cały system będzie nimi wyłożony. — Głos kapitana znów się załamał. — Miny. — Geary zaczął się zastanawiać, czy Falco pamięta, jak wielkie straty zadano mu na syndyckich polach minowych Vidhi.

Geary nie rozważał jeszcze problemu zaminowania T’negu, ale gdy wspomniał o tym Falco, myśl ta wydała mu się oczywista. Coraz mniej dróg wiodło do przestrzeni Sojuszu, a T’negu leżało na najkrótszej z nich. W systemie nie było ani jednej planety nadającej się do zamieszkania i zaledwie kilka syndyckich osad znajdujących się pod powierzchnią jednego z globów, zbyt odległego od gwiazdy, by panowała na nim rozsądna temperatura, i nie posiadającego niemal żadnej atmosfery. Każdy punkt skoku z tego systemu można było zaminować nie jednym polem, ale całym ich labiryntem, którego wielkość zależała wyłącznie od stanu posiadania Syndyków.

Falco wciąż wpatrywał się w holograficzne gwiazdy, ale milczał.

— Zatem możemy się udać… — podpowiedział mu komodor.

— Udać? — Falco mrugnął nagle, spojrzał przelotnie na Geary’ego, potem wrócił do obserwacji gwiazd. — Na Lakotę.