Выбрать главу

— To prawda — przyznał.

— Ale nie zapytałeś o to, ponieważ nie jesteś pewien, czy zdołałbyś uwierzyć w moje wyjaśnienia. Nie zaprzeczaj. Widzę twoje wahanie. Zasłużyłam sobie na nie.

— Nie powiedziałem, że…

— Nie musiałeś. — Rione rozłożyła ręce. — Chcesz, żebym powiedziała: kocham cię? Nie powiem. Wiesz, do kogo należy moje serce.

— Ale dlaczego? — zapytał w końcu Geary. — Dlaczego śpisz ze mną?

— Jesteś tak męski, że trudno ci się oprzeć. Nie wiedziałeś o tym? — Rione roześmiała się. — Szkoda, że nie widziałeś teraz wyrazu swojej twarzy.

Uśmiechnął się do niej, zdając sobie sprawę, że Rione nigdy tak naprawdę nie odpowiada na pytania, wyrzuca za to z siebie całą masę słów, których prawdziwości nie sposób dowieść.

— Przemyślę sobie ten aspekt naszej znajomości.

— A co z Lakotą? Też to przemyślisz? — Uśmiech Rione nagle zgasł. — Może właśnie dlatego przyszłam do ciebie, John. Może właśnie dlatego spędzimy razem tę noc.

— A co zrobisz, kiedy wrócimy do przestrzeni Sojuszu? Zakładając, że taka chwila kiedyś nadejdzie. Zejdziesz z tego okrętu wsparta na moim ramieniu? Nadal będziesz spędzać noce u mojego boku?

Spoglądała na niego przez dłuższą chwilę, milcząc.

— Pytasz polityka, co będzie robił w odległej przyszłości? — Pokręciła głową. — Mimo to odpowiem ci. Tak. Wierzysz mi?

— Nie wiem.

— Dobra robota. Wreszcie nauczyłam cię podstaw politycznego myślenia. Przydadzą ci się, kiedy wrócimy do domu. — Wstała i wyciągnęła przed siebie rękę. — Chodź. Zjedzmy coś. Oficjalnie. Razem. Pokażmy całej flocie, że jej bohater jest szczęśliwy.

Geary także wstał, choć nadal czuł się potwornie zmęczony.

— Sądzę, że mogę spróbować choć przez parę godzin poudawać, iż jestem szczęśliwy.

— Dobrze ci to zrobi. — Znów się uśmiechnęła, ale zupełnie inaczej tym razem. — A potem, jak już wrócimy do twojej kabiny, sprawimy oboje, że naprawdę poczujemy się przez chwilę szczęśliwi.

Pomimo podniecenia, jakie poczuł słysząc tę obietnicę, Geary dałby wiele, żeby tylko dowiedzieć się, co Wiktoria naprawdę myśli w tej chwili.

— Wierzcie mi, że nie było mi łatwo podjąć decyzję o naszym następnym kroku — obwieścił Geary szeregom wirtualnych wyobrażeń oficerów floty zgromadzonych wokół stołu w sali odpraw. Wyczuwał wśród nich napięcie równe temu, jakie towarzyszyło flocie przed bitwą. Miał jednak świadomość, że jego adwersarze, kapitanowie Casia i Midea, a także komandor Yin, są gotowi skontrować każdą propozycję, która wyda im się zbyt mało agresywna.

Sprzymierzeńcy Geary’ego, czyli kapitanowie Duellos, Tulev i Cresida, również wyglądali na zaniepokojonych kolejną propozycją komodora, która mogła mieć na celu zjednanie sobie większej liczby dowódców, a mogła oznaczać tylko większe niebezpieczeństwo dla floty. Rozmawiał z nimi wszystkimi, zanim zwołał to spotkanie, starając się ich przekonać, że to dokładnie przemyślany plan. Miał nadzieję, że mu się udało.

Tuż obok niego siedziała kapitan Desjani, wbijając wzrok w jawnych oponentów Geary’ego, jakby była jego osobistym ochroniarzem. Nieco dalej, w miejscu, które zazwyczaj zajmowali oficerowie należący do Republiki Callas i Federacji Szczeliny, widział hologram współprezydent Rione zasiadającej dokładnie pośrodku tej grupy. Wybrała ten rodzaj obecności zamiast fizycznej, obok niego, aby dać znać załogom okrętów wysłanych przez Republikę Callas, że wciąż jest jedną z nich. Geary zastanawiał się, czy zdecyduje się włączyć w tę dyskusję i raczej będzie go głośno popierała czy też pozostanie cichym obserwatorem, a może wręcz opowie się przeciwko jego pomysłowi.

Nad środkiem stołu pojawił się rozgwieżdżony hologram sektora.

— Wszyscy zapewne doskonale pamiętacie, jakie mamy opcje. T’negu, chociaż wygląda atrakcyjnie, jest na pewno śmiertelnie niebezpieczną pułapką…

— Jak do tej pory bez większych problemów udało nam się znacznie zmniejszyć dystans dzielący nas od przestrzeni Sojuszu, i to lecąc cały czas prosto — przerwał mu kapitan Casia.

— Tworząc tym samym wzorzec zachowania, który Syndycy mogą rozpoznać nawet z zamkniętymi oczami — skontrował go Duellos. — T’negu to idealne miejsce na położenie ogromnych pól minowych.

— Też tak myślę — poparł go Geary i natychmiast przyszpilił Casię groźnym spojrzeniem, zanim kapitan zdołał cokolwiek odpowiedzieć. — Pozostałe systemy, do których możemy skoczyć, także posiadają swoje wady i mogą na nich czyhać na nas rozmaite zagrożenia. Dlatego po długim zastanowieniu i szeregu konsultacji z innymi oficerami doszedłem do wniosku, że najlepszym celem będzie Lakota.

Kapitan Midea poderwała się do głosu jako następna, ale zakrztusiła się własnymi słowami, gdy dotarło do niej, co tak naprawdę powiedział Geary.

— Lakota? — zdołała w końcu wydusić.

— Tak. — Nie wiedział, czy zdoła tym posunięciem zaskoczyć Syndyków czy też nie, ale kapitan Mideę z pewnością załatwił. A to było pocieszające, oznaczało bowiem, że szpiedzy jego przeciwników nie byli w stanie odkryć jego planów z wyprzedzeniem. — Zastaniemy tam syndycka flotę strzegącą dostępu do wrót hipernetowych. Ale Syndykat nie spodziewa się naszego przybycia do tego systemu, więc nie powinien tam zgromadzić sił mogących nas powstrzymać.

— Wykorzystamy tamtejsze wrota? — zapytał ktoś łamiącym się głosem.

— Jeśli to będzie możliwe — odparł Geary najspokojniej, jak tylko potrafił. Nie chciał dawać im fałszywej nadziei. — Wiecie jednak doskonale, że Syndycy wolą zniszczyć własne wrota hipernetowe, niż pozwolić nam z nich skorzystać, a flotylla okrętów strzegących Lakoty z pewnością otrzymała stosowne rozkazy w tym względzie. Lecz jeśli będziemy mieli trochę szczęścia i zaskoczymy wroga w momencie, gdy będzie sporo oddalony od wrót, być może uda nam się go wyprzedzić. Ale to na pewno nie będzie łatwe. Jeśli Syndycy zaczną niszczyć wrota… — pozwolił, by to zdanie zawisło nad nimi, by każdy z obecnych tutaj oficerów przypomniał sobie, czym zakończył się kolaps wrót hipernetowych na Sancere.

— Nawet w takiej sytuacji możemy uderzyć na wrota i spróbować ich powstrzymać — zaprotestowała komandor Yin.

— Mówię za siebie — wtrącił dowódca Śmiałego — ale wolałbym nie znajdować się w pobliżu zapadających się wrót hipernetowych.

— Ja też — dodał kapitan Diamenta. — Jeśli Orion chce wziąć na siebie to odpowiedzialne zadanie, nie mam nic przeciw temu.

Komandor Yin zmierzyła groźnym wzrokiem obu dowódców, ale nic nie powiedziała, widocznie zdawała sobie sprawę, że dalsza dyskusja z nimi może ją jeszcze bardziej ośmieszyć.

— Jak wielkich sił Syndykatu możemy się spodziewać na Lakocie? — zapytał kapitan Gniewu. — Daliśmy im poważnego łupnia w kilku ostatnich bitwach i zniszczyliśmy sporo budowanych dopiero okrętów na Sancere, nie mówiąc już o tamtejszych stoczniach. Jeśli ta banda, która czekała na nas na Ixionie, może stanowić jakikolwiek punkt odniesienia, Syndykat zaczyna gonić w piętkę.

Kapitan Tulev odpowiedział bardzo ponurym głosem:

— Przypomnijcie sobie, jakiego łupnia my dostaliśmy w Systemie Centralnym Syndykatu. Każde straty, jakie zadajemy wrogowi od tamtej pory, jedynie zmniejszają niekorzystny bilans powstały po tamtej pułapce.