Nad stołem obrad zapadła ponura cisza. Nikt nie mógł zaprzeczyć prawdziwości słów Tuleva.
— Ale syndyckie jednostki, które zniszczyliśmy tutaj, miały na pokładach całkowicie zielone załogi — zauważył w końcu komandor Neeson z Zajadłego. — Takich ludzi nie należy wysyłać na misje bojowe.
— To prawda — przyznał kapitan Duellos. — Przedyskutowałem ten problem z kapitanem Gearym i obaj doszliśmy do wniosku, że Syndycy uważali nasze przybycie na Ixion za tak mało prawdopodobne, że bardziej doświadczone załogi wysłali do pozostałych systemów.
— A to oznacza, że zaczyna im brakować okrętów — wyciągnął wniosek Neeson.
— Zaczyna ich im brakować tylko dlatego, że muszą utrzymywać spore siły w kilku miejscach na raz, ponieważ nie mają pojęcia, dokąd się udamy. — Duellos zbił jego argument. — Tym sposobem sprawiamy im coraz więcej problemów.
— Przy odrobinie szczęścia — wtrącił Geary — napotkamy podobnie niewielkie siły na Lakocie.
— Czy rozmawiał pan o tej sprawie z senator Rione? — zapytała kapitan Midea.
Geary przyjrzał się jej beznamiętnie, ta wymuskana kobieta coraz bardziej przypominała mu syndyckiego DONa.
— Właściwym tytułem pani Rione jest współprezydent Republiki Callas, kapitanie Midea, choć jest ona także członkinią senatu Sojuszu. Tak, rozmawiałem z nią o tej sprawie.
— Zatem skok na Lakotę jest jej decyzją?
Wszyscy zgromadzeni nagle zesztywnieli. Geary nie miał problemu z odczytaniem reakcji na zawartą w tym pytaniu sugestię. Wiedział też doskonale, że jeśli Wiktoria miała zamiar przeciwstawić się jego pomysłowi, teraz podarowano jej idealną okazję na zademonstrowanie swojego zdania.
— Jak już wcześniej wspominałem, pani współprezydent Rione nie podejmuje decyzji dotyczących ruchów tej floty — oznajmił przyjaznym tonem.
Rione przyszła mu w sukurs.
— Nie mam zwierzchności nad flotą, nawet będąc członkinią senatu, kapitanie Midea. Czyżby pani nie wiedziała o takich rzeczach?
Twarz Midei poczerwieniała.
— Skoro pani współprezydent Rione ma tak wielki wpływ na decyzje głównodowodzącego, wychodzi na jedno.
Rione uśmiechnęła się ciepło.
— Jestem w stanie przysiąc tutaj na honor moich przodków, że kapitan Geary niezwykle rzadko słucha moich rad dotyczących ruchów tej floty.
— Honor polityka… — mruknął ktoś z dali.
Na twarzach większości, jeśli nie wszystkich oficerów z Republiki Callas pojawiły się grymasy niezadowolenia. Paru innych kapitanów zgromadzonych przy stole zareagowało jednak na tę zniewagę półuśmieszkami. Większość pozostała niewzruszona.
Geary zdawał sobie doskonale sprawę, że jego uczucia można teraz bez trudu odczytać.
— Czy mój honor satysfakcjonuje osobę, która nie wierzy w słowa pani współprezydent? — rzucił wyzwanie. Poczuł wielką ulgę, gdy Rione nie wykorzystała okazji, by otwarcie przeciwstawić się jego pomysłowi, za co był jej też niezmiernie wdzięczny.
Odpowiedziała mu wyłącznie cisza, ale po chwili odezwał się kapitan Mosko.
— Spodziewałem się, że będzie pan jej bronił, kapitanie Geary — mówił opryskliwym tonem. — Co jest zrozumiałe, zważywszy na związek, jaki was łączy. Ale jest to też akt godny człowieka honoru i oficera.
— Pani współprezydent Rione nie wydaje rozkazów kapitanowi Geary’emu, a jeśli nawet usiłuje to robić, nie jest wysłuchiwana — oznajmiła kapitan Desjani głośno. — Takie są moje wnioski wynikające z bezpośredniej obserwacji poczynań kapitana Geary’ego na mostku Nieulękłego. Zaświadczam to moim honorem, a chyba nie ma tu osoby, która uwierzy, że panią współprezydent i mnie łączą jakiekolwiek związki.
— Za to czuje się pani zobligowana do obrony kapitana Geary’ego — odparła kapitan Midea tonem sugerującym, że za tą obroną musi kryć się coś więcej niż tylko stosunki służbowe.
Desjani spojrzała na nią z pogardą.
— Kapitanie Midea, będę bronić każdego oficera, który może pokonać naszych wrogów, a zwłaszcza takiego, który robi to tak skutecznie jak kapitan Geary. To dowódca mojej floty i człowiek honoru. A moim wrogiem są Syndycy i każdy, kto ich wspiera.
Cisza, jaka zapadła po tych słowach, była niezwykle głęboka. Przerwał ją dopiero kapitan Casia, choć widać było, że niechętnie odnosi się do porywczego wystąpienia swojej koleżanki.
— Dyskusje i debaty pomiędzy oficerami należą do tradycji tej floty. Ale nie powinny być okazją do zarzucania komukolwiek zdrady.
— A czy ja zarzuciłam komuś zdradę? — zapytała Desjani.
Geary przerwał niezręczną ciszę, która zapanowała po jej słowach.
— Otwarta dyskusja i debaty są dopuszczalne, ale nie o decyzjach, które zostały już podjęte. Wiem doskonale, że w tej flocie są oficerowie, którzy mówią co innego w prywatnych rozmowach, a co innego na forum publicznym. Mówiłem to już wcześniej, ale teraz powtórzę: zachęcam każdego z was do wypowiadania konstruktywnych myśli i sugestii, ale to ja jestem głównodowodzącym i na mnie spoczywa obowiązek podejmowania ostatecznych decyzji i wydawania rozkazów.
— I tego się po panu spodziewamy — przytaknął kapitan Badaya, rzucając pogardliwe spojrzenie w stronę malkontentów. — Gdzie się skierujemy, jeśli nie będziemy mogli wykorzystać wrót hipernetowych na Lakocie?
Geary, wdzięczny losowi za to, ze będzie mógł wrócić do prawdziwego tematu tej dyskusji, zamiast skupiać się na faktycznych i wydumanych relacjach pomiędzy nim a kobietami, wskazał na holomapę.
— Mamy kilka ciekawych opcji. Ale to, gdzie się udamy, zależeć będzie od sytuacji zastanej na Lakocie i liczby walk, które będziemy musieli stoczyć. — Spojrzał na koniec stołu, gdzie siedziała kapitan Tyrosian i pozostali dowódcy jednostek pomocniczych. — Dzięki znakomitym wynikom pracy naszej eskadry pomocniczej już wkrótce będziemy mogli uzupełnić w pełni stany ogniw paliwowych i amunicji, nawet tych, które zostały całkowicie wyczerpane. Niestety proces ten pochłonął niemal wszystkie pierwiastki śladowe, jakie zdobyliśmy do tej pory. Musimy znaleźć nowe źródła zaopatrzenia, żeby zapełnić ładownie naszych wytwórni. A stopień potrzeb będzie zależny od tego, ile paliwa zużyjemy podczas akcji na Lakocie i ile pocisków tam wystrzelimy.
— Tracimy naprawdę wiele czasu na pilnowanie jednostek pomocniczych podczas lotu i akcji wydobywczych — wyrzucił z siebie dowódca Chrobrego.
— Gdybyśmy tego nie robili — skontrował go ze śmiechem kapitan Duellos — siedziałbyś teraz, człowieku, w obozie pracy Syndyków, chyba że potrafisz walczyć bez paliwa i amunicji.
Dowódca Naramiennika skinął głową.
— Mój okręt odniósł poważne uszkodzenia podczas starcia na Daiquonie. Mechanicy pracują z nami ramię w ramię, bez wytchnienia, aby dokończyć naprawy. Zarówno ja, jak i moja załoga będziemy zaszczyceni, mogąc eskortować jednostki pomocnicze, dopóki nie odzyskamy pełnej sprawności operacyjnej wszystkich systemów.
Wielu oficerów odwróciło się w stronę komandor Yin i dowódców Dumnego oraz Wojownika. Choć ich pancerniki były aktualnie remontowane, żadne nie powiedziało jednego dobrego słowa o mechanikach floty.
— My także jesteśmy im wdzięczni — zadeklarował w końcu komandor Suram z Wojownika. — Osiągniemy pełną gotowość operacyjną przed przylotem na Lakotę.
Dowódca Zemsty roześmiał się.
— Czwarty dywizjon nie byłby taki sam bez was. — Jego uśmiech nagle zgasł. — Mamy z Syndykami rachunek do wyrównania, muszą zapłacić za Tryumfa. Będziemy wdzięczni, jeśli Wojownik także przyłoży się do tej roboty.