Выбрать главу

— Mają wystarczająca siłę ognia, by zniszczyć wrota, zanim zdążymy do nich dotrzeć — zauważyła Rione.

— Tak — przyznał Geary. Ale nie mogli przecież odrzucić nadarzającej się okazji. Po prostu nie mogli. Desjani z pewnością nie była jedynym oficerem w tej flocie, który uważał, że ci Syndycy będą naprawdę łatwą zdobyczą. — Jeśli rozpoczniemy szarżę prosto na wrota, Syndycy natychmiast przystąpią do ich niszczenia. Musimy spróbować odciągnąć ich z zajmowanych pozycji, a potem dotrzeć do wrót, zanim zdążą wrócić.

— Jeśli je zniszczymy… — zaczęła Desjani.

— Wiem. Ale naszym nadrzędnym zadaniem jest dotarcie do tych wrót, kiedy jeszcze będą całe.

Desjani niechętnie skinęła głową.

— Jak zamierzasz ich odciągnąć? — zapytała Wiktoria.

— A masz jakieś sugestie? — zapytał Geary.

Rione myślała przez chwilę.

— Może zaoferujemy im coś cennego. Coś, czemu nie będą potrafili się oprzeć?

— Tak — poparła ją Desjani. — Każmy im myśleć, że nie jesteśmy zainteresowani wrotami, i podstawmy im cel, na który się połakomią.

Niestety istniał tylko jeden cel będący wystarczająco łakomym kąskiem dla wroga.

— Formacja Echo Pięć Pięć. Jednostki pomocnicze i wszystkie uszkodzone okręty.

Były jak chore zwierzęta ciągnące się za stadem. Ale Geary nie chciał ich utracić. Jednostki pomocnicze były niezbędne dla przetrwania floty, a wszystkie pozostałe okręty nie tylko stanowiły o znacznej wartości bojowej, którą można było odzyskać po remontach, ale były także urzeczywistnieniem słów Geary’ego, który przyrzekł, że nie pozostawią żadnego okrętu na pastwę wroga. Używanie ich jako przynęty kłóciło się z tą zasadą.

Raz jeszcze przyjrzał się całej sytuacji. Lakota wydawała się bardzo bogatym systemem, zwłaszcza na tle opustoszałych miejsc, które flota ostatnio odwiedzała. Jedyna zamieszkana planeta, znajdująca się w tej chwili w odległości dziewięciu godzin świetlnych po drugiej stronie gwiazdy, wykazywała wszystkie cechy rozwijającej się cywilizacji. Zależne od niej kolonie znajdowały się na kilku innych planetach układu, a od instalacji przemysłowych wprost roiło się nie tylko na powierzchniach planet i księżyców, ale i na ich orbitach. Pomiędzy nimi istniał dość intensywny ruch cywilny, statki handlowe przylatywały tutaj z towarami i odlatywały do innych systemów, zabierając tutejsze dobra; ogromne masowce niosły w swoich ładowniach urobek z kopalń mieszczących się na bogatych, acz niezamieszkanych globach i w pasach asteroid. Stanowiska obrony orbitalnej wykryto na kilku planetach, ale Geary nie zwracał na nie specjalnej uwagi. Zarówno one, jak i bazy wojskowe krążące wokół zamieszkanej planety były łatwymi celami dla bombardowań pociskami dalekiego zasięgu.

Gdyby tylko udało się dopaść kilka z tych masowców i zgarnąć ich ładunki prosto do ładowni jednostek pomocniczych Sojuszu…

Systemy manewrowe nie miały większych problemów z wykonywaniem zadań zaplanowanych przez Geary’ego.

— Druga i siódma eskadra niszczycieli, zezwalam na odłączenie się od zgrupowania i nakazuję przejęcie masowców Syndykatu znajdujących się w pobliżu gazowego giganta, w odległości jednej i dwóch dziesiątych godziny świetlnej na sterburcie. Przejmijcie nad nimi kontrolę i doprowadźcie w pobliże naszych pozycji, abyśmy mogli zarekwirować ich ładunki.

Przerwał, zastanawiając się, czy to wszystkie rozkazy, jakie powinien wydać w tym momencie, ale po chwili uznał, że trzeba ułatwić sobie tę robotę. Wskazał systemom uzbrojenia Nieulękłego, co chce zniszczyć, i poprosił o wybór najefektywniejszych sposobów. Uzyskał odpowiedź dosłownie po ułamku sekundy — tyle potrzebowały potężne komputery do przeanalizowania problemu. Geary sprawdził plan osobiście, a potem przesłał go na mostek Odwetu.

— Ósmy dywizjon pancerników, rozpocznijcie bombardowanie wyznaczonych celów pociskami kinetycznymi według dostarczonego planu.

Zanim Geary sprawdził swoje kolejne obliczenia, cztery pancerniki wystrzeliły ogromne kule metalu, które wciąż przyspieszając, będą gromadziły energię kinetyczną aż do momentu, kiedy trafią w cel. A kiedy dotrą do wyznaczonych celów, ich prędkość będzie tak wielka, że nie tylko one same wyparują podczas uderzenia, ale i spora część terenu, na który spadną. Okręty z daleka dostrzegą nadlatujące pociski tego rodzaju, wystarczy minimalna zmiana kursu albo prędkości, by przestały one stanowić zagrożenie, przelatując w odległości milionów kilometrów, ale instalacje znajdujące się na stałych orbitach, które bez problemu da się przeliczyć, stanowiły naprawdę łatwe cele, i to już od momentu, w którym człowiek wyniósł w kosmos pierwszą broń.

— Do wszystkich jednostek — rozkazał Geary. — Zwrot na sterburtę, siedem dwa stopni, dół zero trzy stopni, czas jeden sześć.

Wykonanie tego rozkazu sprawi, że wszystkie okręty zmienią jednocześnie kurs i flota, zachowując dotychczasowe ustawienie, poleci w zupełnie innym kierunku, tak by tarcze monetopodobnych formacji znów były skierowane czołami do przodu.

Desjani już po kilku sekundach przeanalizowała rozkaz.

— Rozważa pan przejście przez dwa punkty skoku, polecimy albo na Branwyna, albo na Tnegu.

— Chcę, żeby Syndycy tak właśnie odebrali nasze intencje — wyjaśnił Geary wstając. — Jesteście gotowe na następną odprawę?

— Jeśli pan jest w stanie stawić czoło tym ludziom, ja tym bardziej — odparła.

Desjani podążyła za Gearym, aby opuścić mostek, ale gdy mijali Rione, ta też wstała i znalazła się pomiędzy komodorem a jego podwładną.

— Zamierzasz pojawić się na odprawie osobiście? — zapytał zaskoczony Geary. Wciąż skupiał się na przemyśleniu kolejnych posunięć.

— Być może — odparła Rione lodowatym tonem. — Chciałabym dowiedzieć się z pierwszej ręki, co planujesz, chyba że to tajemnica.

— Nie ma sprawy.

Przez całą drogę do sali odpraw Rione szła u jego boku. Desjani postępowała za nimi w milczeniu.

— Zamierzam poinformować wszystkich, że chcę odciągnąć okręty Syndykatu od wrót hipernetowych. Musimy przeprowadzić to w taki sposób, żeby wróg myślał, iż naszym celem jest przelot do kolejnego punktu skoku w tym systemie i jak najszybszy odlot.

— A nie zamierzałeś tego zrobić naprawdę? — naciskała Rione.

— Cóż, jeśli odciągniemy syndycką flotyllę na wystarczającą odległość, będziemy mogli wykorzystać wrota hipernetowe. Jeśli nie zdołamy, nie pozostanie nam nic innego niż skok.

— I naprawdę uważasz, że zaryzykują pozostawienie wrót niestrzeżonych? — Rione nawet nie próbowała ukrywać sceptycyzmu.

— Jeśli tego nie zrobią, zawsze możemy skoczyć na Branwyna.

Sala odpraw została już wirtualnie powiększona przez oprogramowanie holokonferencyjne, większość dowódców znajdowała się na swoich miejscach. Gdy Geary zasiadał na swoim fotelu u szczytu stołu, nad wieloma głowami obecnych widział dymki z ostrzegawczymi znakami, które miały mu przypomnieć o opóźnieniach w dyskusji, jakie mogą wystąpić ze względu na duże rozśrodkowanie jednostek floty.

— Witajcie na Lakocie — zagaił Geary, ale natychmiast zdał sobie sprawę, że musi rozpocząć tę naradę w zupełnie inny sposób. — Wygląda na to, że znów przechytrzyliśmy Syndyków.

— Dlaczego nie kierujemy się wprost na wrota hipernetowe? — zapytał bez ogródek kapitan Casia.