Выбрать главу

— Chciałbyś, żebym powiedziała to podczas odprawy? Tej samej odprawy, na której dałeś mi wyraźny znak, żebym usiadła na tyłku i milczała.

— Nie chciałem, żebyś siedziała na tyłku i milczała!

— Dawałeś mi do zrozumienia, że mam zamilknąć — oświadczyła Rione niezwykle spokojnym, ale i pozbawionym jakiegokolwiek ciepła głosem. — Nie mam o to pretensji. To mogło cię postawić pomiędzy czarną dziurą a wybuchem supernowej.

— Dlaczego? — zapytał Geary, zastanawiając się, w której roli widziała się Wiktoria.

— Gdybym opowiedziała się przeciw przeniesieniu okrętu Midei do innego zgrupowania, bez względu na to, jaką podjąłbyś później decyzję, wyszłoby, że ja, paskudny polityk, mam na ciebie zbyt duży wpływ. — Rione machnęła ręką ze złością. — A gdybym w ogóle nie przemówiła, nie spojrzałbyś na tę sprawę z innej, kto wie, czy nie cenniejszej perspektywy.

Geary zamyślił się.

— Czyż nie do tego dążą moi przeciwnicy we flocie? Do wbijania klinów pomiędzy mnie a ludzi, którzy służą mi dobrą radą? Jesteś tego doskonałym przykładem. Co mam począć w sprawie plotek rozsiewanych tylko dlatego, że tak dobrze nam się współpracuje z Desjani? Jak mam im przeciwdziałać?

— Chodzi ci o kapitan Desjani czy o mnie? — Pytanie Rione znów przepełniał chłód.

— O was obie! Ona jest kapitanem mojego okrętu flagowego, a ty jesteś moim doradcą i… no…

— Kochanką. To chyba najodpowiedniejsze określenie. Jeśli nazwiesz mnie swoją metresą, przyrzekam, że tego pożałujesz.

— Ostrzeżenie zostało przyjęte. Zatem co mi sugerujesz?

— Upewnij się, iż twoje zachowania wobec kapitan Desjani są tak czyste, że nie będą mogły posłużyć do powstania plotek, w które uwierzy choć jeden rozsądny człowiek. Zakładam, że co najmniej kilku takich znajdzie się w gronie dowódców tej floty? Jeśli chodzi o moją osobę, nadal podkreślaj swoją niezależność ode mnie na forum publicznym. Możesz mi wierzyć, że nie byłam jedyną osobą, która zauważyła twój rozkaz zamykający mi usta.

— Ja nie…

— Jestem też pewna, że większość z tych, którzy to widzieli, podzieliła mój punkt widzenia. — Jeden z kącików ust Wiktorii powędrował w górę. — Dowód na to, że mnie zdominowałeś, powinien ci pomóc w uspokojeniu tych oficerów, którzy do tej pory uważali, że mam na ciebie zbyt wielki wpływ.

— Zdominowałem cię? — Geary nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. — Tego jednego chyba nie można o mnie powiedzieć.

Rione uniosła brew.

— Nie należysz do osób, które można zdominować — dodał Geary.

— Wreszcie się czegoś o mnie dowiedziałeś — podsumowała oschle.

— Dostałem kilka lekcji na ten temat — usprawiedliwił się Geary. — Chyba powinienem udać się na mostek i przejrzeć najnowsze raporty o stanie floty. Może też przeprowadzę kilka kolejnych symulacji.

— Dlaczego na mostku? Przecież równie dobrze możesz zrobić to w swojej kajucie.

— To prawda. — Przyjrzał się jej uważniej, nie rozumiejąc, dlaczego mu o tym przypomniała. — Ty też tam idziesz?

Rione wzruszyła ramionami.

— Być może. Ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

— Jeśli ktoś znajdzie kapitan Mideę z nożem w plecach, chyba wiem, do kogo będą należały odciski na trzonku i pozostawione DNA — zażartował Geary, starając się rozładować niezrozumiałe napięcie, jakie znów pojawiło się między nimi.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

— Jeśli to ja ją zabiję, na narzędziu zbrodni nikt nie znajdzie odcisków palców ani śladów DNA, John. Możesz być tego pewien.

Dziewięć

Minęły kolejne trzy dni, a Syndycy nie ruszyli się z miejsca. W miarę jak flota posuwała się w głąb systemu Lakoty, odległość od wrót hipernetowych systematycznie malała. Za kilkanaście godzin flota Sojuszu powinna znaleźć się w najbliższym punkcie wobec nich (chociaż słowo „najbliższy” nie oddawało nawet ułamka prawdy o dystansie trzech i pół godziny świetlnej), a potem systematycznie będzie oddalać się, aż osiągnie któryś z punktów skoku.

Geary nie spuszczał z oka obu interesujących go formacji, syndyckiej i zgrupowania Echo Pięć Pięć. Na razie kapitan Midea i jej Paladyn po transferze zachowywali się znośnie, utrzymując stałą pozycję obok Oriona i Dumnego.

Jedynego dreszczyku emocji dostarczała Geary’emu salwa pocisków kinetycznych wystrzelonych już dawno z pokładów jednostek Sojuszu, które powoli pokonywały ogromne przestrzenie systemu gwiezdnego i trafiały w kolejne cele umiejscowione na orbitach i powierzchniach niektórych księżyców czy planet. Gdy któraś z głowic docierała do celu, sensory Nieulękłego ożywały, dostarczając wyjątkowo ostrych wizualizacji uderzeń. Syndyckie bazy obronne i stanowiska broni znikały w fontannach płonącej plazmy i chmurach odłamków.

— Wreszcie daliśmy im popalić w tym systemie — mruknęła Desjani, spoglądając na otoczony ruinami lej, jedyną pozostałość po gigantycznej fabryce Syndykatu. Potem spojrzała przepraszająco na Geary’ego. — Nie miałam na myśli…

— Rozumiem. Też jestem sfrustrowany tą sytuacją.

Widział, że przechwycone masowce z rudą powoli zbliżają się do pozycji zajmowanych przez flotę, dwie eskadry niszczycieli prowadziły je jak najprawdziwsze psy pasterskie. Operacja dogonienia znacznie szybszych okrętów wojennych wymagała od frachtowców maksymalnego przyśpieszenia, które w zastraszającym tempie wyczerpywało kolejne ogniwa paliwowe tych jednostek. Mimo to Geary uznał, że skoro po opróżnieniu i tak nigdzie dalej nie polecą, nie ma się czym przejmować.

— Siedem godzin do kontaktu zgrupowania Echo Pięć Pięć z przejętymi masowcami — zameldowała Desjani.

— Tak. Dlaczego Syndycy jeszcze się nie ruszyli? Jeszcze nigdy nie zachowywali się tak pasywnie, kiedy wchodziliśmy do ich systemów.

Niestety nawet wywiad nie potrafił udzielić odpowiedzi na to pytanie, chociaż porucznik Iger sugerował, że gdyby zbliżyli się bardziej do zamieszkanej planety, mógłby przechwycić więcej komunikatów, z których mogliby coś wywnioskować. Geary nie zamierzał jednak tracić paliwa na zmiany kursu całej floty i podchodzić do planety, której systemy obronne mogły zagrozić jego okrętom.

Flota Sojuszu oddaliła się już o godzinę od punktu największego zbliżenia do wrót, a Geary zaczął przemyśliwać nad znacznym uatrakcyjnieniem przynęty dla syndyckiej flotylli broniącej dostępu do hipernetu, gdy w końcu coś się wydarzyło.

— Kapitanie Geary, syndycka flotylla wychodzi z punktu skoku z Tnegu.

Zanim sensory Nieulękłego dokończyły analizę wielkości nowych sił wroga, Geary zdążył dotrzeć na mostek. Kapitan Desjani wskazała na wyświetlacz.

— Sprawdziliśmy te liczby i wychodzi na to, że mamy do czynienia z siłami, jakich Syndycy użyli do zablokowania T’negu, spodziewając się, że to właśnie tam polecimy. Jeden z ŁZ-etów obserwujących nas na Ixionie z pewnością wykonała skok na Tnegu, jak tylko my udaliśmy się na Lakotę. Jeśli nasze dane dotyczące czasu przelotów pomiędzy Ixionem i T’negu oraz Tnegu i Lakotą są precyzyjne, możemy założyć, że zaraz po pojawieniu się kuriera i odebraniu meldunku, iż przylecieliśmy właśnie tutaj, flotylla ta dokonała kolejnego skoku na Lakotę.

— Powinniśmy się spodziewać podobnej akcji — zauważył Geary zły na samego siebie. Podczas tak długiej ucieczki przez sektory Syndykatu flota Sojuszu nie trafiała zbyt często na podobną sytuację pozwalającą na działanie wroga z kilku kierunków, ale to nie mogło być wytłumaczeniem dla pominięcia takiej możliwości tutaj.