Выбрать главу

— Syndycy zazwyczaj nie reagowali tak szybko — powiedziała Desjani. — W normalnej sytuacji powinni poczekać jeszcze na rozkaz opuszczenia T’negu.

Geary nie dyskutował z jej poglądem, sprawdzając dokładnie liczebność nadlatującej floty wroga.

— Osiemnaście pancerników, czternaście okrętów liniowych, dwadzieścia trzy ciężkie krążowniki. Do tego całe mrowie lekkich jednostek i ŁZ-etów. — Teraz połączone siły flotylli strzegącej wrót hipernetowych i okręty przybyłe z Tnegu dorównywały liczebnością całej flocie Sojuszu. — I tak wyrównały się nasze szanse w tym systemie.

— Ale wciąż mamy przewagę liczebną nad każdą z tych sił liczonych z osobna — zaprotestowała Desjani.

— Tak, jeśli wciągniemy do boju tylko jedną z nich. Ale okręty z Tnegu nawet bez pomocy tutejszych mogą stanowić spory problem. — Przed oczami stanęła mu wizja losu floty, która lecąc na Tnegu, trafiłaby najpierw na gęste pola minowe, a potem na masę okrętów wojennych. Z drugiej strony mogło być znacznie gorzej. Jeszcze raz rzucił okiem na ekran. — Musieli dostrzec nas w momencie wejścia do systemu. Dlaczego więc nie ruszyli od razu kursem na przechwycenie?

Desjani pokręciła głową.

— Nie wiem, sir. Znacznie mniejsze siły Syndykatu za każdym razem zachowywały się o wiele bardziej agresywnie niż oni — odwróciła się w stronę Geary’ego. — Może obawiają się pana.

Omal się nie roześmiał, ale zrozumiał, że Desjani mówiła absolutnie poważnie.

— Gdybyż to była prawda — odparł w końcu. — Tylko…

— Zawracają! — zameldował wachtowy. — Syndycka flotylla Bravo zmienia kurs i prędkość.

Oczy Geary’ego powędrowały znów na wyświetlacz. Siły Syndykatu znajdowały się w odległości trzech godzin świetlnych. Wróg dostrzegł pozycje floty Syndykatu na trzy godziny przed tym, zanim ktokolwiek na Nieulękłym dowiedział się o ich obecności. Mieli wystarczająco dużo czasu na zaplanowanie posunięć albo odebranie rozkazów od władz systemu. W tej chwili Geary wiedział jedynie, że wróg zareagował na obecność floty Sojuszu.

— Przekroczyli już wektor kursu na zbliżenie — zameldowała zaskoczona Desjani. — Gdzie oni lecą? — Niestety, odpowiedzi na to pytanie nie dostaną zbyt szybko. — Kierują się prosto na punkt skoku na Branwyna — dodała Desjani z widocznym rozgoryczeniem.

— Na pewno nie zamierzają tam skoczyć — powiedział Geary. Wszyscy Syndycy, z jakimi miał wcześniej do czynienia, przynajmniej usiłowali być agresywni, nawet jeśli nie miało to większego sensu. Ta flotylla zachowywała się zupełnie inaczej. — A może zamierzają po prostu zablokować ten punkt, podobnie jak tamte okręty strzegące wrót? Czyżby to była nowa taktyka Syndykatu, siedzenie i czekanie, kiedy popełnimy błąd?

Desjani zmarszczyła brwi.

— A może oni tylko zaminowali T’negu…

— Tak… — Powoli docierało do niego znaczenie tych słów. — A teraz zamierzają zaminować punkt skoku na Branwyna.

— Też tak myślę, sir. Jeśli będziemy chcieli opuścić ten system, a oni wcześniej zablokują punkt skoku, nie pozostanie nam nic innego, jak przedzieranie się przez skraj zaminowanej przestrzeni.

— A to oznacza, że będziemy musieli spowolnić ruch floty, aby zminimalizować straty w sprzęcie, czym wystawimy się na ataki szybkich zgrupowań wroga. — Liczba dobrych wyjść z tej sytuacji gwałtownie się zmniejszała. — Sądzi pani, że zdołamy ich odciągnąć od punktu skoku, kierując teraz flotę na wrota hipernetowe?

Desjani myślała, nerwowo przygryzając dolną wargę, a potem skinęła głową.

— Nie mogą pozwolić, by większa liczba naszych okrętów dotarła do wrót, a dowódca flotylli Bravo ściągnie sobie na głowę istne piekło, jeśli z naszego powodu zostaną one zniszczone przez formację Alfa, i to tylko dlatego, że nie ruszył za nami. Z drugiej jednak strony, flotylla strzegąca wrót może je zniszczyć, kiedy zechce, a my, ruszając w jej stronę, odsłonimy tyły przed drugim zgrupowaniem Syndyków. I tak źle, i tak niedobrze.

— Muszę znaleźć sposób na zmuszenie flotylli Bravo do zmiany kursu, może wtedy zdołamy ją zaatakować — zadecydował Geary.

— To może się udać — przyznała Desjani, aczkolwiek bez entuzjazmu.

— Oni nie zaatakują nas bez wyraźnego powodu — wtrąciła Rione.

Geary aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, że Wiktoria dołączyła do nich.

— Dlaczego tak uważasz?

— Bo nawet Syndycy uczą się czasem, jeśli ktoś mocno skopie im tyłki. — Rione spojrzała na Geary’ego. — Ile to już syndyckich okrętów zniszczyła ta flota pod twoim dowództwem? Ile bitew z nimi wygrałeś? Nie tylko wygrałeś, ale zrobiłeś z nich jednostronne przedstawienia, jakich ten świat dawno nie widział. I powtarzasz je za każdym razem. — Machnęła ręką, wskazując na nowo przybyłą syndycką flotyllę Bravo widoczną na ekranie wyświetlacza. — Syndycy też się uczą. Z pewnością otrzymali rozkaz ataku jedynie w sprzyjających okolicznościach i przy własnej przewadze. Mogą nas przeczekać, ale my nie posiadamy tego luksusu i nie możemy sobie na niego pozwolić.

— I boją się kapitana Geary’ego — powtórzyła tryumfalnie Desjani. — Ale jedynym sposobem na powstrzymanie naszej floty przed skorzystaniem z wrót hipernetowych jest wielka bitwa.

Geary przyjrzał się nowej sytuacji. Wszystkie ważne czynniki znajdowały się teraz mniej więcej w płaszczyźnie ekliptyki systemu gwiezdnego, nie było większych odchyleń w górę czy w dół. Flota Sojuszu pokonała już ponad połowę łuku dzielącego ją od drugiego punktu skoku i zaczynała się oddalać od centrum Lakoty. Okręty kierowały się teraz w stronę otwartej przestrzeni kosmosu. Syndyckie wrota hipernetowe i stacjonująca przy nich flotylla znajdowały się w odległości około trzech godzin świetlnych na bakburcie floty Sojuszu. Zamieszkana planeta znajdowała się w tej chwili po drugiej stronie gwiazdy, w odległości godziny świetlnej, i nie stanowiła w tym momencie żadnego zagrożenia dla okrętów Geary’ego. Nowa flotylla Syndykatu wyszła z punktu skoku z T’negu trzy godziny temu po sterburcie wektora lotu floty, a po zmianie kursu powinna go przeciąć. Jeśli nie dojdzie do kolejnych zmian kursów ani prędkości, Syndycy przetną trasę lotu okrętów Sojuszu około pół godziny świetlnej od miejsca, w którym teraz się znajdowali, i polecą w stronę punktu skoku na Branwyna. Ale flota musi za chwilę zmienić trajektorię, nie może przecież kierować się w pustkę. Pytanie tylko, jak bardzo ma ją zmienić i co obrać za kolejny cel?

Ruszyć w stronę jedynej zamieszkanej planety, licząc na to, że Syndycy udadzą się w pościg, aby uniemożliwić przeprowadzenie bombardowań? Nie, zbyt wiele widział w innych systemach gwiezdnych, żeby wierzyć, iż syndyckie władze przejmą się losem cywilnych mieszkańców albo instalacji przemysłowych tej planety. Przecież nieraz już próbowały prowokować takie bombardowania, najprawdopodobniej chcąc tym sposobem wzbudzić w swoich obywatelach jeszcze większy strach przed Sojuszem.

A więc zawrócić w stronę wrót hipernetowych w nadziei, że flotylla wroga podąży za nami? Desjani słusznie zauważyła, że Syndycy wcale nie muszą ze sobą współpracować. Czy też kontynuować lot w stronę punktu skoku na Branwyna, mając świadomość, że Syndycy zaminują to miejsce i zaczekają na Geary’ego, by uderzyć, jeśli okręty Sojuszu mimo wszystko zechcą odlecieć z Lakoty tą drogą? Nie musiał drugi raz spoglądać na Desjani, by wiedzieć, że optuje ona za szarżą na największe siły wroga, a większość oficerów tej floty ma z pewnością identyczne zdanie na ten temat. Jeśli teraz zawróci, niektórzy mogą kontynuować lot na punkt skoku, żeby tym sposobem wymusić na nim podjęcie walki. Oczy Geary’ego prześlizgnęły się po odczytach stanu floty, zwłaszcza po liczbie ogniw paliwowych będących w posiadaniu poszczególnych jednostek.