Выбрать главу

Nie mamy już zapasów paliwa wystarczających na przelot tam i z powrotem przez cały system. Syndycy nie zareagują, dopóki naprawdę nie zbliżę się do wrót hipernetowych, a jeśli je zniszczą, postawią flotę w beznadziejnej sytuacji, stracimy bowiem możliwość wykonania jakiegokolwiek skoku, aby opuścić Lakotę. Jeżeli wrota zapadną się, powodując maksymalne uwolnienie energii, wszystko, co znajduje się w tym układzie planetarnym, może ulec zagładzie. Wszystko — nie wyłączając mojej floty. Muszę działać w najprostszy sposób. Oszczędzać ogniwa paliwowe, aby można je wykorzystać, kiedy będą naprawdę potrzebne. Nie pozostawia mi to wielkiego wyboru.

— Kapitanie Desjani, idziemy na przechwycenie syndyckiej flotylli zmierzającej do punktu skoku na Branwyna. — Widział, że Tania uśmiechnęła się radośnie. — Czy może mi pani zaproponować najlepszy kurs?

— Jeden trzy stopni na sterbutrę, góra zero cztery stopni — odpowiedziała natychmiast. — Jeśli przyspieszymy do 0.07 świetlnej, przechwycimy flotyllę wroga, zanim dotrze do punktu skoku na Branwyna. Czas do przechwycenia: czterdzieści jeden godzin, dwadzieścia minut.

— Dziękuję, kapitanie. — Najwyraźniej Desjani przeprowadziła te obliczenia, zanim jeszcze wydał jej rozkaz. Nawet w sytuacji gdy wszystkie okręty floty leciały w tym samym kierunku, rozkazy musiały być powiązane z płaszczyzną ekliptyki, tak więc wykonają teraz skręt w lewo, czyli na sterburtę. W sytuacjach kiedy każdy okręt w formacji mógł kierować się w inną stronę, musiał istnieć jeden system odniesienia dla wszystkich, bowiem wydanie rozkazu: „lewo”, „prawo”, „góra” czy „dół” dla każdej jednostki oznaczałoby obranie odmiennego kursu. A tak zasada była prosta: lewo oznaczało odejście od gwiazdy, prawo zwrot w jej kierunku, a góra i dół odnosiły się do płaszczyzny ekliptyki systemu. A skoro w tej sytuacji kurs na przechwycenie wymagał zbliżenia się do gwiazdy, rozkaz brzmiał: zwrot na sterburtę.

Rione przycisnęła jedną dłoń do czoła teatralnym gestem, a na jej twarzy zagościł wyraz rezygnacji.

— Wyrusza pan na bitwę, kapitanie Geary? — zapytała.

— To się okaże. — Usiadł i uruchomił jednoczesne połączenie z całą flotą. — Do wszystkich jednostek, zwrot na sterburtę jeden trzy stopni, góra zero cztery stopni, zwiększyć prędkość do 0.07 świetlnej, czas trzy dwa. Zamierzamy przechwycić flotyllę Bravo Syndykatu. Bitwa może się rozpocząć za jakieś trzy dni. — Teraz najgorsze, ale nie miał innego wyjścia od chwili, gdy w systemie pojawiły się nowe siły wroga. — Druga i siódma eskadra niszczycieli, zaprogramujcie przesterowanie rdzeni w reaktorach masowców na samozniszczenie i dołączcie do własnych zgrupowań tak szybko, jak to będzie możliwe. Upewnijcie się, że wszyscy jeńcy z tych jednostek znajdą się w kapsułach ewakuacyjnych. Nie zamierzam martwić się także o nich podczas zbliżającej się bitwy.

Co jeszcze? Ach tak, przynęta, na którą nie złapali się Syndycy.

— Kapitanie Tyrosian, proszę zadbać o jak najszybsze zakończenie wysyłki uzupełnień i sprowadzenie wszystkich wahadłowców na pokład, zaznaczam jednak, że nie może pani przekroczyć terminu dwudziestu czterech godzin liczonych od teraz. Kapitanie Mosko, proszę zwiększyć prędkość zgrupowania Echo Pięć Pięć w takim stopniu, aby jak najszybciej zająć właściwą pozycję w szyku floty.

Jeszcze trzy dni będziemy czekali na starcie z Syndykami. — Desjani skrzywiła się, w jej myślach flota już docierała do wroga. — Nie cierpię czekać.

Zamierzasz wykonać skok w nadprzestrzeń czy walczyć z okrętami Syndykatu? — zapytała Rione. Milczała przez całą drogę, gdy wracali do kabiny Geary’ego, ale ledwie zamknął właz, już padło pierwsze pytanie.

To zależy… — Geary opadł na fotel i włączył wyświetlacz przedstawiający aktualną sytuację w systemie Lakota. — Co teraz zrobią Syndycy? Jak zareagują na nasz ruch? Nie mogę ich ścigać. Nie mamy tyle paliwa, by je marnować na takie manewry.

Na jednostkach pomocniczych jest wystarczająca liczba ogniw. Jeśli…

Jest ich za mało! — Skrzywił się. — Wybacz. Nie chciałem ci przerywać.

Rione, w której oczach już pojawiały się błyskawice, uspokoiła się nieco.

Gdybym nawet zdołał rozdystrybuować wszystkie ogniwa paliwowe, jakie zostały wyprodukowane do tej pory — tłumaczył cierpliwie Geary — osiągnę zaledwie sześćdziesiąt procent rezerw w momencie, gdy wyjdziemy z nadprzestrzeni na Branwynie, a i to tylko pod warunkiem, że nie będziemy wykonywać wcześniej żadnych manewrów. To mniej, niż wynosi standardowy margines bezpieczeństwa podczas operacji bojowych. I w sytuacji floty uwięzionej za liniami wroga prawdziwy problem.

— Powiedziałeś, że flota musi zwolnić, żeby przedostać się przez pola minowe postawione przez Syndyków, chyba że się przesłyszałam? Tym sposobem zużyjemy jeszcze więcej ogniw paliwowych.

— To prawda, tak powiedziałem. Sama widzisz, jak źle wygląda nasza sytuacja.

Rione spojrzała na niego uważniej, potem się uśmiechnęła.

— Znów cię nie doceniłam, John.

— Doprawdy?

— Tak, kapitanie Geary. — Rione roześmiała się. — Ograniczone zapasy paliwa, nie pozwalające na rozbijanie się po całym systemie, zamykają usta wszystkim podwładnym, którzy chcieliby ogłosić, że uciekasz przed wrogiem. Dlatego zmierzasz najkrótszą drogą w stronę punktu skoku, niby do bitwy, chociaż wiesz, że Syndycy wycofają się, umożliwiając nam wykonanie skoku do następnego systemu. Znakomita robota! Zaczynasz myśleć jak prawdziwy polityk.

Odpowiedział jej łotrzykowskim uśmieszkiem.

— Obawiam się, że jeszcze mi wiele do polityka brakuje. Moim zdaniem Syndycy podejmą walkę przy punkcie skoku na Branwyna. Wiedzą, że z niego skorzystamy. I nie pozwolą nam opuścić tego systemu gwiezdnego bez strat.

Uśmiech zniknął z twarzy Wiktorii, gdy spojrzała mu prosto w oczy.

— Powiedz, co naprawdę chcesz zrobić?

— Już ci powiedziałem, to zależy od sytuacji. Czy Syndycy zdecydują się uderzyć na nas wszystkimi siłami czy może raczej wybiorą inną drogę i będą nas kąsać tam, gdzie według nich jesteśmy najsłabsi? Jeśli wybiorą drugie rozwiązanie, siądą nam na ogonie i wykonają skok na Branwyna tuż za nami.

Rozważając taką możliwość, usiadła i pochyliła głowę. Dopiero po kilku minutach znów spojrzała mu w oczy.

— Jesteś pewien, że chcesz lecieć na Branwyna?

— A jaki mam wybór? Przecież Tnegu jest jeszcze gorszym rozwiązaniem.

— Wpakowałeś się w sytuację, w której będziesz musiał walczyć z Syndykami.

— Wiem. — Geary podniósł się na moment, by przywołać na wiszący nad stołem wyświetlacz rzecz, na którą rzadko patrzał. — Wiesz, co to jest?

Rione przyglądała się hologramowi z grymasem obrzydzenia na twarzy.

— Syndycki System Centralny. Chyba nigdy go nie zapomnę.

— Flota Sojuszu poniosła ogromne straty, gdy wpadła tam w zasadzkę. — Geary wskazał na długą listę nazw okrętów lśniących teraz czerwienią. — Straż przednia została unicestwiona, a reszta zdruzgotana podczas przelotu przez formacje czekające w zasadzce.

— Nie musisz mi o tym przypominać! — Rione odwróciła wzrok, jej twarz pobladła. — I tak męczą mnie koszmary związane z tą bitwą.

Geary skinął głową.

— Wybacz. Ale zgodnie z tym, co powiedziałaś na mostku, wygraliśmy kilka kolejnych bitew. Żadna z nich nie miała jednak takiej skali jak zwycięstwo Syndyków nad naszą flotą w Systemie Centralnym, chociaż jeśli zsumujemy wszystkie straty, jakie im zadaliśmy, wyjdzie całkiem niezły wynik.